ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
W oddali widać było górę - miejsce, do którego się udawali.
U podnóża skalistego wzgórza, tuż przy końcu długiego betonowego pasa, przycupnęła
grupka budynków. Maleńkie światełka w oknach ledwie było widać w porannym świetle. Na
pierwszy rzut oka wydawało się, że głównym budynkiem kompleksu jest wielki hangar lotniczy,
wkopany do połowy w zbocze góry.
Była to 7. Strefa Specjalna (o ograniczonym dostępie) sił powietrznych Stanów
Zjednoczonych - druga baza sił powietrznych, jaką mieli odwiedzić tego dnia.
- Druga Grupa Osłaniająca, tu Nighthawk Jeden, zbliżamy się do Strefy 7. Potwierdźcie stan
obiektu - powiedział do laryngofonu pilot Marine One, komandor Michael Artylerzysta Grier.
Nie otrzymał odpowiedzi.
- Powtarzam: Druga Grupa Osłaniająca. Raportujcie! W dalszym ciągu nie było odpowiedzi.
- To wina systemu zagłuszającego - stwierdziła komandor porucznik Michelle Dallas, drugi
pilot. - Radiowcy w ósemce mówili, że należy się tego spodziewać. Te bazy są utajnione na
poziomie siódmym, więc cały czas otacza je generowana satelitarnie radiosfera. Pozwala tylko na
przekazy na małe odległości, dzięki czemu nikt nie może wysłać nic na zewnątrz.
Kilka godzin temu prezydent złożył wizytę w Strefie 8, podobnie odizolowanej bazie sił
powietrznych, znajdującej się mniej więcej trzydzieści pięć kilometrów na wschód od Strefy 7.
W towarzystwie dziewięcioosobowego oddziału Secret Service zrobił krótki obchód bazy,
dokonując inspekcji paru nowych samolotów.
Kiedy prezydent był w środku, Schofield i pozostałych trzynastu komandosów piechoty
morskiej, stacjonujących na pokładzie Marine One oraz pokładach dwóch helikopterów eskorty,
czekali na zewnątrz w cieniu kadłuba Air Force One - potężnego prezydenckiego boeinga 747 -
i kręcili młynka palcami.
Po paru minutach kilku żołnierzy zaczęło się głośno zastanawiać, dlaczego nie pozwolono im
wejść do hangarów Strefy 8. Szybko zgodzono się co do tego - choć opinia ta opierała się
wyłącznie na plotkach - że pewnie dlatego, iż w bazie znajdują się najtajniejsze nowe samoloty
sił powietrznych.
Jeden z komandosów - szeroko uśmiechnięty i bardzo głośno mówiący czarny sierżant,
Wendall Elvis Haynes - słyszał, iż w tutejszych hangarach stacjonuje Aurora, legendarny
niskoorbitalny samolot szpiegowski, zdolny poruszać się z prędkością mach 9. Najszybszy
spośród aktualnie eksploatowanych samolotów świata - SR-71 Blackbird - osiąga prędkość mach
3 *.
* [Mach to jednostka prędkości, będąca wielokrotnością prędkości dźwięku (1224
kilometrów na godzinę). Tak więc mach 3 to około 3600 kilometrów na godzinę, a mach 9 - 11
000 kilometrów na godzinę (przyp. tłum.)]
Inni przypuszczali, że w bazie stacjonuje dywizjon F-44 - niezwykle zwrotnych myśliwców,
przypominających kształtem kadłuba grot strzały, których konstrukcja jest rozwinięciem
latającego skrzydła, czyli niewidzialnego bombowca strategicznego B2.
Jeszcze inni - być może zainspirowani wystrzeleniem dwa dni wcześniej chińskiego
wahadłowca - podejrzewali, że w Strefie 8 znajduje się X-38 - smukły wahadłowiec ofensywny,
wynoszony na orbitę przez boeinga 747. X-38 - tajny, wspólny projekt sił powietrznych i NASA
- był ponoć pierwszym na świecie pojazdem kosmicznym zdolnym do prowadzenia walki.
Schofield nie musiał się zastanawiać, czy w Strefie 8 eksperymentuje się z supertajnymi
konstrukcjami latającymi. Wszystko wyjaśniał jeden fakt.
Choć zatrudnieni w bazie inżynierowie starali się dobrze to ukryć, asfaltowy pas startowy
Strefy 7 rozciągał się w obu kierunkach na dodatkowe kilka tysięcy metrów - wykonano go
z bladoszarego betonu i zakamuflowano warstwą pyłu oraz kępami chwastów.
Był to pas przeznaczony do startów i lądowań maszyn latających, potrzebujących do startu
i hamowania szczególnie dużo czasu, co mogło oznaczać tylko jedno: wahadłowce lub...
Z hangaru głównego wyszedł prezydent i musieli ruszać.
Początkowo Szef zamierzał lecieć do Strefy 7 swoim boeingiem Air Force One. Choć
odległość była niewielka, podróż samolotem byłaby krótsza.
W ostatniej chwili pojawił się jednak jakiś problem techniczny. W zbiorniku paliwa
w lewym skrzydle odkryto wyciek.
Tak więc Szef wziął tym razem Marine One, który był zawsze gotowy do startu.
Właśnie dlatego Schofield był tu teraz i patrzył na Strefę 7, migoczącą w porannym słońcu
niczym choinka bożonarodzeniowa.
Pomyślał ze zdziwieniem, że żaden z ludzi, z którymi służył na HMX-1, nie zna ani jednej
historyjki o Strefie 7 - nawet wyssanych z palca plotek.
Najwyraźniej nikt nie miał zielonego pojęcia, co się dzieje w Strefie 7.
Życie w bezpośredniej bliskości prezydenta Stanów Zjednoczonych oznacza poruszanie się
w bardzo specyficznym świecie.
Dla Schofielda było to zarówno podniecające, jak i przerażające.
Podniecające, ponieważ znajdował się blisko przywódcy o ogromnej władzy - a przerażające,
ponieważ tego przywódcę otaczało mnóstwo ludzi, którzy sądzili, że tak naprawdę to oni mają na
wszystko wpływ.
Choć Schofield służył na pokładzie Marine One od niedawna, zauważył, że o uwagę
prezydenta walczą przedstawiciele przynajmniej trzech rywalizujących ugrupowań.
Pierwszym był sztab prezydencki - zadufane w sobie typki z Harvardu - ludzie mianowani
przez prezydenta do pomocy w szeregu zagadnień: od prowadzenia polityki wewnętrznej i spraw
dotyczących bezpieczeństwa po zajmowanie się prasą i porządkowanie spraw dotyczących
polityki.
Niezależnie od zakresu kompetencji, każdy członek zespołu obsługującego prezydenta miał
jeden nadrzędny cel: stworzyć jak najkorzystniejszy image prezydenta i pokazać go ludziom.
Drugą walczącą o prezydenta grupą była Secret Service Stanów Zjednoczonych.
Ochrona prezydencka, kierowana przez nie wiedzącego co to żart i całkowicie
beznamiętnego agenta Francisa X. Cutlera, nieustannie brała się za łby z personelem Białego
Domu.
Cutler - oficjalnie szef ochrony, przez prezydenta nazywany po prostu Frankiem - był znany
z umiejętności zachowania chłodnej głowy nawet pod silną presją oraz z całkowitej odporności
na argumenty politycznych dupolizów. Miał krótko ostrzyżone szare włosy i wąsko osadzone
oczy o podobnym kolorze i potrafił wbić wzrok w każdego członka ekipy prezydenckiej
i odrzucić wszelkie nalegania jednym stanowczym nie.
Trzecią grupą walczącą o zainteresowanie prezydenta była załoga Marine One
|
WÄ
tki
|