ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- I nawet wielu urlopowiczów! Podobno w tej strefie już od ponad dwóch lat ludzi przerabiają na szpiegów, czy też ze szpiegów robią z powrotem ludzi...
12
KONTRATAK
Harda ocucił ból w ręce.
Stał przed nim mężczyzna w białym fartuchu i ze strzykawką w ręku. Ponieważ ostatnią rzeczą, jaką komisarz zapamiętał z biura, był również mężczyzna w białym fartuchu i taki sam ból w ręku, wydawało mu się, że między tymi dwoma wrażeniami nie minęła nawet sekunda. Wkrótce jednak zrozumiał, że myli się: lekarz był inny i pokój inny, i nie było kancelisty Emanuela Banca, i sam Hard nie siedział już w miękkim fotelu, lecz leżał na kanapie.
Tak, to oczywiście był drugi zastrzyk, którym go ocucono. Jak długo był nieprzytomny? Komisarz spojrzał na zegarek, ale przegub ręki był pusty. Dziwne, ukraść zegarka nie mogli, sytuacja wykluczała taką możliwość, tym bardziej że portfel, papierosy i zapalniczka były na miejscu. To znaczy, iż zegarek zabrali umyślnie, aby komisarz nie mógł mierzyć czasu i określić, jak daleko znalazł się od biura. Kto wie, może w ogóle przewieźli go na drugi koniec świata, jeśli między dwoma zastrzykami przeszła doba? W takim razie nie było co liczyć na pomoc Taratury i Chestera. Taak... Zresztą nie warto tracić nadziei: czas i odległość maskuje się jedynie wtedy, kiedy ich wartości są niewielkie.
Preparat był prawdopodobnie bardzo silny, ale zupełnie nie oddziaływał na pamięć i zdolność rozumowania. Skutki nie były tak nieprzyjemne jak przy zwykłej narkozie lub środku nasennym, i Hard czuł się raczej odświeżony niż zmęczony. Z pamięci wypłynęły natychmiast wszystkie słowa wypowiedziane przez niego lub inne osoby przed pierwszym zastrzykiem.
- Morfinal? - spytał Hard, bezceremonialnie przyglądając się pustej strzykawce i pamiętając, że właśnie to rzadkie lekarstwo znaleziono przy Bobie Langerze i przestępczej trójce kierowanej przez Eugenea Harryego.
Mężczyzna w fartuchu nie odpowiedział. Przekonawszy się, że komisarz przyszedł do siebie, wyszedł bez słowa. Kiedy drzwi zamknęły się za nim, Hard wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć: nie chcesz rozmawiać, twoja sprawa! Domyślał się, że był potajemnie obserwowany i dlatego postanowił zachowywać się swobodnie i naturalnie, jak człowiek, który znalazł się u swoich, a nie w niewoli u przeciwnika.
Potem rozejrzał się dokoła.
Znajdował się w niewielkim pokoju bez okien, umeblowanym sprzętami, których supernowoczesne linie walczyły o lepsze z rozstawionymi tu i ówdzie antycznymi bibelotami. Pastelowe tony obić, draperie, pufy na podłodze i przytłumione zielone światło z ukrytych lamp byłyby na miejscu raczej w damskim buduarze niż w kryjówce gangsterów. Pokój nie przypominał w niczym surowego wnętrza biura, co raz jeszcze uświadomiło Hardowi przepaść dzielącą go od zwykłego świata.
Obok kanapy stał niski stolik z różnojęzycznymi gazetami, które nieznana ręka rozrzuciła niedbale, jakby na potwierdzenie najbardziej pesymistycznych przypuszczeń komisarza. Hard wstał, pochylił się nad stolikiem i wybrał rzecz jasna Świat przed chwilą, a nie jakiś New York Times.
Rzuciwszy okiem na stronę tytułową, gdzie zamieszczano informacje o najważniejszych wydarzeniach światowych - na diabła to zwykłym gangsterom? - komisarz ze znacznie więks>zym zainteresowaniem zagłębił się w lekturze kroniki kryminalnej. A więc minister Vonnel, komisarz Woods i inspektor Morgeens zostali odznaczeni orderami Lwa i Lwicy za znakomite i operatywne, jak pisała gazeta, rozwikłanie dwóch spraw dotyczących zaginięcia: sprawy Uty Dobbs i Ronnie Fisher. Świetnie! Znaczy, że Murdock ściśle trzymał się wskazówek i wywiad z Morgeensem ukazał się w jednym z poprzednich numerów. Co jeszcze? Kolejny napad na Bank Narodowy. Naturalnie musieli korzystać z pomocy personelu bankowego, ale komisarz Woods, który prowadził tę sprawę, wolał szukać bandytów za granicą i winą za niepowodzenia obarczyć policję międzynarodową. Co dalej? Wzrok komisarza prześliznął się po czarnej, żałobnej obwódce, otaczającej... Co takiego?! Murdock?! Zginął?!...Przypadkowy postrzał w trakcie czyszczenia broni?! Na krótki moment komisarz zapomniał nawet o tym, że jego zdenerwowanie może ktoś zauważyć, ale natychmiast opanował się. Obrócił kilka kartek, niewidzącymi oczyma zagapił się na zdjęcie jakiejś piękności, która coś tam reklamowała, nie przestając myśleć o tym, jak głupio zginął inspektor Murdock - znakomity detektyw, człowiek wszechstronnie uzdolniony, mądry, zdecydowany i wierny, na którego zawsze można było liczyć jak na siebie samego. Czy inspektor zginął przypadkowo? Czy może został zabity? Przez kogo i dlaczego? Odpowiedzi na te pytania mogły zdecydować o losie komisarza. Czy Murdock zdołał zawiadomić Prezydenta o niebezpiecznej misji Harda i jego towarzyszy? Zresztą to pytanie nie miało sensu. Oczywiście, że nie zawiadomił! Przecież termin kontrolny upływał 2 czerwca w południe - jaki dzień dziś mamy, u diabła? - a Murdock, jeśli wierzyć gazecie, zginął nazajutrz po rozstaniu z Hardem. To znaczy, że w New City nikt go już nie asekuruje. Można liczyć jedynie na Taraturę i Chestera. Nie daj Boże, aby przestępcy wywąchali ich trop! Nie daj Boże, aby sami wpadli w ich łapy! Kompletna rozpacz...
- Dziewczynki pan sobie ogląda? - rozległ się nagle niski, głęboki głos.
Hard nie słyszał otwierania drzwi..
Teraz stała przed nim kobieta.
Diabli nadali! - pomyślał komisarz. - Tylko tego mi jeszcze do szczęścia brakowało!
Prawdę mówiąc, przytulny buduar powinien był przygotować Harda na pojawienie się tajemniczej nieznajomej i taka myśl przemknęła mu nawet przez głowę, kiedy rozglądał się po pokoju, ale jakoś nie utrwaliła się w świadomości i dlatego rzeczywistość zaskoczyła go bardziej, niż mógł przypuszczać.
- Dziewczynki? - nie zorientował się komisarz, ale natychmiast pojął, co nieznajoma miała na myśli. Rzucił więc na stolik gazetę ze zdjęciem półnagiej kobiety i niemal bezbłędnie podrobionym głosem konesera powiedział.
- Zupełnie niezła.
Hard mimowolnie zareagował tak, jak należało, jak mogła oczekiwać dama, ale w duchu był niezmiernie zażenowany swoim okrzykiem.
Nieznajoma z gracją przeszła przez pokój, usiadła w fotelu naprzeciw Harda i uśmiechnęła się. Była zdecydowanie przystojna. Ciemnofioletowa suknia znakomicie podkreślała wszystkie walory jej zgrabnej, drobnej figury. Na ramiona opadały wijące się, kasztanowate włosy
|
WÄ
tki
|