ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Droga jego wiodła przez główną arterię miasta. Mija
szeregi sklepów, które istniały już przed czterema lat]
Minął hotel Saskatchewan i niewielkie biuro wymiany
znajdujące się w dawnym miejscu, u szczytu stromeg'
skłonu opadającego ku rzece. A przed biurem stał sekretafi
Anglik, Perci val Clary. Jakże jednak zmieniony! Rozrósł si<
wszerz i wyciągnął wzdłuż. Wyhodował wąsik, teraz nie-
nagannie napomadowany. Spodnie miał starannie zapf3
sowane, trzewiki lśniące i tkwił przed drzwiami sweg
ważnego przedsiębiorstwa, nonszalancko wsparty na Jasce
Keith uśmiechnął się, stwierdzając, że Percival Clary z1111
nił się na równi z miastem wraz z nadejściem tłustych 'a
Idąc dalej szukał wzrokiem znajomych twarzy. Od cza
do czasu spostrzegał je, jednak większość przechodniów
32
ludzie wiecznie się gdzieś śpieszący i pochłonięci
byli obcy w'ami Po uiiCy przejeżdżał co pewien czas
wlasny to^obil; jeden z dwudziestu znajdujących się
jakiś au któfe' jeszcze do niedawna nie znało w ogóle
takich pojazdów.
Ilekroć Keith spotykał kobietę bądź dziewczynę, z tru-
dem utrzymywał wzrok na wodzy. Dopiero teraz nabrał
absolutnej pewności, że kobieta i anioł to jedno. W drodze
do koszar spotkał ich około tuzina i za każdym razem chciał
przystanąć, by nasycić oczy ich widokiem.
Nigdy nie był kobieciarzem. Szanował kobiety, wierzył, że
stanowią lepszą część ludzkości, wielbił matkę, ale serce jego
nie znało dotąd miłosnej rozkoszy ani rozpaczy. Teraz całą
duszą modlił się do tych dwunastu napotkanych aniołów.
Jedne były wprost ordynarne, inne szpetne, lecz widział też
parę ładnych twarzyczek. Dla Keitha ich zewnętrzny wy-
gląd nie podlegał obecnie żadnej krytyce. To były białe
kobiety i w jego oczach wszystkie stanowiły ideał piękna.
Najbrzydszą nawet uważał za śliczną. Chciał rzucić do góry
kapelusz i wiwatować radośnie. Cztery lata i oto znów
wrócił do krainy bożej! Przez chwilę nawet zapomniał
o Mac Dowellu.
W głowie mu szumiało, gdy dotarł do koszar. Życie było
jednak piękne! Warto o nie walczyć, a on przecież jest
dobrym zapaśnikiem. Ruszył wprost do biura Mac Dowella.
^astukał do drzwi i po chwili ukazał się w nich sekretarz
T InsPektor jest zajęty! rzekł w odpowiedzi na py-
fcnie Johna Keitha. - Ale zamelduję mu!
K , ^Jestem tu w bardzo ważnej sprawie! uzupełnił
przv ' Przyjmie mnie niezwłocznie, gdy pan powie, że
^ynoszę wieści, dotyczące niejakiego Johna Keitha.
dohr -^ znikn*ł w jednych z dalszych drzwi. Minęło
ore PO! minuty zanim wrócił
^.Inspektor prosi! -rzekł.
odetchnął głęboko, by uciszyć rozszalałe serce.
33
Czy Conmston miał racje?
-w Ť*,
Rozdział V
ŁAPACZ LUDZI
Pierwszą osobą, na którą spojrzał Keith, nie był wcale
Mac Dowell, lecz młoda dziewczyna. Siedziała na wprost
drzwi, spoglądając na wchodzącego mężczyznę, a światło
padające przez okno, wydzielało wyraźnie z ogólnego tła jej
twarz i włosy.
Wyglądała nadzwyczaj efektownie. Była uderzająco pię-
kna. Słońce, zalewając pokój złotym blaskiem, nadawało jej
splotom migotliwe błyski, a oczy, jak to Keith zauważył,
miały siwy, niezwykle ładny odcień i patrzyły z ogromną
uwagą, podczas gdy w zesztywnieniu twarzy i ciała malo-
wało się silne napięcie. Keith spostrzegł to wszystko
w jednym mgnieniu, po czym zwrócił się do Mac Dowella.
Inspektor siedział przy stole zarzuconym papierami
wzrkh natychmiast wyczuł na sobie jego przenikliwy
^zro . przez chwiię doznaj przykreg0 zmieszania. Potem
'- -an spojrzał prosto w oczy Mac Dowella. Były to, jak
uprzedzał P ' '
stal ^onniston, źrenice, mogące przewiercić nawet
kenaWą ^' Nieokreślonej barwy, głęboko osadzone pod
pierw ZWlchrzonych> siwych brwi, wpiły się w niego od
n'e nań680 Wejrzenia' Keith zobaczył szpakowate, staran-
° i °WanC Wąsy' krótko Przyciętą siwą czuprynę,
muskularną twarz i złożył wojskowy ukłon.
35
Na plecach czuł zimny dreszcz. W stalowych
inspektora nie było śladu powitalnego drgnienia, ani
przyjaznego uśmiechu. Lecz raptem twarz Mac DO\V
zmieniła się nieznacznie i Keith po raz pierwszy zo
człowieka, będącego nie tylko zwierzchnikiem, lecz i
jacielem Dorwenta Connistona.
Inspektor wstał, pochylił się przez stół i rzekł ,
pełnym zdziwienia i radości: l
O wilku mowa, a wilk tu! Jak się masz, Connistotf
Keith zaniemówił na parę chwil. Wygrał! Krew rozszal;
się w nim tak gwałtownie, że przez moment ogłuchł i oślei
Poczuł uścisk dłoni Mac Dowella, jak przez mgłę złowił je
głos, przed oczami przepłynęła mu wizja stalowej twai
Derwenta Connistona. Stał wyprostowany, z uniesioi
głową, nawet lekko uśmiechał się, ale nie zdawał sobie wi
sprawy z tego wszystkiego, gdyż wszystko co czynił, cz
machinalnie
|
WÄ
tki
|