Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
..» – Ociera łzę wierzchem dłoni.
«Macieju, masz chleb dla pielgrzyma?»
Maciej podnosi głowę, ale ponieważ klęczy, nie widzi, kto do niego mówi zza wysokiego parkanu, otaczaj±cego jego mał± posiadło¶ć, zagubion± w tym zielonym ustroniu, za Jordanem.
Odpowiada: «Kimkolwiek jeste¶, wejdĽ w Imię Pana Jezusa.»
Podnosi się, żeby otworzyć bramę. Staje naprzeciw Jezusa i pozostaje tak z ręk± na zasuwce, nie mog±c się poruszyć.
«Nie chcesz Mnie ugo¶cić, Macieju? Przyj±łe¶ Mnie raz. Skarżyłe¶ się, że nie możesz już tego zrobić... Jestem tu, a ty Mi nie otwierasz?» – mówi Jezus z u¶miechem.
«O, Panie!... Ja... ja... nie jestem godzien, aby mój Pan wszedł tu... ja...»
Jezus przekłada rękę ponad zamknięciem. Przesuwa zasuwkę, mówi±c: «Pan wchodzi tam, gdzie chce, Macieju.»
Wchodzi do skromnego ogrodu, idzie do domu.
Na progu mówi: «Po¶więć więc młode twoich gołębi. Odbierz ziemi jarzyny, a pszczołom – miód. Podzielimy się chlebem i twoja praca nie będzie daremna ani próżne twoje pragnienie. I to miejsce będzie ci drogie. Nie będziesz musiał i¶ć tam, gdzie wkrótce zapanuje milczenie i opuszczenie. Ja jestem wszędzie, Macieju. Kto Mnie kocha, jest ze Mn± zawsze. Moi uczniowie będ± w Jerozolimie. Tam powstanie Mój Ko¶ciół. Przyb±dĽ tam na uzupełniaj±ce ¶więto Paschy.»
«Wybacz mi, Panie. Nie potrafiłem jednak zostać w tamtym miejscu i uciekłem. Przyszedłem tam w porze nony, dzień przed Przygotowaniem, i następnego dnia... O! Uciekłem, żeby nie widzieć, jak umierasz. Tylko dlatego, Panie.»
«Wiem. Wiem też, że wróciłe¶ jako jeden z pierwszych, by płakać przy Moim grobie. Ale Mnie tam już nie było. Wiem wszystko. Patrz, siadam tu i wypoczywam. Zawsze tu wypoczywałem... aniołowie o tym wiedz±.»
Mężczyzna nie każe sobie tego powtarzać, lecz zdaje się poruszać, jakby przebywał w ko¶ciele, tak jest przepełniony szacunkiem. Od czasu do czasu ociera łzę, która się toczy po jego u¶miechniętej twarzy. Chodzi tam i z powrotem. Przynosi goł±bki, zabija je i przygotowuje. Roznieca ogień, zbiera jarzyny i płucze je. Kładzie na tacy wczesne figi i stawia na ubogim stole najlepsze naczynia. Kiedy jednak wszystko jest już gotowe, jakże mógłby zasi±¶ć za stołem? Chce usługiwać i już samo to uważa za wielki zaszczyt. Nie pragnie więcej. Jezus jednak, po ofiarowaniu i błogosławieństwie, podaje mu połowę goł±bka, którego rozkroił, i kładzie mięso na kawałku umoczonego w sosie podpłomyka.
«Och! Jak dla ulubieńca!» – mówi mężczyzna i jedz±c płacze z rado¶ci i wzruszenia, nie spuszczaj±c oczu z Jezusa, który je... pije... kosztuje jarzyn, oliwek i miodu. Po wypiciu łyku wina podaje Maciejowi swój kubek. Przedtem pił zawsze wodę. Posiłek skończył się.
«Jestem żywy. Widzisz to. Jeste¶ bardzo szczę¶liwy. Zapamiętaj, że przed dwunastoma dniami z woli ludzi umarłem. Niczym jest jednak wola ludzka, je¶li nie jest zgodna z wol± Boga. A nawet wtedy, gdy wola ludzi jest przeciwna woli Bożej, staje się ona narzędziem służ±cym Woli Przedwiecznej. Żegnaj, Macieju. Powiadam ci: będziesz miał cz±stkę w Moim Królestwie Niebieskim. Powiedziałem bowiem, że będzie ze Mn± ten, który Mi da pić wtedy, gdy byłem Pielgrzymem, gdy można jeszcze było w±tpić o Mnie.»
«Jednak teraz Cię tracę, o Panie!»
«Dostrzegaj Mnie w każdym pielgrzymie; zauważaj Mnie w każdym żebraku, w każdym ułomnym; Mnie – we wszystkich potrzebuj±cych chleba, wody i odzienia. Ja jestem w każdym cierpi±cym, a co się czyni dla cierpi±cego człowieka, to czyni się dla Mnie.»
Jezus otwiera ramiona, błogosławi go i znika.
VII. U Abrahama z Engaddi.
Plac w Engaddi.... jakby ¶wi±tynia otoczona kolumnad± szumi±cych palm. Zbiornik na wodę – zwierciadło dla kwietniowego nieba. [Gruchanie] gołębi – niby niski dĽwięk organów.
Stary Abraham przemierza plac. Na ramionach niesie narzędzia służ±ce do pracy. Postarzały, ale pogodny jak kto¶, kto znalazł pokój po wielu burzach. Przechodzi przez pozostał± czę¶ć miasta i idzie do winnic przy Ľródłach. Piękne, urodzajne winnice obiecuj± obfity zbiór. Wchodzi tam, żeby okopywać, przycinać i przywi±zywać. Od czasu do czasu podnosi się, opiera się o motykę i pogr±ża się my¶lach. Gładzi sw± patriarchaln± brodę, wzdycha, potrz±sa głow± w wewnętrznej rozmowie.
Jaki¶ człowiek, cały otulony płaszczem, idzie drog± ku Ľródłom i winnicom. Mówię: człowiek, ale to jest Jezus, bo to jest Jego płaszcz i Jego sposób chodzenia. Dla starca jest to jaki¶ człowiek. Człowiek ten rozpoczyna rozmowę z Abrahamem. Pyta:
«Jezus – ty, czy Jezus Pan? Jaki Pan? Gdzie¶ Go widział?» – ponaglaj± go niewiasty.
«Tam Pan. Jezus Pan» [– odpowiada chłopiec.]
«Gdzie jest? Gdzie poszedł?» [– pytaj± dalej.]
«Tam!»
Dziecko pokazuje pełne słońca niebo, ¶mieje się uszczę¶liwione i gryzie jabłko
|
WÄ…tki
|