ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
-|
Była wzruszona, ale miała też chęć do śmiechu.
- Od czasu, kiedy wiedziałem, że cię kocham, chciałem ci to wyznać, przebywając
w swoim ulubionym miejscu.
Avery westchnęła z wrażenia, zarumieniła się i zaczęła chichotać.
- Jesteś kawał łajdaka.
Ujął jej głowę i dotknął ustami warg.
- Ale mnie kochasz.
- Och, tak. Szaleńczo. Beznadziejnie. Żarłocznie.
- To mniej więcej tak, jak ja kocham ciebie.
- Kiedy? - zapytała, przewracając go na plecy.
- Kiedy?
Cameron patrzył, jak całuje go coraz niżej. Pewne niedogod-
ności warte są nagrody, pomyślał, czując głaskanie długich,
delikatnych palców w intymnym miejscu.
- Kiedy zrozumiałeś, że mnie kochasz? - spytała, kusząc
go lekkimi, drobnymi pocałunkami wzdłuż twardej męs-kości.
305
HanmhHowbu.
_ - Gdy odkryłem prawdę o Katherne. Siedziałem w ogrodzie
kiedy Payton wyciągnął z niej tę ohydną tajemnicę, i jedyną
myślą, jaka mi krążyłą po głowie, było:"I po to straciłem
kobietę, którą kocham." Co gorsza, nie widziałem żadnego
sposobu, by naprawić ten błąd. - Zamknął oczy, gdy poczuł,
że wypełnia jej usta wilgotnym gorącem. - Chcę być z tobą Avery - zdążył
powiedzieć, nim starcił
zdolność mówienia. Bawiła się nim, póki nie zmęczył się pożądaniem.
Wtedy
go dosiadła i razem doszli do spełnienia.
- Co noc budziłęm się spocony i myślałem, że widzę cię,
tak jak teraz, czuję twoje ciepło, i prawie płakałem, kiedy okazywało się,
że to tylko sen. - Wsunął rękę w miejsce, gdzie byli połączeni, pogładził
ją i patrzył, jak jej smukłe eiało drży
z rozkoszy.
- Kocham cię, Avery.
-
I ja cię kocham, mój rycerzu, czarny jak grzech. -Nachyliła się nad nim i
delikatnie pocałowała w usta. - A teraz czekam na jazdę.
-Ostrą?
- Bardzo ostrą.
Cameron otworzył oczy i zobaczył Avery lezącą jeszcze na jego piersi. Pogładził
ją po plecach i poczuł, że dziewczyna lekko się porusza. Będzie to długa i
wyczerpująca noc, pomyślał z uśmiechem.
- Tyle chcę dla ciebie zrobić, Avery - szepnął. - Robisz mi wspaniałe rzeczy,
Cameronie.
- Dziękuję. ale nie to miałem na myśli.
Oparła się na łokciach i uśmiechnęła do niego.
-To mi wystarczy do szczęścia.
Odsunął jej delikatnie włosy z twarzy i założył za uszy.
306
Miód
- Chcę, żebyś była szczęśliwa, żebyś nigdy nie żałowała, te
wyszłaś za takiego czarnego diabła. Dam ci wspaniałe suknie
i wszystkie skarby, o jakich marzą dziewczęta. Obiecuję. Skrzywił się, gdy
położyła mu palec na ustach.
- Ciii - szepnęła. - Chcę od ciebie tylko czterech rzeczy, Cameronie MacAlpin.
- A jakich to?
- Chcę, żebyś mnie kochał tak, jak ja kocham dębie.
- Kocham, tylko pewnie nigdy nie pojmę, jak to się stało, że mam takie szczęście.
- Chcę, żebyś mnie potrzebował, jak ja potrzebuję ciebie:
- Potrzebuję cię, jak potrzebuję jedzenia i powietrza. -Pogłaskał lekko jej
szczupłe biodra. - Potrzebuję cię, żeby zaczynać nowy dzień i wiedzieć, że
go przeżyję. Potrzebuję cię przy moim boku, żebym mógł spać w nocy.
- Tak samo jest ze mną - zapewniła go. - I chcę, żebyś mi ufał, jak ja ufam
tobie, całym sercem, całą duszą, całym życiem.
Czuł, że ta odpowiedź jest ważna. Rozumiał dlaczego. Wyraźnie manifestował
swój brak zaufania do kobiet, nawet ją tym zranił. Wiedział, że ufa Avery
już od dawna, zanim sobie zdał sprawę z tego, że ją kocha. Wiedział też, że
nigdy jej tego nie powiedział.
- Ufam ci. Ufam ci już od dawna.
Avery czuła, że za chwilę może rozpłakać się z radości, ale
sądziła, że Cameron nie zrozumiałby tego, więc tylko się
uśmiechnęła.
- I chcę, żebyś mi dał dzieci.
- To życzenie chyba zacząłem już spełniać.
- Tak! - Grzmotnęła go w piersi. - Bardzo się wysiliłeś. A ja chcę słodkich
czarnookich chłopców.
- A ja ze dwie małe koteczki. - Przyglądał się jej badawczo,
307
BAimAnHomJ-
widząc, że ona chyba w życiu nie zrozumie, ile mu ofiarowała,
i modlił się, żeby nigdy tego nie żałowała. - I co jeszcze?
- Noo... - zaśmiała się icho i delikatnie pociągnęła go za
nos - mały garnczek miodu od czasu do vzasu mógły się
przydać.
Obrócił ją na plcey i ułożył w jej ramionach.
- Ty jejsteś dla mnie miodem.
Epilog
Cameron!
To, że głos jego drobniutkiej żony był tak donośny, że dotarł
z ich sypialni do wielkiej sieni, niebywale go zdumiało. Wybiegł
i stanął u stóp schodów, jego kuzynowie zaś, Leargan i Iain,
stanęli równie zdumieni. Cameron wyjrzał zza nich i zobaczył Cormaca, zerkającego
na wąskie schody i uśmiechającego się
nieśmiało.
- Nigdy nie przypuszczałem, że mała Avery może tak
hałasować - rzekł Cormac. - Gillyanne tak, ale nie Avery.
- Może powinienem tam do niej pójść? zapytał Cameron,
Cameron, ty draniu!
- E, nie. - Leargan schwycił go za rękę. - Nie jestem pewien, czy to bezpieczne.
- Cóż w tym niebezpiecznego? Rodzi dziecko.
- Moja Oisele podczas porodu goniła mnie po komnacie z kijem
|
WÄ
tki
|