ďťż

- Nie widać, jaki ze mnie elegant, co? - odparł Marler ironicznie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Zupełnie. - O to właśnie chodziło. Węszyłem tu i ówdzie. - Zdjął okulary o szkłach o wiele większych, niż te które nosił zazwyczaj. - Starałem się o posadę portiera w hotelu "Dolder Grand". Nie przyjęli mnie. Zdumiewające! - A co byś zrobił, gdyby cię przyjęli? - Powiedziałbym, że nie odpowiada mi płaca. Potem wyjąłem plik banknotów, który sprawił, że recepcjoniście oczy wyszły z orbit. Powiedziałem, że idę do baru. Był tak zaskoczony, że nie próbował mnie zatrzymać. Pewnie pomyślał, że jestem jednym z tych stukniętych milionerów, którzy nie dbają o wygląd, i że to był kawał. - Dowiedziałeś się tam czegoś? - spytał Tweed. - Dowiedziałem się, że kogoś tam nie ma. Kapitan Wellesley Carrington który się tam zatrzymał, niespodzianie się wyprowadził. - Zniknął? - spytał Tweed. - Wymeldował się. Następny punkt raportu. Amos Lodge cały ranek spędził zamknięty w swoim pokoju, Śniadanie przyniesiono mu na górę. Dowiedziałeś się czegoś od tego przyjacielskiego łobuza, Emilio Vitorelliego? Tweed opowiedział mu wszystko, co przekazał mu Włoch. Marler się zamyślił. Oparł się o ścianę i zapalił długiego papierosa. - Więc Genewa ma jakieś specjalne znaczenie? - To możliwe - odparł wymijająco Tweed. - Znikam stąd. Lepiej wskoczę w porządne tropikalne ubranko, zanim wyrzucą mnie z "Baur au Lac". - Zatrzymał się przy drzwiach. - A przy okazji, Butler i Nield również nie tracili czasu. Nie będę was zanudzał szczegółami. Carrington zatrzymał się w hotelu "Gotthard" na drugim końcu Bahnhofstrasse. - Jak się o tym dowiedziałeś? - zapytał Tweed. - Dałem im rysopis Carringtona. Trudno go przegapić. Pete Nield widział, jak wprowadza się z bagażami do hotelu, w którym oni się zatrzymali. Na razie. Gdy wyszedł, Paula wstała i zaczęła nerwowo chodzić po przestronnym pokoju. Patrzyła przez okno na wyjście z hotelu, kiedy dostrzegła, jak wybiega z niego Marler w eleganckim białym lnianym garniturze i wsiada do wynajętego samochodu. Pojawił się Butler i usiadł na fotelu obok. Marler odjechał. Powiedziała Tweedowi, co zobaczyła. - Marler jest samodzielny - powiedział Tweed. - Nad czymś pracuje. Czemu zachowujesz się jak ja, chodzisz w kółko, jakbyś nie mogła usiedzieć w miejscu? Nie wiem, czy posłać cię do Genewy. Mogłabyś wziąć ze sobą to zdjęcie - ja na pewno rozpoznam Tinę Langley, jeśli kiedykolwiek na nią wpadnę. - Marler kazał mi zostać tutaj. - A myślałem, że to ja dowodzę tą grupą - zauważył z uśmiechem Tweed. - Właśnie pozwoliłeś Marlerowi działać na własną rękę. Newman też zniknął. Dlaczego, według ciebie, Willie przeniósł się z "Dolder Grand" do "Gottharda"? Zaczyna się bać? - Nie pasuje to do Williego. Może mieć inne powody. - Jakie? - Z "Gottharda" jest bliżej do głównego dworca kolejowego oraz na lotnisko. To tylko domysły. Zastanawiam się jednak, co szykuje Jules Monceau? Mario Parcelli, powiernik Vitorellego, czuł, że stopy pieką go żywym ogniem. Słońce prażyło na czystym niebie nad Genewą i temperatura cały czas rosła. Przeszukał wszystkie większe hotele, lecz na próżno. Miał szczegółowo opracowaną metodę. W każdym hotelu podchodził do recepcjonisty. - Próbuję skontaktować się z siostrą, Tiną Langley. Przed przylotem tutaj wysłała mi faks, ale nazwa hotelu była nie do odczytania. Chodzi mi o Tinę Langley. Zapewne chce pan rzucić okiem na moją wizytówkę. Wyjmował wydrukowane w Zurychu wizytówki i kładł jedną na ladzie. Rutland & Warwickshire Bank Mark Langley. Dyrektor Wiedział, że w Szwajcarii dyrektorzy banków plasowali się wysoko na drabinie społecznej. Wiedział również, iż szwajcarski recepcjonista w życiu nie zdradziłby obcej osobie nazwiska gościa zatrzymującego się w jego hotelu. Ale miał atutową kartę. Zanim recepcjonista miał okazję zareagować, kładł przed nim zdjęcie Tiny Langley. - To moja siostra. Nadal oczekiwał absolutnej dyskrecji ze strony recepcjonisty. Ale Mario był bardzo spostrzegawczy. Gdy recepcjonista spoglądał na zdjęcie, Mario obserwował go niczym jastrząb, wypatrując iskierki ożywienia w obojętnej twarzy. Do tej pory był pewien, że Tina nie zatrzymała się w żadnym z odwiedzonych przez niego hoteli. Wyszedł właśnie z hotelu "Des Bergues". Miał pecha, ponieważ recepcjonista, z którym rozmawiał, był nowy. Żadnej reakcji. Zabrał wizytówkę oraz fotografię, po czym wyszedł w palące słońce. Zajrzał do restauracji "Pavillion", należącej do "Des Bergues". Okna wychodziły na promenadę. Nigdzie ani śladu tej kobiety. Ruszył promenadą, rzucił okiem w głąb małej uliczki, biegnącej wzdłuż hotelu, i tam ją zobaczył. Wpatrywała się w okno wystawowe, gdy wolno przechodził przeciwległą stroną ulicy, aby się upewnić. Spojrzał na trzymane w ręku zdjęcie i to był błąd. Tina zauważyła mężczyznę, wyglądającego na bankiera, który pochylił głowę - zgadła, że patrzy na zdjęcie. Zesztywniała, po czym wolno ruszyła ulicą w dół. Wróg jej szukał - pewnie ludzie, przed którymi Roka wybawił ją w Wiedniu. Szła przed siebie, pilnując się, żeby nie przyśpieszyć. Na wprost zobaczyła duży dom towarowy. Weszła do środka, przyjmując z ulgą fakt, że w środku było pełno ludzi. Miała okazję nabrać sporo doświadczenia w sztuce znikania przed mężczyznami, których wykorzystała. Obejrzała się i zobaczyła pulchnego mężczyznę, stojącego przy wejściu. W myśli nazwała go Pluszowym Misiem. najwyraźniej bał się, że ją zgubi, więc czekał przed wyjściem. W dziale toreb kupiła tanią walizkę. Potem przeszła przez kilka działów, kupując tanie ubrania na chybił trafił, żeby obciążyć czymś walizkę. Gdy skończyła zakupy, ruszyła z powrotem do wyjścia. Pluszowy Miś stał po przeciwnej stronie ulicy. Zatrzymała się, zobaczyła jadący wolno wóz policyjny
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.