ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Ten cel ma imię i nazwisko.
Spojrzała Roarke'owi w oczy.
Znam twoje imię. Ona też. Wie, że masz doskonałą ochronę i jeszcze lepszy
instynkt. Wie też, że jesteś ostrożny. Ale sądzi, że nie spodziewasz się jej ataku,
więc będziesz czuł się raczej swobodnie na takim wieczorze, gdzie tylko gada się
o niczym i spotyka z różnymi ludźmi.
I tak będzie się czuł, pomyślała Eve. Za to ja będę kłębkiem nerwów.
Ona nie może wiedzieć, że rozszyfrowałam jej plan i znam cel powiedziała. -
Wszystkie wcześniejsze ofiary w Nowym Jorku pasowały do schematu. Ty się z
niego wyłamujesz. Będzie uważała to za swój atut. Spróbuje podsunąć ci zatruty
drink albo jakąś przekąskę. To znaczy, że nie wolno ci nic jeść ani pić. Absolutnie
nic.
To będzie bardzo długi wieczór. Mam jednak pewne zastrzeżenie, pani porucznik,
jeśli można.
Jakie?
Jakie?
Zawsze pozostaje taka możliwość, że to ty jesteś jej celem albo że Dunne
zamierza zaatakować nas oboje. - Skłonił głowę, wyczytał bowiem z miny Eve, że
już rozważała taką możliwość. - Dlatego ty również nie będziesz nic jadła ani piła,
tak samo jak ja.
Zgoda. Dziennikarze już chwycili przynętę i nagłośnili duży datek, jaki Roarke
ma złożyć Louise Dimatto tego wieczoru. To są dla Julianny otwarte drzwi, więc
na pewno zechce przez nie przejść. - Eve przeanalizowała to już z wielu punktów
widzenia. - Na pewno. Dziś rano poczuła mój oddech we Włoszech, w dodatku
zepsułam jej krótkie wakacje. A ona nie lubi, kiedy krzyżuje jej się plany. Będzie
bardzo zła, lecz również zdeterminowana, Ja też. Dlatego dopilnuję, żeby
zamknąć te drzwi, a przy okazji Juliannę,
Urwała i potoczyła wzrokiem po obecnych, żeby sprawdzić, czy ją dobrze
zrozumiano. Julianna Dunne była jej.
Feeney, oczekuję, że wybierzesz zespół operacyjny. Przedyskutujemy jego skład
w hotelu Regency, podczas rozpoznania terenu. Spotkamy się tam w biurze
ochrony za pół godziny. Czy są pytania?
Nie teraz. - Feeney wstał. - W hotelu na pewno będzie ich mnóstwo.
Wobec tego porozmawiamy tam, Peabody, jedziesz z McNabem i Feeneyem, ja
wezmę cywila.
Cywil też ma imię i nazwisko. - Lekko poirytowany Roarke wstał. - Jeśli ma pani
wolną chwilę, pani porucznik, państwo Peabody chcieli by powiedzieć pani do
widzenia.
Dobrze. Do zobaczenia za pół godziny powiedziała do reszty swojego zespołu i
wyszła za mężem.
Próbujesz zdepersonalizować sytuację, mówiąc o mnie per cel albo cywil. -
Roarke przystanął u szczytu schodów i ujął ją za ramię. - To mi się nie podoba.
Trudno. Kiedy wszystko się skończy, a ona znajdzie się znów za kratami, za karę
powtórzę twoje imię pięćset razy. - Zobaczyła, jak złość zaczyna wykrzywiać mu
twarz i syknęła. - Nie czepiaj się mnie o to, na miłość boską. Nie czepiak się, do
cholery. Inaczej nie umiałabym nad tym zapanować.
Rozumiem. Ale może ty z kolei zrozumiesz, że musimy nad tym zapanować
oboje. I nie pozwolę się zredukować do zwykłego przedmiotu. Eve, nawet tobie. -
Mocno uścisnął jej dłoń. - Uczysz się tego już od roku.
Od roku? - pomyślała, idąc obok niego. Miała wrażenie, że nawet przez sto lat nie
zgłębiłaby wszystkich tajemnic małżeństwa.
Państwo Peabody czekali w salonie. Siedzieli przytuleni i roześmiani na jednej z
sof. Sam wstał, gdy tylko Eve weszła do środka.
O jesteś. Baliśmy się, że nie znajdziesz czasu na pożegnanie i nie będziemy mogli
ci powiedzieć, jak bardzo się cieszymy, że mogliśmy tak dobrze poznać was
oboje.
Było mi bardzo miło gościć was tutaj. - Roarke wyciągnął rękę. - I spędzić czas z
rodziną delii. Mam nadzieję, że jeszcze tu przyjedziecie. Będziecie zawsze mile
widziani.
Z przyjemnością skorzystam z zaproszenia. - Phoebe zatrzymała wzrok na Eve.
Wpatrywała się w nią tak długo, że tej przeszły ciarki po plecach. - Co ty na to
Eve? Czy rzeczywiście będziemy mile widziani?
Jasne. Hm... nasze drzwi zawsze stoją przed wami otworem.
Phoebe wybuchnęła śmiechem, potem ujęła twarz Eve i pocałowała ją w oba
policzki. W jej piwnych oczach tańczyły ogniki wesołości.
Mimo że wciąż nie bardzo wiesz, jak nas traktować, co?
Nie wiem za wiele o korzeniach, ale poznaję na pierwszy rzut oka, kiedy ktoś ma
je dobre. Peabody z pewnością ma.
Phoebe ogarnął zachwyt, choć starała się trochę go zatuszować.
Dziękuję. Te słowa to wspaniały prezent, który możemy wziąć ze sobą na drogę.
Uważaj na siebie, uważaj, jak tylko potrafisz. - Cofnęła się o krok i dodała:
Będziemy często o tobie myśleć.
Dobra robota powiedział Roarke, gdy opuścili salon.
Nie jestem kompletną idiotką
|
WÄ
tki
|