ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Miecz tylko goły, według starego zwyczaju, obu przed oczyma przewlókł i siarki grudkę sporą na miseczce zapaliwszy, płonącą im pod nos przytknął, mówiąc: Pamiętaj, jak to pachnie! Pamiętaj, jak to pachnie!
Wystąpił potem przedni mówca miejski, kuśnierz, Izydor Bełtowski, i długimi i wzniosłymi słowy grzeszników życiu cnotliwemu przywracał, po czym na znak burmistrza pęta im zdjęto i pułkownikowi ich darowan'0, ku któremu do kolan z płaczem wdzięczności przypadli.
Kostka przyjść im do siebie kazał, a porozmawiawszy, gdy ich widział na śmierć i życie sobie oddany
74
mi, polecił im wcielić do band swych wszystkich junaków, którzy ku niemu przystawali, a nadto prawdę im odkrył i przysłany sobie uniwersał Chmielnickiego do rozpowszechnienia we właściwym czasie im
wręczył. A uniwersał * ten brzmiał:
,,Bohdan Chmielnicki Wiadomo czynię wszystkim poddanym Korony Polskiej, iż za szczęściem i błogosławieństwem od Pana Boga nam danym, pod moc i władzę naszą podbiwszy państwa tejże Korony Polskiej, uwolnić was wszystkich obiecuję od ciężarów i robocizny. Będziecie tylko na samych czynszach, we wszelakich wolnościach, tak jako szlachta byli, tylko żebyście nam wiary, tak jako ruscy nasi poddani, dotrzymali; panów swoich żebyście opuszczali, przeciw nim powstawali i do nas się jako w największych grupach gromadzili".
Kości były rzucone. Kostka był winien zdrady względem kraju i względem króla. Gdyby uniwersał taki przychwycono i Kostce rozpowszechnianie go udowodniono: winien był śmierci.
Na całą Rzeczpospolitą, na wszystko, co się Polską nazywało samo i komu Polską nazywać kazało, się porwał. Musiał albo zwyciężyć, albo umrzeć.
A gdy w niespokojną noc swoją, po odprawieniu Cepca i Sawki z uniwersałem Chmielnickiego, w domku podstarościego nowotarskiego przy ulicy Ludzimierskiej rozmyślał, im głębiej w rzecz wniknąć usiłował, tym jaśniej widział, że tu walka nie tylko na żelazo, ale i na dusze być musi, że szlachta jest nie tylko w kraju panem, ale dusza szlachecka jest tego kraju duszą.
Zrazu wydało mu się: wzniecić bunt, szlachtę znicestwić, króla detronizować, samemu się królem mieszczan i chłopów stać - teraz jednak zrozumiał,
uniwersał Ch miein i cki ego sału autentyczny.
Tekst uniwer
TS
że na miejsce potęgi duszy szlachty potęgę jakiejś innej duszy trzeba dać, że gdy się jedną kulturę duchową obali, nie tylko natychmiast inną na jej miejsce stawiać trzeba będzie, ale nawet w imię tej nowej, następnej i zastępczej kultury wystąpić. Rozdać chłopom pańskie grunta nie dosyć było - ten chłop, stając się panem kraju, musiał od razu przed sobą jakiś wyższy ideał mieć, wiedzieć, że z chwilą zwycięstwa nie zaczyna się tylko używanie, ale że zacznie się dalsza jakaś szlachetna praca dla siebie i drugich, nie stagnacja, ale owszem, pochód naprzód.
Chłop był ciemny i jedyną jego wiedzą, jego kulturą duchową, jedynym, za pomocą czego można w nim było duszę stwarzać, była religia.
W tym momencie przypomniał sobie Kostka opata tynieckiego, księdza Rstrokońskiego *, biskupa, człeka dziwnego wielce.
Z kasztelanem, u którego się wychowywał, kilkakrotnie Kostka w Tyńcu był i potem jeszcze sam księdza Pstrokońskiego, który go polubił, nawiedzał, a ilekroć go widział, zawsze czcią i podziwem czuł się przejęty.
Ksiądz biskup Pstrokoński, opat benedyktynów tynieckich, wcale do ogółu wyższego duchowieństwa podobnym nie był, nad miarę nie jadł i nie pił, w karty nie grał, kochanie nie utrzymywał, na łowy nie jeździł, dostojeństw się nie napierał, dla miłego grosza wszystkiego uczynić gotów nie był, ale klasztorem i naukami się zajmując, ludziom dobrze czynił, brata w każdym uznawał i świętego Franciszka
księdza Pstrokońskiego - Stanisław Pstrokoński, biskup chełmiński; z benedyktynami tynieckimi miał Kostka istotnie bliżej nie ustalone powiązania
|
WÄ
tki
|