ďťż

Nigdy nie powinien był mieć dzieci z Karen, pomyślał mściwie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Nie mieli wystarczających kwalifikacji, by zostać rodzica­mi. Byłoby znacznie lepiej, gdyby pozostali bezdzietni - jak Davina James i jej mąż. Davina James! Był zaskoczony widząc ją dzisiaj w supermarkecie, ubraną niedbale w dżinsy i bawełnianą koszulę i starannie, metodycznie wybierającą produkty, które następnie szybkimi, opanowanymi ruchami wkładała do wózka, od czasu do czasu odrzucając kosmyk włosów opadający jej na oczy i przesłaniający pole widzenia. Ten gest zdradzał jej kobiecą bezbronność, przywodząc na myśl Cathy. Saul zmarszczył czoło. Był zły na siebie za te myśli. Jeśli chodzi o Davinę, znaczenie miały dla niego tylko jej związki z firmą Carey i fakt, że była jej głównym udzia­łowcem. Nagle uświadomił sobie, że nie odpowiedział Cathy na pytanie. - Nie wiem, możemy iść gdzieś na lunch, jeśli masz ochotę. Cathy energicznie skinęła głową. Jadąc przez miasto Saul dostrzegł rodzinną restaurację połączoną z pubem, na­leżącą do sieci znanej w całym kraju. Mała entuzjastycznie przyjęła propozycję, żeby się tam zatrzymać. Wewnątrz było sporo ludzi, głównie rodzin, ale wkrótce uśmiechnięta kelnerka zaprowadziła ich do stolika. Saul z trudem ukrył rozbawienie na widok dorosłej mi­ny, jaką zrobiła Cathy, kiedy jej wręczono kartę. Jedno spojrzenie na menu upewniło go, że jego siostra ma inny pogląd na to, co zdrowe i pożywne, ale szybko uspokoił sumienie tłumacząc sobie, że to tylko jednorazowy wy­skok. Przy sąsiednim stoliku siedziała para z dwójką chło­pców w wieku niewiele ponad dziesięć lat. Na ich talerzach widniały kopce smażonej ryby z frytkami, które Cathy dosłownie pożerała wzrokiem. Saul skrzywił się. W jadłospi­sie nie było nic, na co miałby rzeczywiście ochotę, zaczął coś jednak zamawiać, kiedy nagle uwagę jego zwrócił szor­stki głos kobiety przy sąsiednim stoliku, która mówiła do swojego męża: Mówię ci, Bert, dosłownie szlag mnie trafia, jak sobie pomyślę, że wszyscy doskonale wiedzą w Carey Chemi­cals, co powoduje u tych dziewczyn wysypkę, ale palcem nawet nie kiwną, żeby coś zrobić. Co ich obchodzą ci, którzy na nich pracują... Oj, ciągle tylko Carey i Carey. Daj spokój, kocha­nie, nie jesteś w pracy - odparł mąż, najwyraźniej ziry­towany i znudzony powtarzanymi w kółko żalami żony. - Jesteś przedstawicielką załogi i do ciebie należy zrobie­nie czegoś, co by ich zmusiło do podjęcia jakichś kroków. Nie masz co się przede mną wy zalać, ja tam nawet nie pracuję. I całe szczęście. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce zostaniemy bez pracy. Tak wam powiedziała? Kobieta potrząsnęła głową, usiłując przełknąć to, co miała w ustach. Tymczasem kelner postawił talerz przed Saulem, który jednak tak był pochłonięty przysłuchiwaniem się rozmo­wie, że ledwie udawał zainteresowanie jedzeniem. - Nie, najwyraźniej liczy na to, że ktoś ją wykupi... przynajmniej tak mówią, chociaż ona się do tego nie przyznaje. W każdym razie jedno jest pewne - że więcej się nami interesuje niż ten jej mężulek. Nigdy go nie widziałam w pakowalni czy na taśmie, chyba że mu wpadła w oko jakaś dziewczyna. To był lepszy numer. Tylko jedno miał w głowie. Podobno tego wieczoru, kiedy zginął, też był z jakąś. Nic dziwnego, że Davina zadała się z Gilesem. Mąż kobiety odłożył widelec. Co ty powiesz! Ona nie jest w moim typie i nawet się dziwię, że Giles, mając taką żonę... Bert - ostrzegła go kobieta, patrząc na niego porozu­miewawczo i jednocześnie zerkając na chłopców, którzy nie zwracali najmniejszej uwagi na rozmowę rodziców. Nic się nie bój, jestem najzupełniej zadowolony z tego, co mam - powiedział Bert z uśmiechem i z ci­szy, jaka zapanowała, oraz ze sposobu, w jaki na siebie patrzyli, Saul wywnioskował, że ręka, którą mężczyzna wsunął pod stół, nie powędrowała tam w celach zupełnie niewinnych. A więc Davina James ma romans z Gilesem Redwoodem. Odsunął prawie nie ruszone danie, wywołując zdziwie­nie na buzi Cathy. Para przy sąsiednim stoliku skończyła jedzenie i właś­nie zachęcała dzieci, żeby się pospieszyły. Kobieta była niewysoka, z wyglądu energiczna, o czarnych, gęstych włosach, mężczyzna wyższy, spokojniejszy. Saul zauwa­żył, jak jeszcze przed wyjściem dłoń mężczyzny spoczęła na biodrze żony. Karen zareagowałaby na ich zachowanie pogardliwym wzruszeniem ramion albo uszczypliwą uwa­gą; Saul uświadomił sobie, że im zazdrości
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.