ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Błazny dzisiejsi są po prostu jurgieltnikami do
wynajęcia, kto większą rzuci garść nie złota, lecz banknotów.
Nikczemny błazen XIX. wieku jest na żołdzie tej frakcyi, koteryi, która nie mając już racyi
bytu, pragnie wszelkiemi, nawet niegodnemi sposobami zakonstatować swoją istność i pozyskać u
sfer rządowych a raczej politycznych zaufanie, z tej przyczyny zeszła na prostych denuncyatorów i
szpiegów, lecz fałszywych, zwracając uwagę policyi i żandarmeryi na fakta, które dotąd nie
istnieją.
O cóz idzie tej koteryi, której nikczemny błazen jest przedstawicielem? Ani o więcej, ani o
mniej, jak o rozszerzenie swych zasad ultramontańskich, jezuickich, reakcyonerskich, aby za
pośrednictwem ich wkorzenić ciemnotę, obskurantyzm, by módz następnie bez kontroli
przeprowadzać swe zbrodnicze zamiary. Tak źle jednak nie będzie. Już raz stracony wasz wpływ,
żadnym sposobem go nie odzyskacie. Dosyć już nabroiliście, dosyć już na was cięży występków,
grzechów i zbrodni politycznych, abyście jeszcze nowe mieli popełniać. Wy sami to doskonale
czujecie, iż przy rzeczywi- stych zasadowych zmianach miejsca dla was nie może być, z wami raz
sumienny rachunek wypada zrobić, przebaczyć po chrześciańsku za przeszłość, a przypuścić
dopiero do przyszłości po uczynionej pokucie, po odrodzeniu. Nim to nastąpi, nikt wam nie
zabroni na uboczu w waszej koteryi cicho, spokojnie konspirować i konserwować wasze wzniosłe
zasady i zbrodnie przeszłości. Jeżeli Polakowi godzi się być konserwatystą, to i można przypuścić,
iż car Moskwy jest liberałem.
Wy błotem bryzgacie na wszystko co jest wzniosłe, szczytne, narodowe, gdyż nie jesteście
zdolni zrozumieć poświęcenia i cierpień dla ojczyzny, gdyż jej nie macie, dawno już ją
przefrymarczyliście. Ojczyzna według waszego przekonania to blichtr dla prostodusznych, dla nas,
dla ogółu, a nie dla kwiatu, dla wyboru społeczeństwa ulepionego z innej gliny. Skutkiem tego w
każdym ruchu, objawie życia narodowego, spotykamy większą część was w naszych
nieprzyjacielskich obozach, tam oddajecie wasz honor, wasze sumienie w zamian za tytuły, za
ordery, za złoto; wróg potrzebuje podłości, za nią płaci; lecz nią pogardza i w nią nie wierzy.
Spojrzyjcie na nazwiska historyczne i arystokratyczne po tamtej stronie Karpat: jaką one są czcią i
poszanowaniem otoczone, gdyż oni nigdy nie splamili swej tarczy herbowej i swego sztandaru
narodowego, lecz przeciwnie zawsze pracowali na szczęście ojczyzny, idąc z postępem wieku,
dążąc do pomyślności narodu, którego potrzeby znają żyjąc w harmonji pośród niego. To
jednoczenie wszystkich warstw stworzyło siłę uwieńczoną pomyślnym rezultatem, godnym
zazdrości. Ale aby odnieść podobne korzyści, wypada koniecznie krok w krok postępować z
potrzebami i z życzeniami narodu, a nie stać na uboczu i wyczekiwać, zkąd pomyślny wiatr wieje i
wówczas dopiero przerzucić się na stronę zwycięzką, która ze swej strony nie może dowierzać
szczerości i rzetelności podania ręki i obawia się prędkiej zdrady i przerzucenia się znów do
nieprzyjacielskiego obozu.
Nikczemny błazen w swoich listach zwraca uwagę rządu i swej chlebodajnej koteryi na
niebezpieczeństwo, jakiego się dopuszczono przez pozwolenie wolnego pobytu zbrodniarzom z 63.
roku w tej lojalnej, pokornej Galilei. Od chwili przybycia tych wyrzutków spółeczeństwa spokoj
jest zachwiany, a cała wierno poddana prowincya podminowaną, została palnemi materyałami, tak
iż najmniejsza iskra wszystko wysadzi w powietrze na cztery wiatry.
Do tych zbrodniarzy, wyrzutków społeczeństwa zaliczacie nie tylko przybyszów, ale i swoich
miejscowych, którzy czy to większy czy mniejszy udział brali w ruchu 63. roku; zapominając że i
wy czy to z obawy czy z chęci sparaliżowania całego powstania braliście w nim udział pośredni i
bezpośredni
|
WÄ
tki
|