ďťż

Nikt jednak nie będzie w stanie stwierdzić, kiedy zniknęły klejnoty - w czasie lotu, przed nim czy po nim...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Oczywiście Margaret wie, że Harry jest złodziejem, i na pewno by go podejrzewała, ale chyba uwierzyłaby mu, gdyby wyparł się udziału w tej aferze? Chyba tak. Co potem? Potem żyliby w ubóstwie w Bostonie, mając w banku sto tysięcy dolarów! Ale to nie trwałoby długo. Margaret z pewnością znalazłaby jakiś sposób, by wrócić do Anglii i wstąpić do kobiecych oddziałów pomocniczych, on zaś pojechałby do Kanady i został wojskowym pilotem. Wojna potrwa jeszcze najwyżej rok lub dwa, może trochę dłużej. Kiedy dobiegnie końca, Harry podejmie pieniądze z banku, kupi ten wiejski domek, Margaret wróci z Europy, zamieszka z nim i... będzie chciała wiedzieć, skąd wziął na to pieniądze. Prędzej czy później będzie musiał powiedzieć jej o wszystkim. Z dwojga złego lepiej później niż prędzej. Powinien wymyślić jakąś wymówkę, która pozwoliłaby mu zostać w Shediac na pokładzie samolotu. Nie może powiedzieć jej, że źle się czuje, bo wtedy ona także zostanie, a to zniweczyłoby jego plany. Musi mieć pewność, że Margaret zeszła wraz z innymi na ląd i zostawiła go samego. Spojrzał na nią przez szerokość przejścia między fotelami. Właśnie wciągnęła mocno brzuch, by zapiąć pas. Oczami wyobraźni ujrzał ją siedzącą w tej samej pozie, ale zupełnie nagą, z piersiami rysującymi się wyraźnie na tle jasnych kwadratów okien, kępką kasztanowych włosów wyłaniającą się spomiędzy ud i długimi nogami wpartymi w podłogę. Musiałbym być głupcem, żeby ryzykować jej utratę w zamian za garść rubinów - pomyślał. Ale to nie była garść zwykłych rubinów, tylko Komplet Delhijski, wart co najmniej sto tysięcy w gotówce, dzięki któremu Harry mógłby stać się tym, kim chciał zawsze być - dżentelmenem prowadzącym wygodne, pozbawione finansowych kłopotów życie. Mimo to zastanawiał się, czyby jej wszystkiego nie wyznać: "Chcę ukraść biżuterię twojej matki. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu?" A ona na to: "Dobry pomysł, ta stara krowa nie zrobiła nic, żeby na nią zapracować." Nie, Margaret na pewno nie zareagowałaby w taki sposób. Co prawda uważała, że ma radykalne poglądy i wierzyła w konieczność ponownego rozdziału dóbr materialnych, ale jej przekonania nie wykraczały poza granice teorii. Byłaby wstrząśnięta do głębi, gdyby naprawdę spróbował pozbawić jej rodzinę części majątku. Odczułaby to jako druzgocący cios, co z pewnością wpłynęłoby na zmianę uczuć, jakie do niego żywiła. Zauważyła, że się jej przygląda, i uśmiechnęła się ciepło. Odpowiedział jej uśmiechem, po czym szybko odwrócił wzrok i spojrzał w okno. Maszyna zbliżała się do zatoki w kształcie podkowy; na brzegu rozsiadło się kilka niewielkich osad. Dokoła rozciągały się pola uprawne. W pewnej chwili Harry dostrzegł linię kolejową, której odgałęzienie sięgało aż do końca wysuniętego daleko w morze nabrzeża, przy którym stało sporo statków różnej wielkości oraz jeden hydroplan. Na wschód od nabrzeża zaczynały się szerokie piaszczyste plaże, wśród wydm zaś stały małe letnie domki. Harry pomyślał, jak przyjemnie musi być mieszkać latem w takim domku blisko morza. Ja też będę mógł sobie na to pozwolić. Przecież już wkrótce stanę się bogaty! - powtarzał sobie. Kadłub samolotu zetknął się łagodnie z powierzchnią wody. Harry prawie wcale nie odczuwał niepokoju; zdążył już nabrać nieco doświadczenia. - Która godzina, Percy? - zapytał. - Jedenasta czasu lokalnego. Mamy godzinę spóźnienia. - A jak długo będzie trwał postój? - Też godzinę. W Shediac zastosowano nową metodę dokowania. Do Clippera zbliżył się mały holownik i wprowadził go do pływającego doku, połączonego z lądem metalowym trapem. Stanowiło to ogromne ułatwienie dla Harry'ego. Na poprzednich postojach pasażerowie byli przewożeni na brzeg łodzią, co oznaczało, że istniała tylko jedna szansa zejścia na ląd. Harry usiłował znaleźć jakiś pretekst, który pozwoliłby mu zostać na pokładzie, ale teraz mógł po prostu powiedzieć Margaret, żeby poszła pierwsza, a on dołączy do niej za kilka minut. Steward otworzył zewnętrzne drzwi, pasażerowie zaś zaczęli wkładać płaszcze i kapelusze. Cała rodzina Oxenford podniosła się z miejsc, podobnie jak Clive Membury, który podczas całego lotu właściwie nie odezwał się ani słowem, jeśli nie liczyć długiej i poważnej rozmowy z baronem Gabonem. Harry nadal zastanawiał się, o czym ci dwaj mężczyźni mogli wtedy dyskutować. Teraz jednak niecierpliwie odsunął te myśli na bok i skoncentrował się na własnych problemach. - Dogonię cię później - szepnął do wychodzącej z kabiny Margaret, po czym skierował się do męskiej toalety. Uczesał się i umył ręce - nie dlatego, żeby tego potrzebował, ale po to, by się czymś zająć
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.