ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Odwróciła się i wzdrygnęła, widząc stojącą tuż przed nią Alviarin. Może nie było ich nawet stu... Nawet stu? O zachodzie słońca dziesięciu wydawałoby się czystym szaleństwem, jednak nie mogła ryzykować. - Napisz do niej, Alviarin. Teraz, natychmiast.
- A w jaki sposób dostarczyć list? - Alviarin przekrzywiła głowę z lodowatym zainteresowaniem. Z jakiegoś powodu jej usta wykrzywiał nieznaczny uśmieszek. -Żadna z nas nie potrafi Podróżować. Statki wiozące Toveine i jej oddział do Andoru wkrótce przybędą na miejsce, o ile już się to nie stało. Kazałaś jej podzielić oddział na niewielkie grupki i unikać wiosek, żeby nikogo nie zaalarmować. Nie, Elaido, obawiam się, że Toveine skrzyknie swoje posiłki, kiedy już dotrą w okolice Caemlyn, i przypuści atak na Czarną Wieżę, nie odebrawszy od nas żadnych wieści.
Elaidzie aż zaparło dech. Ta kobieta właśnie zwróciła się do niej po imieniu! Zanim jednak zdążyła wybuchnąć wściekłością, nadeszło jeszcze gorsze...
- Moim zdaniem znalazłaś się w wielkich tarapatach, Elaido. - Zimne oczy wpatrywały się w jej oczy, a z uśmiechniętych warg wylewał się gładko potok lodowatych słów. -Prędzej czy później, Komnata dowie się o klęsce z alThorem. Galina być może jakoś ugłaskałaby Komnatę, ale wątpię, czy uda się to Covarli; będą chciały, by ktoś... wyżej postawiony... zapłacił... I, prędzej czy później, dowiemy się wszystkie o losie Toveine. A wtedy trudno będzie dźwignąć ciężar odpowiedzialności. - Niedbałym ruchem poprawiła stułę Amyrlin na ramionach Elaidy. - W rzeczy samej okaże się to niemożliwe, jeśli się wkrótce dowiedzą. Ujarzmią cię, zrobią z ciebie przykład tak samo, jak ty chciałaś postąpić z Siuan Sanche. Może jednak jest jeszcze czas na to, aby się uratować z opresji, pod warunkiem wszak, że posłuchasz swojej Opiekunki. Musisz przyjąć dobrą radę.
Elaida miała wrażenie, że język stanął jej kołkiem. Pogróżka nie mogła zostać wyrażona jaśniej.
- To, co usłyszałaś dziś wieczorem, jest Zapieczętowane dla Płomienia - powiedziała zduszonym głosem, ale wiedziała, że te słowa na nic się nie zdadzą, jeszcze zanim opuściły jej usta.
- Jeżeli zamierzasz odrzucić moją radę... - Alviarin urwała, po czym zaczęła się odwracać.
- Zaczekaj! - Elaida opuściła rękę, którą nieświadomie wyciągnęła. Pozbawiona stuły. Ujarzmiona. I potem jeszcze będą dokładały wszelkich starań, żeby nawet na chwilę nie przestała skowytać. - Co...? - Musiała urwać i przełknąć ślinę. - Jaką to radę oferuje moja Opiekunka? - Musiał istnieć jakiś sposób, by do tego nie dopuścić.
Alviarin westchnęła i znowu stanęła tuż przy niej. Bliżej, wręcz o wiele za blisko niż komukolwiek wolno było stawać przed Amyrlin: ich spódnice niemalże się dotykały.
- Obawiam się, że musisz zostawić Toveine na pastwę losu, przynajmniej w tej chwili. A także Galinę i wszystkie inne, które zostały wzięte do niewoli, czy to przez Aielów czy to przez Ashamanów. Obecnie wszelka próba ich odbicia będzie oznaczała odkrycie się.
Elaida powoli skinęła głową.
- Tak. Rozumiem to. - Nie potrafiła oderwać przerażonych oczu od rozkazującego spojrzenia tamtej. Musi istnieć jakiś sposób! To się przecież nie może dziać naprawdę!
- I wydaje mi się, że czas już najwyższy, abyś ponownie przemyślała swoją decyzję odnośnie do Gwardii Wieży. Czy naprawdę nie sądzisz, że mimo wszystko Gwardia powinna powiększyć swe szeregi?
- Ja... teraz już rozumiem, dlaczego należy to zrobić. -Światłości, musi myśleć!
- No to bardzo dobrze - mruknęła Alviarin i Elaida zaczerwieniła się z bezsilnej złości. - Jutro osobiście przeszukasz izby Josaine i Adelorny.
- Dlaczego, na Światłość, miałabym...?
Alviarin znowu szarpnęła za jej prążkowaną stułę, tym razem brutalnie, jakby chciała ją zerwać albo wręcz przeciąć nią szyję Elaidy.
- Wydaje się, że Josaine znalazła przed kilku laty pewien angreal i nigdy go nie przekazała. Adelorna zrobiła coś jeszcze gorszego, obawiam się. Bez zezwolenia zabrała jakiś angreal z jednej z przechowalni. Kiedy już je znajdziesz, bezzwłocznie ogłosisz, jaką wyznaczasz im karę. Coś naprawdę nieprzyjemnego. I jednocześnie wymienisz Doraise, Kiyoshi i Farellien jako wzór poszanowania prawa. Każdej ofiarujesz jakiś prezent; dobre nowe wierzchowce wystarczą.
Elaida zaczęła się obawiać, że oczy zaraz wyskoczą jej z orbit.
- Dlaczego? - Od czasu do czasu któraś siostra zatrzymywała angreal dla siebie, łamiąc tym samym prawo, ale karą rzadko kiedy było coś więcej niż surowe trzepnięcie po palcach. Wszystkie siostry wiedziały, co to pokusa. I jeszcze tamto! Wniosek był oczywisty. Wszystkie będą sądziły, że to Doraise, Kiyoshi i Farellien wydały tamte dwie. Josaine i Adelorna należały do Zielonych, tamte trzy odpowiednio do Brązowych, Szarych i Żółtych. Zielone Ajah będą wściekłe. Mogą nawet spróbować się zemścić na tamtych, co z kolei podburzyłoby ich Ajah, a..
|
WÄ
tki
|