ďťż

Nie wyjaśnił ani im, ani bratu, skąd wziął broń, a Bleys nie miał ochoty pytać go o to...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Gdyby to od niego zależało, bojówkarze nie dostaliby żadnej broni albo mieliby jej imitację lub nienaładowane pistolety. To nie robiło różnicy. Chciał rozegrać sytuację, nie raniąc nikogo. Kiedy Psy, bezgłośnie, zniknęły między drzewami po lewej i po prawej stronie, Bleys ruszył przed siebie ku tyłowi domostwa i zatrzymawszy się nieco z boku zajrzał przez okno znajdujące się obok drzwi. Zobaczył, że w pomieszczeniu za drzwiami nikogo nie było. Nadal jednak zachowywał ostrożność, kiedy obrócił gałkę i otworzył drzwi najciszej, jak to było możliwe. Wszedł do pomieszczenia służącego najwyraźniej za przebieralnię - było to miejsce, gdzie zdejmowano, wieszano, układano na stelażach lub składano w inny sposób noszone na zewnątrz ubrania, na których można by wnieść do domu błoto. Jednak do jego butów, zauważył Bleys, przylgnęły tylko sosnowe igły. Przez uchylone wewnętrzne drzwi zerknął w głąb korytarza, który w prawo prowadził do kuchni, a w lewo w stronę kilku zamkniętych drzwi - sypialni lub innych pomieszczeń. Ponieważ widział z powietrza, że dwaj mieszkańcy posiadłości są na zewnątrz, Bleys domyślał się, że w domu nie jest specjalnie tłoczno, więc ruszył cicho w kierunku kuchni i przekonał się, że w niej także nikogo nie ma; przeszedł przez pomieszczenie kuchenne i wszedł do jadalni. Z niej wkroczył do wielkiego salonu; idąc nadal w tym samym kierunku, w jakim poruszał się wtedy, gdy zakradł się przez tylne drzwi domu, wszedł do biblioteki. Ściany były wysokie na cztery metry, a półki zastawione książkami. Przeważnie nie współczesnymi książkami, które wsuwa się do czytacza, ale zabytkowymi artefaktami złożonymi z okładek i zadrukowanych stron. Na przekór sobie, Bleys zmitrężył nieco czasu i przeszedł się wzdłuż półek, by przekonać się, co zawierały. Zobaczył niezliczone dzieła klasyki w wielu językach i stwierdził, że czuje się na wpół odurzony zapachem skóry i papieru. To było pomieszczenie, które wywoływało fascynację, jaką odkrył w literaturze. Przekonał się, że zachwyciły go elegancja i doskonałość, kryjące się między sztywnymi okładkami stojących na półkach dzieł. Mógłby tu spędzić mnóstwo czasu, gdyby to było rozsądne. Prawdopodobnie, pomyślał, spędziłby w tym pokoju większość życia, póki nie przeczytałby wszystkich książek. W chwili, gdy Bleys zbliżył się do przeciwległej ściany z francuskim oknem, które wychodziło na patio, dotarł do działu poezji. Na wyściełanym siedzisku unoszącego się fotela leżała gruba, oprawna w brązową skórę książka; zamknięta, ale z włożoną zakładką, zaznaczającą miejsce, gdzie skończono lekturę. Ze zwykłej ciekawości Bleys podniósł tom i otworzył go na zakładce; chciał się przekonać, co to była za książka. Trzymał w rękach antologię poezji Alfreda Noyesa, pisaną dwudziestowiecznym angielskim. Noyes, urodzony w dziewiętnastym wieku, został niemal całkowicie zapomniany, ale odkryto go ponownie w dwudziestym wieku i uznano za artystę, jakim istotnie był. Brązowa skórzana zakładka zaznaczała poemat Robin Hood. Środkowy romb zakładki leżał na wysokości kwestii jaką Oberon, król wróżek, wygłaszał do członkini swego orszaku, opowiadając o Robinie, który ocalił niegdyś jedną z nich. Bleys miał właśnie odłożyć książkę na miejsce, gdy przez szybę ujrzał dwóch starych mężczyzn, stojących na tarasie. Jeden był całkiem siwy i silnej postury; drugi - w stroju Exotika - także był bardzo wiekowy, ale miał niemal pozbawioną zmarszczek twarz, co było charakterystyczną cechą wielu starych Exotików. Widok Exotika sprawił, że w mózgu Bleysa coś zaskoczyło. Tym drugim musiał być Dorsaj; patrząc na niego przez szybę francuskiego okna, Ahrens powiedział sobie, że powinien był rozpoznać w nim Dorsaja na pierwszy rzut oka, chociaż ten człowiek dawno temu przekroczył wiek wojskowej przydatności. Musieli to być dwaj spośród trzech guwernerów chłopca. Bleys przysunął się bliżej do balkonowego okna, tworzącego jedna ze ścian pokoju. Jeśli wsłuchał się uważnie, mógł teraz zrozumieć, co mówili starcy. Rozdział 39 - Nie wiem - mówił Exotik; wyjął z kieszeni swojej szaty coś, co wyglądało jak sześcian o dwucalowej krawędzi, i pokazał to rozmówcy. - Przeczucie oraz to ostrzeżenie. - Kolejne z twoich exotikowych czarów - warknął Dorsaj, ale wydany przez niego pomruk był tylko w połowie lekceważący. - Pójdę ostrzec Obadiaha. - Nie ma na to czasu - Exotik wyciągnął szczupłą, lekko guzowatą dłoń i powstrzymał towarzysza. - Obadiah od lat jest gotów na spotkanie swojego osobistego Boga, a w każdej chwili mogą się tu pojawić oczy obserwujące, co robimy. Im mniej będziemy wyglądać na takich, którzy się czegoś spodziewają, tym większe szansę na ucieczkę ma Hal. Hal Mayne, pomyślał Bleys; oczywiście, najpierw zatroszczyli się o chłopca. W milczeniu, Dorsaj rozglądał się chwilę, a potem Exotik powiedział coś tak cicho, że Ahrens tego nie dosłyszał. - Zostanie - rzekł Dorsaj ponuro. - Nie jest już chłopcem, a mężczyzną. Ty i Obadiah wciąż o tym zapominacie. - Mężczyzną? W wieku szesnastu lat? - spytał Exotik. - Tak szybko minął czas? - Jest dostatecznie męski - Dorsaj chrząknął. - Kto nadchodzi? Lub co? - Nie wiem - odparł Exotik. - To, co ci pokazałem, to po prostu urządzenie ostrzegające o gwałtownym wzroście ciśnienia energii ontogenetycznych kierujących się w naszym kierunku. Pamiętasz zapewne, że jedną z ostatnich rzeczy, jaką mogłem zrobić na Marze, było sprawienie, żeby przeprowadzili dla chłopca obliczenia ontogenetyczne. Wykazały wysokie prawdopodobieństwo jego wejścia w konflikt ze spiętrzeniem ciśnień obecnych sił historycznych, zanim osiągnie wiek siedemnastu lat. Słowa „siły historyczne” uderzyły Bleysa niczym coś materialnego. Na dłuższą metę to właśnie siły historyczne stanowiły przedmiot jego troski. Uważał rozumienie ich przez siebie za coś wyjątkowego i osobistego. Wiedział - jak wszyscy - że Exotikowie mieli niegdyś znakomitą międzygwiezdną służbę informacyjną, ale uważał, że czasy jej świetności już przeminęły. Skąd mogli wiedzieć o historycznych siłach, których istnienie on sam wydedukował jedynie na podstawie fragmentów informacji, poznanych dzięki lekturom? Ponownie skierował uwagę na taras. Stracił część tego, co przed chwilą mówił Dorsaj
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.