ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
W momencie gdy
spokojny rytm powrócił do dzikiego tempa, Pedro skoczył. Lecąc na mnie poruszał
rękoma,
jakby to były skrzydła wielkiego motyla-ćmy! Potężny cios w pierś powalił mnie
na ziemię, a
Pedro zniknął w mroku. Leżałem wpatrując się ze zdumieniem w jupiter wiszący pod
sufitem.
Podszedł do mnie Kajtek i pomógł mi wstać.
- Nie martw się, tego ataku jeszcze nikt nie zatrzymał - powiedział.
- Jakoś to się nazywa?
- Nie wiem, to jakaś czarodziejska sztuczka - Kajtek mówił o tym, jakby
opowiadał o
duchach w starym zamku. - Nie widziałem jeszcze nikogo, kogo ten ruch skrzydeł
by nie
zaczarował.
Rozcierałem obolałe miejsce na piersi, a szefowie poszczególnych grup zachęcali
dzieci do powrotu do zajęć. Wszyscy widzowie byli pod wrażeniem tego, co pokazał
Pedro.
Postanowiłem poleżeć w swoim wozie. Gdy padłem na tapczanik, ktoś delikatnie
zapukał do drzwi.
- Proszę! - krzyknąłem.
To była Dorota.
- Mam wyrzuty sumienia, że cię w to wciągnęłam - powiedziała na wstępie. - Może
zrobić ci kawę?
Zaskoczony tą wizytą pokiwałem głową. Dorota podeszła do kuchenki, podpaliła
gaz,
postawiła na palniku czajnik z wodą. W szafce znalazła kawę i cukier. Z kieszeni
wyjęła mały
woreczek z dziwnym proszkiem. Dała mi go powąchać. Pachniał jak mieszanka ziół.
- To w przyszłości uchroni cię przed takimi atakami - wyjaśniła. - Zostawię ci
to.
- Jesteś zielarką, szamanem?
Dorota uśmiechnęła się podeszła do mnie i położyła mi swój palec na ustach.
- Podobno nazywają cię Małpa? Ty przypominasz mi te z biurka Canarisa, szefa
Abwehry. Nic nie widziały, nie słyszały, nie mówiły, a chciały wszystko
wiedzieć. Ty też
jesteś małpą nieczułą, co pomoże ci pokonać kiedyś samego siebie.
Gotująca się woda zasnuła parą okienko i Dorota szybko przygotowała mi kawę.
Posłodziła ją, doprawiła mieszanką ziół, postawiła kubek przy mnie na podłodze i
ruszyła do
wyjścia.
- Nie licz, że jeszcze do ciebie się odezwę - powiedziała wychodząc.
- Czemu? - zerwałem się na nogi, by ją zatrzymać.
Ona tylko powtórzyła gest z palcem na ustach i wyszła. Zrezygnowany usiadłem i
powąchałem, cóż to za mieszankę ziół przygotowała dla mnie ta niezwykła
dziewczyna.
Pachniały jak każda lecznicza mieszanka, może tylko wybijał się tam zapach
cykorii, a kawa
z takim dodatkiem smakowała wyśmienicie. Chwilę odpocząłem i wyszedłem ze
swojego
domku na kółkach. Widziałem, jak na łące Iwan z Katią uczyli dzieci podstaw
jazdy konnej.
Gdy podszedłem do nich, Iwan skończył lekcję i podał mi lejce.
- Zajmij się nim, zaraz dołączę - powiedział.
Odprowadziłem konia do jego stajni na kółkach. Nie miał tam luksusów, ale
podczas
postojów Iwan zawsze wyprowadzał swoje trzy konie na pastwisko, płacąc
miejscowym
rolnikom za to. Zdjąłem z konia siodło, wycierałem go i czesałem specjalnym
grzebieniem.
- Robisz to z uczuciem - pochwalił mnie Iwan. - W legii mieliście konie? -
zażartował.
- W wojsku były tylko konie mechaniczne - odpowiedziałem. - Lubię zwierzęta. W
tym cyrku jest ich bardzo mało - zauważyłem. - Tylko twoje konie, małpa
dyrektora i nic
więcej.
- I my, to wystarczy - Iwan wprowadzał do boksu obok drugiego konia. - W wielu
krajach jest zabroniona tresura dzikich zwierząt.
- Słyszałem, że zwierzęta są bite, traktowane prądem elektrycznym, okaleczane...
- Różne rzeczy opowiadają ekolodzy. Może rozdmuchują jednostkowy przypadek?
Nie wiem. Nigdy nie widziałem takich rzeczy, o których mówisz. Praca ze
zwierzętami daje
efekty tylko przy odpowiednim systemie nagród. Zwierzę ma swój rozum, ale nawet
ludzie
czasami nie dostrzegają, że za złe uczynki może ich spotkać kara, a co dopiero
nasi, cytując
świętego Franciszka z Asyżu, bracia mniejsi. Uważam, że karanie ich nie ma
sensu i
dlatego pracuję z koniem, bo wykorzystując pewne jego nawyki można osiągnąć
dobre
wyniki.
- Pan Ludwik jest tego samego zdania?
- Wiem tylko tyle, że przedstawił mi ostre kryteria przewozu, trzymania
zwierząt.
Pewnie nie każdy potrafiłby ich dotrzymać. Dyrektor sam ma zwierzę, traktuje
tego swojego
szympansa jak domowego pudełka, więc chyba nie jest złym dyrektorem. To ostatni
Mohikanin. Ten rok jeżdżę z nim tylko dlatego, że to ostatni sezon Titanica.
Skończyliśmy pracę. Teraz musiałem zająć się porządkiem w cyrku: sprawdzić, czy
ogrodzenia są całe, czy nie ma śmieci w namiocie, czy krzesła równo stoją, a na
koniec
ubezpieczać Beatę, która sprzedawała bilety. Podczas przedstawienia krążyłem
wokół
namiotu wypatrując, czy nie widać gdzieś pana Tomasza
|
WÄ
tki
|