ďťż

Posterunek dowodzenia umieszczono w pobliżu budki na trawniku przed sądem...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Żołnierze wbijali słupki, rozciągali liny i rozpinali płótna trzech olbrzymich namiotów. Na rogach placu zmontowano zapory, przy których stanęli wartownicy. Opierając się o latarnie palili papierosy. Nesbit siedział na masce swego wozu i przypatrywał się akcji obwarowywania centrum Clanton, gawędząc sobie z żołnierzami. Jake zaparzył kawę i zaniósł ją zastępcy szeryfa. Obudził się już, nic mu nie grozi, bo jest dobrze strzeżony, więc Nesbit może jechać do domu i odpocząć. Jake wrócił na górę i przez jakiś czas obserwował plac. Kiedy oddziały rozlokowały się, transportery odjechały do koszar Gwardii Narodowej, znajdujących się na północy miasta, gdzie również przygotowano nocleg dla żołnierzy. Było ich około dwustu. Łazili po kilku wokół sądu, spoglądając na wystawy sklepów, czekając, aż ulice się zaludnią, z nadzieją że coś się wydarzy. Noose będzie wściekły. Jak śmieli wezwać Gwardię Narodową, nie pytając go o zdanie? To przecież jego proces. Burmistrz nawet chciał to zrobić, ale Jake wyjaśnił, że zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom Clanton należy do obowiązków burmistrza, a nie sędziego. Ozzie go poparł i ostatecznie nie zadzwonili do Noose'a. Pojawili się szeryf i Moss Junior Tatum. Porozmawiali z pułkownikiem w budce na placu, a potem obeszli gmach sądu, przeprowadzając inspekcję oddziałów i namiotów. Ozzie mówił coś, wskazując różne miejsca, a dowódca Gwardii wydawał się zgadzać z uwagami szeryfa. Moss Junior otworzył budynek sądu, by żołnierze mogli korzystać z wody pitnej i toalet. Było już po dziewiątej, kiedy przybył pierwszy reporter i ujrzał okupację centrum Clanton. W niespełna godzinę później biegali z kamerami i mikrofonami, przeprowadzając rozmowy z sierżantami i kapralami. - Czy może się nam pan przedstawić? - Jestem sierżant Drumwright. - Skąd pan pochodzi? - Z Booneville. - Gdzie to jest? - Jakieś sto pięćdziesiąt kilometrów stąd. - Dlaczego pan tu jest? - Wezwał nas gubernator. - Po co was wezwał? - Byśmy pilnowali porządku. - Czy spodziewacie się kłopotów? - Nie. - Jak długo tu pozostaniecie? - Nie wiem. - Czy do czasu zakończenia procesu? - Nie wiem. - A kto to wie? - Myślę, że gubernator. Wiadomość o inwazji rozeszła się lotem błyskawicy i po niedzielnych nabożeństwach mieszkańcy miasta ruszyli w stronę placu, by na własne oczy się przekonać, że armia rzeczywiście opanowała gmach sądu. Wartownicy usunęli zapory i pozwolili ciekawskim wjechać na plac i pogapić się na prawdziwych, żywych żołnierzy, z karabinami, w jeepach. Jake siedział na balkonie popijając kawę i ucząc się na pamięć informacji z fiszek o poszczególnych kandydatach na przysięgłych. Zadzwonił do Carli i powiedział jej, że wezwano Gwardię Narodową, ale że nic mu nie grozi. Mówiąc szczerze, jeszcze nigdy nie czuł się bardziej bezpiecznie. Setki uzbrojonych po zęby gwardzistów stoją na ulicy Waszyngtona i tylko czekają, by mu przyjść z odsieczą. Tak, ciągle ma też swojego goryla. Tak, dom wciąż stoi. Wątpił, by podano już informację o śmierci Buda Twitty'ego, więc nic jej o tym nie wspomniał. Może w ogóle się nie dowie? Wybierali się na ryby łodzią jej ojca i Hanna chciała, by jej tatuś też z nimi popłynął. Pożegnał się, czując, że tęskni za dwiema kobietami swego życia, jak jeszcze nigdy dotąd. Ellen Roark otworzyła sobie tylne drzwi do biura i położyła na stole w kuchni małą torbę z zakupami. Wyciągnęła z teczki dokumenty i ruszyła na poszukiwanie swego szefa. Był na balkonie - przeglądał fiszki zerkając od czasu do czasu na budynek sądu. - Dobry wieczór, Ro-ark. - Dobry wieczór, szefie. - Wręczyła mu gruby maszynopis. - To opracowanie dotyczące dopuszczalności poruszania kwestii gwałtu podczas procesu Haileya, o które prosiłeś. To trudny i zawiły problem. Przepraszam za objętość maszynopisu. Był równie starannie sporządzony jak poprzednie, zawierał spis treści i bibliografię, strony miał ponumerowane. Przekartkował go. - Do cholery, Ro-ark, nie prosiłem o traktat filozoficzny. - Wiem, że onieśmielają cię prace naukowe, więc rozmyślnie starałam się używać wyrazów, które mają nie więcej niż trzy sylaby
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.