ďťż

Potem, jeśli jego koledzy o to poproszą, daruję mu karę...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Musi mieć jednak choć taką naukę... - Chwilę milczał, potem dorzucił: - Idź spać! - Ale wbrew tej zachęcie powiedział jeszcze: - Wtedy mówiłeś, że będę wam potrzebny. Powiedzieliście, że chcecie mieć oficera, fachowca... Kogo naprawdę potrzebujecie? 14 Za rzeką błysnęło jednocześnie wiele żółtych ogni. Rozległ się huk. Kule przeczesały wodę, jakby spadł rzęsisty deszcz. Posypały się przekleństwa, rozległ się gwałtowny chlupot. Ludzie, którzy już weszli po pas w rzekę, cofali się teraz spiesznie. W czarnej masie krzewów, znaczącej na tle nieba przeciwległy brzeg, zaczęły wybuchać nowe błyski. Strzelano nierówno, ale prędko i gęsto. Gdy na chwilę ucichł grzmot wystrzałów, słychać było plusk. Kule skakały po powierzchni niby „kaczki” ciskane przez chłopców. Nie trafiły jednak nikogo. Żołnierze wyszli z rzeki i położyli się na ziemi. Leliwa, leżąc obok Traugutta, powiedział: - Otwórzmy ogień. Widać od razu, że to chamy strzelają, a nie wojsko. Walą Panu Bogu w okno. Parę salw, spędzimy ich z brzegu, a wtedy przeprawię się z kompanią. Dam im nauczkę, że popamiętają! - Nie, nie będziemy strzelali. Powiedział to sucho, tonem, który nie dopuszczał sprzeciwu. Leliwa tylko sapnął gniewnie. Traugutt rozgarnąwszy trawę wpatrywał się w majaczący w ciemnościach brzeg. Tamci rzeczywiście strzelali jak na wiwat. Wciąż widać było błyski ognia. Z hukiem wystrzałów łączyły się krzyki ludzkie, szczekanie psów. Kule zresztą nie donosiły do przyczajonych na drugim brzegu powstańców. Tamci nie strzelali z karabinów wojskowych, ale z flint myśliwskich. Leliwa miał rację: to musiała być chłopska milicja. Drugi raz próbowali przeprawy. Wieczorem poprzedniego dnia usiłowali przejść Horyń pod Stolinem w tym samym miejscu, w którym przechodzili go podążając na Wołyń. Kiedy jednak zbliżyli się do brzegu, zostali zatrzymani regularnym ogniem nieprzyjacielskiej piechoty. Można było sądzić, że nieprzyjaciel wiedział o ich powrocie i tylko czekał, aż przyjdą. Traugutt kazał swoim cofnąć się, po czym, pozwoliwszy żołnierzom na krótki odpoczynek, zarządził forsowny marsz na południe. Sądził, że im dalej spróbuje przeprawy, tym większa jest szansa, iż będzie jej mógł dokonać nie napotykając oporu. Wybrał miejsce naprzeciwko wsi Dąbrowica, gdzie, według zebranych informacji, znajdował się prom. Horyń i Słucz płynęły tutaj dwoma oddzielnymi korytami. Wysłany przodem pluton kawalerii nadjechał na miejsce przeprawy jeszcze za dnia, ale znalazł prom zatopiony, zaś ułani zostali ostrzelani spoza opłotków. Schwytano dwóch pastuchów, którzy paśli krowy na wschodnim brzegu rzeki. Od nich dowiedziano się, że do Dąbrowicy poprzedniego dnia przyjechał naczelnik powiatu równieńskiego Hotz. Zebrawszy mieszkańców, przemówił do nich, wzywając do walki z polskimi panami, którzy zbuntowali się przeciwko cesarzowi za to, że dał chłopom wolność i ziemię. Wybrano około trzydziestu gospodarzy i starszych parobków i rozdano między nich przywiezione strzelby. We wsi zostało także kilku policjantów, którzy mieli uczyć użycia broni. Wieś piła całą noc na śmierć buntownikom. Pomimo tych wiadomości Traugutt postanowił doczekać nocy i pod osłoną ciemności spróbować przejść rzekę wpław. Sądził, że uda mu się to zrobić niepostrzeżenie. Ale chłopi czuwali. Zaciekła strzelanina przekonała go, że bez walki nie zdoła sforsować rzeki. Gdyby na drugim brzegu znajdowali się żołnierze, nie wahałby się ani przez chwilę. Położenie partii było ciężkie. Za sobą mieli bagna, a przed sobą bronioną rzekę. Żywność zabrana ze Stolina już się skończyła, o zdobyciu nowej na tutejszym pustkowiu nie można było nawet marzyć. Żadnej pomocy nie mogli się spodziewać. Byli sami - stu kilkudziesięciu ludzi od Bugu aż po bezkresny syberyjski świat! Powiedział do Leliwy: - Wydaj rozkazy. Wycofujemy się. - Ale dlaczego? - sprzeciwił się jeszcze raz. - Mówię ci, pułkowniku, jeśli jedna kompania będzie waliła po opłotkach, drugą podejmuję się przeprowadzić bez strat na drugi brzeg. W walce wręcz damy im radę... - Wydaj rozkaz - powtórzył. - Spróbujemy przeprawy w innym miejscu. Znowu pomaszerowali na północ. Kolumna posuwała się wolno w ciemnościach. Ludzie byli źli, sapali i klęli. Spodziewali się odpocząć w Dąbrowicy. Zamiast tego musieli maszerować, czując w nogach całodzienny marsz i drugą już bezsenną noc. Poza tym byli głodni, ostatnie porcje zostały wydane, zanim pierwszy raz spróbowano przeprawy. Gdy padał rozkaz do zatrzymania się na krótki odpoczynek, ludzie kładli się pokotem na ziemię. Niektórzy wyciągali jakieś resztki żywności ze swych węzełków, inni zaciągali się chciwie papierosami. Większość nie miała już nic do jedzenia; ci od razu zapadali w sen. Ale szybko przychodziła komenda nakazująca dalszy marsz. Wśród klątw dźwigano się na nogi. Traugutt szedł pieszo na czele kolumny. Trzęsły go dreszcze i bolała głowa. Czyżby powracała nie doleczona choroba? Wysiłkiem woli usiłował ją przemóc. Gdyby mógł się napić gorącej herbaty! Gorąca, mocna herbata - zgodnie z opinią babki - była pierwszym lekiem na każdą słabość. Ale krótkie postoje nie dozwalały na rozpalenie ogniska i zagotowanie wody. On sam nakazywał pośpiech. Chciał jeszcze tej nocy dokonać trzeciej próby przejścia Horynia. To przecież niemożliwe, aby pilnowali rzeki na całej długości! Tymczasem musieli zatoczyć krąg, aby ominąć położoną przy zlewie Horynia i Słuczy wieś Wysock. W Wysocku muszą być żołnierze, rozumował Traugutt, a jeżeli ich nie ma, to na pewno znajduje się tam uzbrojona milicja. Jeśli dojdzie do walki, nieprzyjaciel będzie wiedział, że pociągnął z powrotem na północ
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.