ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Włożył czarne spodnie, lotniczą kurtkę i biały szalik, wziął plastikową urnę, po czym wyszedł, zmierzając do mieszkania Fergusona, mieszczącego się przy Cavendish Place. Zastał Fergusona siedzącego przy kominku. Generał jadł grzanki i pił herbatę.
- Nie miałem czasu na śniadanie. Blake jest w moim
gabinecie i rozmawia przez telefon z prezydentem. Zaraz
do nas dołączy. Zrób sobie drinka. Wiem, że wcześnie
zaczynasz.
Dillon rozcieńczył bushmillsa odrobiną wody sodowej.
- Jakieś wieści z County Down?
- Bell rzeczywiście tam jest, tak samo jak jego trzej
pomagierzy: Tommy Brosnan, Jack O'Hara i Pat Costello.
Dobrze zapamiętałem nazwiska?
- Doskonale.
Wszedł Blake.
- Prezydent przesyła najlepsze życzenia. Bardzo zmar
twił się wiadomością o Hannah. Gdyby czegoś potrzebo
wała, jakiegoś specjalnego zabiegu, wystarczy nam po
wiedzieć.
Ktoś zadzwonił do frontowych drzwi. Po chwili zjawił się Kim i badawczo spojrzał na Fergusona, który skinął głową. Do pokoju weszli Paul i Kate Raszid.
Ona miała na sobie czarny kostium, a on skórzaną lotniczą kurtkę, pulower i spodnie. Oboje byli uśmiechnięci.
- Napijecie się czegoś? - spytał Ferguson. - Kawy,
herbaty, czegoś mocniejszego?
- Ja proszę to, co pije Dillon - odparła Kate.
- Dziewczyno, whisky bushmillsa o jedenastej pięt
naście rano? Do tego trzeba mieć wprawę.
117
- Cóż, mogę spróbować, prawda?
- Jak uważasz. - Dillon nalał jej whisky i dodał trochę
wody sodowej. - Mówią, że to najstarsza whisky na
świecie. Robiona przez irlandzkich mnichów.
Upiła łyk.
- Nadinspektor Bernstein dziś nam nie towarzyszy?
- No cóż, ma szczęście, że jeszcze żyje. Leży w szpi
talu na oddziale intensywnej opieki. Kiedy wczoraj wie
czorem wróciliśmy do mojego mieszkania, czekał tam
niejaki Ali Salim. Sprawdziłem go. Fanatyk z Partii Boga.
Zapadła chwilowa cisza. Potem Paul Raszid zapytał:
- Jak czuje się nadinspektor?
- Och, świetnie - odparł Dillon. - Ma uszkodzony
żołądek, pęcherz, śledzionę, kulę w lewym płucu i naru
szony kręgosłup. Właśnie takich obrażeń można oczeki
wać, kiedy fanatyk religijny trzykrotnie postrzeli kobietę.
Kate Raszid zapytała ostrożnie:
- A ten Ali Salim? Gdzie on jest?
- Tam, na stole. - Dillon ruchem głowy wskazał
czarną plastikową urnę. - Przyniosłem wam jego prochy.
Trzy kilogramy. Tylko tyle z niego zostało. - Nalał sobie
następną szklaneczkę bushmillsa. - Och, nie powiedzia
łem wam? Zastrzeliłem drania, kiedy postrzelił nadinspek
tor Bernstein.
Kate upiła łyk whisky, a potem wyjęła z torebki papierośnicę i wyciągnęła papierosa. Dillon podał jej ogień.
- Proszę.
- Przykro mi - powiedziała. - Z powodu nadinspektor
Bernstein.
- O tak, jakże by inaczej? W końcu to nie miała być
ona, tylko ja.
- Naprawdę?
Tę wymianę złośliwości przerwał Paul Raszid, zwracając się do Fergusona.
118
- Po co nas pan tu wezwał, generale?
- Ponieważ już pana ostrzegłem, panie Raszid, a te
raz mówię bez ogródek: jeśli chce pan wojny, będzie
pan ją miał. Nie lubię, kiedy strzela się do moich lu
dzi. Przypilnujemy pana tak, że trudno będzie panu
oddychać, nie mówiąc już o realizacji alternatywnego
celu".
- Naprawdę? A jakiż to cel?
- Nie mogę nie zauważyć, że w przyszłym miesiącu
przyjeżdża tu rosyjski premier.
- Ach tak? - zadziwił się Paul Raszid. - Interesujące.
- I nazbyt oczywiste - rzekł Dillon i zapalił następnego
papierosa. - Nie, tu chodzi o coś innego.
- Będziecie musieli zaczekać, żeby to zobaczyć, praw
da? - Paul Raszid wstał. - Chodź, Kate.
Blake nie wytrzymał.
- Na miłość boską, panie Raszid, dlaczego? Śmierć
pańskiej matki była tragedią, ale czemu posuwać się tak
daleko?
- Jest pan porządnym człowiekiem, panie Johnson,
ale niczego pan nie rozumie. Ludzie interesu z pańskiego
kraju myślą, że mogą wkraczać, gdzie chcą, przejmować
władzę, korumpować miejscowe społeczeństwo i deptać
prawa człowieka. Rosjanie są tacy sami. No cóż, nie uda
wam się to na ziemi Raszidów, w Hazarze. Mam wystar
czające fundusze, aby poprzeć walkę moją i mojego ludu.
Przemyśl to sobie, przyjacielu. Obiecuję wam, że na
pewno was zaskoczę. - Odwrócił się do siostry. - Kate?
Dillon odprowadził ich do drzwi.
- Spróbuj przemówić mu do rozsądku, Kate.
- Mój brat zawsze jest rozsądny, Dillon - odparła.
- A więc wszyscy spotkamy się na tej samej ciemnej
drodze do piekła.
- Ciekawa myśl - zauważył Paul.
119
Dillon zamknął drzwi za Raszidami, a Ferguson powiedział:
- No cóż, wiemy, na czym stoimy.
- Wiemy tylko, co myśli - zauważył Blake. - Nie
mamy jednak pojęcia, co zamierza zrobić.
- Piłka na twojej połowie - rzekł Dillon do Fergusona.
Generał skinął głową.
- Spróbujmy najprostszego rozwiązania. Niewiele uzy
skamy, podsłuchując rozmowy telefoniczne Raszida,
a szyfrujące telefony komórkowe jeszcze bardziej utrud
niają podsłuch. Mimo to spróbujemy. Możemy go obser
wować. Jego samoloty muszą skądś startować, a pasaże
rów należy zgłaszać z wyprzedzeniem. Niech sprawdza
ich Wydział Specjalny Scotland Yardu. W tym czasie my
zajmiemy się wszystkimi jego znajomymi i przyjaciółmi.
Może dopisze nam szczęście.
- Im prędzej, tym lepiej - zauważył Blake. - Niepokoi
mnie energia rozpierająca Raszida.
- Co zamierzasz zrobić? - spytał Dillon.
- Wracam do domu. Mam wiele do omówienia z pre
zydentem. Gdybyście jednak potrzebowali mnie albo
czegokolwiek, dajcie znać, a zaraz tu wrócę.
W samochodzie Paul Raszid podniósł szybę oddzielającą ich od kierowcy i powiedział do Kate:
- Rzucą przeciwko nam wszystkie swoje siły.
- Wiem. Teraz nie zdołamy nawet zbliżyć się do
premiera.
- On nigdy nie był moim celem, Kate.
Zdziwiła się.
- Ależ Paul, zakładałam, że to on!
- Chciałem, żeby wszyscy tak sądzili, i udało się.
Oczywiście, Dillon przejrzał tę grę.
120
- A więc kto ma być celem?
- Tylko do twojej wiadomości: Rada Starszych w Ha-
zarze, wszystkich jej dwunastu członków. To nieruchawy
twór. Obawiają się mnie i chcą się mnie pozbyć. Boją
się - i całkiem słusznie - moich wpływów wśród pustyn
nych plemion. Kiedy pozbędę się ich i zostanę sułtanem,
ogłoszę dżihad. A wtedy wielkie mocarstwa będą miały
powody do obaw.
- Jak zamierzasz to zrobić?
- Rada zbierze się za dwa tygodnie. Chcę, żebyś
poleciała do Hazaru i poczyniła przygotowania. Ja dołączę
do ciebie później.
- A jak chcesz wykonać to zadanie?
- Za pomocą bomby, a do tego potrzebna mi będzie
wiedza Bella. Będziesz musiała skontaktować się z nim
tak, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Porozmawiaj
z Kellym
|
WÄ
tki
|