ďťż

- Pewnie, że chcę - powiedział...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Rozdział 12 Puściłam jego rękę i weszłam na łóżko, tyłem, żeby go cały czas widzieć. Wyjęłam rewolwer zza paska i schowałam pod jedną z poduszek, po czym położyłam się na środku łóżka, podpierając się na łokciach. Sholto stał przy łóżku, patrząc na mnie. Na jego twarzy błąkał się jakiś dziwny półuśmiech. Wyglądał na niepewnego, nie na nieszczęśliwego, a właśnie na niepewnego. - Sprawiasz wrażenie bardzo z siebie zadowolonej - powiedział. - Perspektywa ujrzenia po raz pierwszy nago przystojnego mężczyzny korzystnie wpływa na mój humor. Przestał się uśmiechać. - Przystojnego? Zmienisz zdanie, gdy zobaczysz, co mam pod koszulą. Pozwoliłam, by moje spojrzenie mówiło samo za siebie. Przyjrzałam się jego twarzy, oczom, mocnemu, bliskiemu ideałowi nosowi, szerokim ustom. Reszta ciała wyglądała równie wspaniale, ale wiedziałam, że przynajmniej część z tego, na co patrzę, była poprawiona przez magię. Nie wiedziałam, jak dużo. Zatrzymałam wzrok na tych częściach jego ciała, o których z pewnością wiedziałam, że są prawdziwe, jak wąskie biodra, mocne, długie nogi. Dopóki nie widziałam go bez spodni, nie mogłam mieć pewności, co się w nich kryło, więc na razie nie zaprzątałam sobie tym głowy. Królowa miała rację, musiałam niechętnie się z nią zgodzić - on naprawdę był wspaniały. - Fantazjowałem na temat sidhe patrzącej na mnie tak jak ty teraz. - Wciąż wyglądał bardzo uroczyście. - To znaczy jak? - spytałam. Wypowiedziałam te słowa cicho, zmysłowo, kusząco. Uśmiechnął się. - Jakbym był przekąską. Uśmiechnęłam się również, starając się, by ten uśmiech był tym, czego potrzebował. - Przekąską, powiadasz? Zrzuć płaszcz i koszulę, a może faktycznie się nią staniesz. - Pamiętaj: tej nocy nie uprawiamy seksu - powiedział. - A może tylko nie osiągamy orgazmu? Odrzucił do tyłu głowę i roześmiał się, głośno i beztrosko. Spojrzał na mnie oczami błyszczącymi nie pod wpływem magii, a z powodu śmiechu. Wyglądał na młodszego, bardziej odprężonego. Uświadomiłam sobie, że z jego jasnymi włosami i skórą, ze złotymi oczami, byłby mile widziany na Dworze Seelie. Jeśli miałby na sobie cały czas koszulę, nikt by niczego nie podejrzewał. Przestał się śmiać. - Czemu tak nagle spoważniałaś? - spytał. - Po prostu pomyślałam, że wyglądem bardziej pasujesz do Dworu Seelie niż ja. Zmarszczył brwi. - Masz na myśli swoje kasztanowe włosy? - I zbyt niski wzrost, i piersi odrobinę zbyt duże, zdaniem innych sidhe. Niespodziewanie uśmiechnął się szeroko. - To musiały być kobiety, które miały kompleksy z powodu swoich piersi. Żadnemu mężczyźnie nie przyszłoby to do głowy. Uśmiechnęłam się. - Masz rację. To była moja matka, moja ciotka, moje kuzynki. - Były po prostu zazdrosne - powiedział. - To miłe, że tak myślisz - powiedziałam. Zrzucił szary płaszcz na podłogę, po czym rozpiął guzik przy mankiecie, nie spuszczając przy tym ze mnie wzroku. Rozpiął drugi mankiet i przeszedł do pierwszego guzika koszuli, potem drugiego, tak że ukazał się trójkąt błyszczącej, białej skóry. Trzeci guzik i ujrzałam jego muskularną pierś. Jego palce przeszły do czwartego guzika, ale nie rozpiął go. - Zanim to zobaczysz, chciałbym cię pocałować. Domyśliłam się, dlaczego. Bał się, że kiedy go już zobaczę, odejdzie mi ochota na całowanie. Przysunęłam się do niego. Sholto położył ręce na łóżku i uklęknął. Pochylił się, aż jego broda prawie dotykała łóżka, z dłońmi rozpostartymi na narzucie. Stanęłam nad nim na czworakach. Popatrzył w górę na mnie, a ja zbliżyłam twarz do jego twarzy. Pocałowałam go. Łagodne muśnięcie warg i Sholto zaczął się wycofywać. Delikatnie dotknęłam jego twarzy. - Jeszcze nie - powiedziałam. Sholto miał rację, gdy zobaczyłabym jego „dodatki”, mogłabym nie mieć ochoty na następny pocałunek. Jeśli miałoby to być jedyne dotknięcie rąk sidhe w jego życiu, chciałam, żeby zapamiętał je na długo. Pocałunek nie mógł zastąpić seksu z sidhe, ale to było wszystko, co mogłam zaproponować. Na swój sposób był równie samotny jak Uther. Oparł się brodą o łóżko, podnosząc na mnie oczy. Czekał na mnie cierpliwie, całkowicie biernie, na to, co postanowiłam. W tej chwili odpowiedziałam sobie na jeszcze jedno pytanie. Jeśli miałabym się związać z jakąś osobą, musiałoby nas łączyć coś więcej niż tylko krew sidhe. Powinna nas łączyć miłość do bólu. Położyłam się na łóżku, tak że nasze twarze znalazły się na jednym poziomie. - Rozchyl trochę wargi - powiedziałam. Zrobił to bez chwili wahania. Spodobało mi się to. Pocałowałam jego górną wargę, łagodnie, delikatnie. Językiem rozchyliłam szerzej jego usta, po czym zatopiłam w nich język. Początkowo poddawał się biernie moim pieszczotom, pozwalając, bym wpiła się łagodnie w jego usta, potem zaczął odpowiadać pocałunkiem
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.