ďťż

Potem odszedł Lish Dickery...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Drugi chłopak, Benny Hardwater żył dziesięć czy dwanaście dni. Na łódce było tak zimno, że woda i piwo zamarzały i miałem trudności ze sprawiedliwym podziałem porcji, które po prostu łamałem składanym nożem Morthrupa. Wkładaliśmy do ust te kawałki, trzymając je tak długo aż się do końca rozpuściły. Dzięki śnieżnym nawałnicom mieliśmy śniegu do woli. Wszystko sprzysięgło się przeciwko nam, usta nasze paliła gorączka, były wciąż suche i zaognione. Nie było sposobu ugasić pragnienia. Ssanie lodu lub śniegu zwiększało tylko żar gorączki. Sądzę, że to była główna przyczyna śmierci Lisha Dickery’ego. Był nieprzytomny i bredził przez dwadzieścia cztery godziny przed śmiercią. Skonał, błagając o wodę — nie umarł jednak z jej braku. Opierałem się jak mogłem pokusie ssania lodu, zadowalałem się listkiem tytoniu w ustach i to mnie uspokajało. Zdjęliśmy ubrania ze wszystkich zmarłych. Nadzy przyszli na świat i nadzy wyszli poza burtę łodzi, w głąb ciemnego, mroźnego morza. Rzucano losy przy podziale ubrań. Taki rozkaz wydał kapitan Nicholl, aby nie dopuścić do kłótni. Nie czas było na sentymenty. Nie było ani jednej osoby wśród nas, która by nie doznawała wstydliwego zadowolenia przy każdym przypadku śmierci. Najszczęśliwszym ze wszystkich przy ciągnięciu losów okazał się Izrael Stickney, toteż gdy skonał, pozostał po nim cały skarb do rozlosowania. Ci, którzy ocaleli, nabrali znów chęci do życia. Płynęliśmy wciąż na północny zachód, lecz nasze oczekiwanie na cieplejszy klimat wydawało się być daremne. Krople wody zamarzały na dnie łodzi; wciąż rozbijałem piwo i wodę do picia nożem Morthrupa. Oszczędzałem mój własny nóż. Był wykonany z dobrej stali, ostry, solidnie zrobiony, i nie miałem ochoty niszczyć go w taki sposób. Tymczasem połowa naszego grona przekroczyła już straszną granicę burty łodzi. Na pokładzie zrobiło się znacznie luźniej, łatwiej można było sterować przy silniejszym wichrze. Każdy miał więcej miejsca, by się wygodnie wyciągnąć. Jedzenie stanowiło powód ciągłych narzekań. Kapitan, jego pomocnik, felczer i ja, omawiając tę sprawę, postanowiliśmy nie zwiększać dziennej półfuntowej porcji mięsa. Sześciu marynarzy, w imieniu których przemawiał Tobias Snów, twierdziło, że śmierć połowy spośród nas powinna spowodować podwojenie żywności, a więc należy podnieść porcję do jednego funta. W odpowiedzi zaznaczyliśmy, że podwaja się tylko nadzieja pozostania przy życiu, jeśli zadowolimy się nadal półfuntową porcją. Prawda, że osiem uncji solonego mięsa dawało nam minimalne szansę na przeżycie i odporność na dokuczliwy chłód. Byliśmy bardzo słabi i z powodu osłabienia bardziej skłonni do odmrożeń. Nosy i policzki były czarne od mrozu. Nie można było się rozgrzać, pomimo że każdy z nas miał teraz dwa razy więcej ubrań niż w chwili wejścia na łódź. Pięć tygodni po katastrofie Negociatora sprawa żywności zaostrzyła się. Spałem wówczas — było to w nocy — gdy kapitan Nicholl złapał Juda Hetchkinsa na kradzieży wieprzowiny z baryłki. Szczuło go tamtych pięciu, jak zdołano dowieść. Zaraz po schwytaniu Juda Hetchkinsa, cała szóstka rzuciła się na nas z nożami. Walka była ostra, przy mglistym świetle gwiazd, tylko cudem nie wywróciliśmy łódki. Zadowolony byłem z posiadania wielu koszul i ubrań, gdyż służyły mi za pancerz. Dzięki kilkuwarstwowemu odzieniu pchnięcia nożem zdołały tylko upuścić nieco krwi, pomimo że otrzymałem wiele silnych pchnięć. Tamci byli równie dobrze zabezpieczeni i walka zakończyłaby się wzajemnym wymordowaniem, gdyby pomocnik kapitana, Walter Dakon, bardzo silny mężczyzna, nie powziął myśli ukrócenia zajścia przez wyrzucenie buntowników z łodzi. Przyłączył się do niego kapitan Nicholl, felczer i ja; w jednej chwili pięciu z tej szóstki znalazło się w wodzie i kurczowo trzymało się burty. Kapitan Nicholl i felczer walczyli na środku pokładu z szóstym, Jeremim Nalorem i mieli go właśnie wyrzucić, pomocnik tymczasem obijał prętem palce wczepione w burtę. Na razie nie miałem nic do roboty, mogłem więc obserwować tragiczny koniec pomocnika. Gdy podniósł pręt, by uderzyć palce Richarda Setha, ten zanurzył się w wodę, następnie wybił się z niej i połową swego ciała znalazł się z powrotem na łódce, chwycił ramię Dakona i obaj wylecieli do wody. Prawdopodobnie nie wypuścił go z uścisku i utonęli razem. Z całej załogi statku przy życiu pozostało tylko trzech: kapitan Nicholl, Arnold Bentham (felczer) i ja. Siedmiu zginęło w jednej chwili z powodu próby Juda Hetchkinsa, by kraść żywność. Żal nas ogarnął, że tyle dobrej, ciepłej odzieży przepadło w morzu. Każdy z nas chętnie założyłby jeszcze kilka ubrań. Kapitan Nicholl i felczer byli dobrymi, uczciwymi ludźmi. Podczas gdy dwóch z nas spało, trzeci przy sterze z łatwością mógł kraść mięso. Nie zdarzyło się jednak, by któryś z nas to uczynił
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.