ďťż

Pewnej niedzieli przed południowym nabożeństwem zadzwoniła Anna i krzyczała, że Palie morduje jej matkę...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Pobiegłem na odsiecz. Anna otworzyła drzwi wejściowe. W tejże chwili trafił mnie w usta ogłuszający cios i upadłem w tył na półkę z kaloszami. Rudy komiwojażer, odziany tylko w nocną koszulę i skarpetki, szamotał się z matką i córką. Ryczał, że zabije nas, że musi wreszcie położyć kres tym wszystkim cholernym oszustwom, że ma już dość utrzymywania kurwy i córki kurwy. Chwycił starszą z kobiet za szyję, jej twarz zrobiła się purpurowa, usta miała szeroko otwarte. Anna i ja usiłowaliśmy oderwać jego ręce od szyi, w końcu Anna pobiegła do kuchni po nóż i krzyknęła, że go zabije. Puścił natychmiast jej matkę, uderzył mnie jeszcze raz w twarz, chciałem mu oddać, ale nie trafiłem. Potem ubrał się w milczeniu, nałożył melonik na bakier, włożył na siebie ciemne palto, rzucił klucz od drzwi na podłogę i znikł. Anna i jej matka poczęstowały mnie kawą i kanapkami, jakiś sąsiad zadzwonił do drzwi i zapytał, co się stało. Anna zaciągnęła mnie do swego pokoju i obejrzała moje kontuzje. Miałem wyszczerbiony jeden z przednich zębów (gdy piszę te słowa, wciąż jeszcze mogę wyczuć językiem brak odpryśniętego ułamka.) Dla mnie wszystko to było ciekawe, ale nierzeczywiste. To, co działo się wokół mnie, przypominało kawałki filmu, luźno połączone, częściowo niezrozumiałe albo tylko nudne. Odkryłem ze zdziwieniem, że moje zmysły rejestrowały wprawdzie zewnętrzną rzeczywistość, ale impulsy nie docierały nigdy do moich uczuć. Żyły w zamkniętym pomieszczeniu. Przywoływano je na żądanie, ale nigdy w sposób nieprzemyślany. Moja rzeczywistość była tak głęboko rozszczepiona, że utraciła świadomość. Zatrzymałem się na awanturze w zniszczonym mieszkaniu na Nybrogatan, bo pamiętam każdy moment, każdy ruch, krzyk i wymianę wyzwisk, światło odbijające się w oknach po przeciwnej strome ulicy. Swąd smażeniny, woń brudu, zapach pomady na tłustych rudych włosach mężczyzny. Pamiętam wszystko i każdą rzecz z osobna. Ale żadne uczucia nie są związane z tymi wrażeniami zmysłowymi. Czy byłem przestraszony, wściekły, zakłopotany, ciekawy czy tylko histeryczny? Nie wiem. Teraz, kiedy znam już summę mojego życia, wiem, że miało to trwać ponad czterdzieści lat, zanim moje uczucia uwolniły się z tego zamkniętego kręgu. Żyłem wspomnieniami uczuć, wiedziałem dość dobrze, jak uczucia powinny być odtwarzane, ale spontaniczny ich wyraz nie był nigdy spontaniczny, zawsze istniał jakiś ułamek sekundy między moim intuicyjnym przeżyciem a jego uczuciowym wyrazem. Dziś, kiedy wyobrażam sobie, że jakoś tam wyzdrowiałem, zastanawiam się, czy istnieje albo powstanie instrument, dzięki któremu będzie można zmierzyć i zdefiniować neurozę, tak skutecznie udającą iluzoryczną normalność. Anna została zaproszona na moje piętnaste urodziny, które obchodzono w żółtym domu na Sm?dalarö. Umieszczono ją na poddaszu razem z moją siostrą. O wschodzie słońca zbudziłem ją. wymknęliśmy się nad zatokę i powiosłowaliśmy w stronę Jungfrufjärden, obok Czerwonego Przylądka i Kamiennych Wrót. Wypłynęliśmy na zatokę, prosto w bezruch, blask słońca i leniwy przybój na Słonym Jeziorze, bezgłośnie odbywający swą poranną turę z Utö do Dalarö. W samą porę zdążyliśmy do domu na śniadanie i obchody urodzinowe. Byliśmy opaleni na ramionach i plecach, wargi mieliśmy trochę sztywne, o smaku soli, oczy na pól oślepione całym tym światłem. Po przeszło sześciu miesiącach współżycia po raz pierwszy oglądaliśmy naszą nagość. Kiedy skończyłem 16 lat, wysiano mnie w lecie do Niemiec jako Austauschkind. Oznaczało to, że miałem spędzić sześć tygodni u niemieckiej rodziny wraz z chłopcem w moim wieku. Gdy zaczęły się jego letnie wakacje, pojechał ze mną do Szwecji, gdzie pozostał przez taki sam okres czasu. Znalazłem się u rodziny pastorskiej w Turyngii w małej miejscowości, która nazywała się Haina, między Weimarem i Eisenach. Wieś leżała w dolinie w zamożnej okolicy. Między domami wiła się leniwa i mętna rzeczka. We wsi znajdował się ogromny kościół, rynek z pomnikiem z czasów wojny i przystanek autobusowy. Rodzina była duża: sześciu synów i trzy córki, pastor i pastorowa, a także starsza krewna, która była diakonissą czyli dienende Schwester. Miała ona wąsik, pociła się obficie i żelazną ręką rządziła rodziną
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.