ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Dora zdała sobie sprawę, że Steve patrzy na nią pytająco. Chyba coś do niego
mówiła.
Nie mogła się skupić, była roztrzęsiona. Nie zmrużyła oka przez całą noc. Co to
ona chciała
powiedzieć? Ach, tak.
- Wiem, że pan nie ma apetytu - zaczęła nieśmiało - ale może przygotuję stek dla
pana
i pana Taylora?
- Dla mnie nie, dziękuję, Doro. Może pan Taylor...
- Proszę usmażyć steki dla nas obu. - Hugh położył rękę na ramieniu Stevea. -
Proszę po-
słuchać, nie jadł pan nic od wczoraj. Będzie pan całą noc na nogach. Musi pan
być w formie,
dojechać tam i działać zgodnie ze wskazówkami.
- Chyba ma pan rację - zgodził się Steve. Dochodzili do jadalni, gdy zadzwonił
dzwonek
u drzwi. Hugh podskoczył.
- Ja otworzę.
Steve zmiął serwetkę, którą właśnie miał rozłożyć na kolanach. Czy usłyszy głos
Neila...
głos Sharon?
Hugh wprowadził młodego, ciemnowłosego mężczyznę, który wyglądał znajomo...
Oczywiście, obrońca Ronalda Thompsona, Kurner. Tak się nazywał, Robert Kurner.
Był pod-
ekscytowany i wyglądał nieporządnie. Miał rozpięty płaszcz i pognieciony
garnitur, jakby
w nim spał.
- Panie Peterson - odezwał się od drzwi. - Przyszedłem porozmawiać o pana synu.
- O moim synu? - Steve poczuł na sobie ostrzegawcze spojrzenie Hugh. Zacisnął
pięści. -
Co z moim synem? - zapytał.
- Panie Peterson, broniłem Ronalda Thompsona. Spieprzyłem sprawę.
- To nie pana wina, że Ronald Thompson został skazany - powiedział Steve. Nie
patrzył
na młodego człowieka. Wpatrywał się w stek. Odsunął talerz. Czy Hugh miał rację?
Czy po-
rwanie było, mimo wszystko, trikiem?
- Panie Peterson, Ron nie zamordował pańskiej żony. Został skazany, bo większość
przy-
sięgłych świadomie lub nieświadomie sądziła, że zabił również tę Carfolli i
panią Weiss.
- Był już notowany - wtrącił Steve.
- Notowany jako nieletni, za pojedyncze wykroczenie.
- Zaatakował kiedyś dziewczynę, dusił ją... - kontynuował Steve.
- Panie Peterson, był wtedy piętnastoletnim chłopakiem. Na prywatce przyłączył
się do
zawodów w piciu piwa. Który dzieciak ze szkoły średniej nie chce się w pewnym
momencie
popisać dorosłością? Kiedy był kompletnie zalany, ktoś podrzucił mu kokainę. Nie
wiedział,
co robi. Zupełnie nie pamiętał, że dotknął tej dziewczyny. Wiemy wszyscy, jak
działa połą-
czenie narkotyków i alkoholu. Ron miał cholernego pecha: wpadł w poważne
tarapaty za
pierwszym i jedynym razem, gdy się upił. Przez następne dwa lata nie wypił nawet
piwa. Ale
miał niewiarygodnego pecha i przyszedł do pana domu tuż po tym, gdy pańska żona
została
zamordowana. - Głos Kurnera drżał, ale słowa, które mówił, padały szybko. -
Panie Peterson,
przestudiowałem sprawozdanie z sądu. Wczoraj kazałem Ronowi w kółko powtarzać
wszyst-
kie szczegóły, o których mówił, na temat tego, co zrobił pomiędzy chwilą, gdy
rozmawiał
z panią Peterson w sklepie, a momentem, kiedy znalazł jej ciało. I zrozumiałem,
jaki popełni-
łem błąd. Panie Peterson, pański syn, Neil, powiedział, że schodził po schodach
i wtedy usły-
szał jęki pańskiej żony. Widział, jak jakiś mężczyzna ją dusił, a potem widział
jego twarz...
- Twarz Ronalda Thompsona - dokończył Steve.
- Nie! Nie! Nie rozumie pan? Proszę, niech pan spojrzy do sprawozdania. - Robert
rzucił
aktówkę na stół, wyciągnął z niej gruby plik kartek i zaczął je przerzucać, aż
znalazł właściwą
stronę. - Tutaj. Oskarżyciel spytał Neila, dlaczego jest taki pewny, że to Ron.
I Neil powie-
dział: Zrobiło się jasno, więc jestem pewny. Przegapiłem to. Przegapiłem.
Kiedy wczoraj
Ron w kółko powtarzał swoje zeznanie, powiedział, że zadzwonił do frontowych
drzwi,
a potem odczekał parę minut i zadzwonił ponownie. Neil nie powiedział ani słowa
o tym, że
słyszał dzwonek. Ani słowa!
- To niczego nie dowodzi - przerwał Hugh. - Neil znajdował się na górze i bawił
się po-
ciągami. Prawdopodobnie był tym dość zaabsorbowany, a kolejka jest hałaśliwa.
- Nie... nie... bo powiedział: Zrobiło się jasno. Panie Peterson, o to mi
chodzi. Ron za-
dzwonił do frontowych drzwi. Poczekał, zadzwonił jeszcze raz, obszedł dom
dookoła. Dał
mordercy czas na ucieczkę. To dlatego tylne drzwi były otwarte. Ron włączył
kuchenne świa-
tło. Czy pan nie rozumie? Powodem, dla którego Neil widział wyraźnie twarz Rona,
było to,
że z kuchni padało światło. Panie Peterson, mały chłopiec zbiega po schodach i
widzi, jak
ktoś dusi jego matkę. W salonie było ciemno, proszę o tym pamiętać. Paliło się
tylko światło
w korytarzu. Czyż nie jest możliwe, że doznał szoku, a może nawet zemdlał?
Wiadomo, że
zdarza się to nawet dorosłym. A kiedy odzyskał świadomość, ujrzał - ujrzał - bo
teraz
z kuchni wpadało do salonu światło, kogoś pochylającego się nad matką, kogoś,
kto dotyka
jej szyi. Ron próbował wtedy zdjąć chustkę, ale to było niemożliwe, zawiązano ją
bardzo
mocno. Uzmysłowił sobie, że kobieta jest martwa i że on może być w to wszystko
zamiesza-
ny. Wpadł w panikę i uciekł. Gdyby to on był zabójcą, czy zostawiłby świadka
takiego jak
Neil? Czy zostawiłby przy życiu panią Perry, wiedząc, że prawdopodobnie go
rozpozna? Ro-
biła przecież zakupy w sklepie, w którym on pracował! Zabójca nie zostawia
świadków, panie
Peterson.
Hugh potrząsnął głową.
- To się na nic nie zda. Nie ma w tym ani odrobiny dowodu. To tylko spekulacje -
oświadczył.
- Ale Neil może nam dostarczyć dowodu - odrzekł błagalnie Bob. - Panie Peterson,
czy
zgodzi się pan poddać Neila hipnozie? Rozmawiałem dzisiaj z kilkoma lekarzami
|
WÄ
tki
|