ďťż

Nefer nie spodziewał się, że jego przeciwnik, mający na sobie ciężką zbroję, będzie taki szybki...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Musiał użyć wszystkich swoich umiejętności i całej siły, aby go odeprzeć, a mimo to otrzymał cięcie w poprzek okrytych skórzanym kaftanem żeber. Poczuł, że krew ścieka mu po boku. Cofnęli się i znów jęli krążyć wokół siebie. Tłum ryczał jak wzburzone morze, a gdy walczący rozdzielili się i nagle zapadła cisza, Nefer usłyszał krzyk bólu dobiegający z drugiego ringu; rozpoznał głos Merena. Jego brat musiał zostać trafiony i sądząc po tym okrzyku, odniósł poważne obrażenia. Potrzebował pomocy Nefera, być może zależało od tego jego życie. Ale i życie Nefera znalazło się w straszliwym niebezpieczeństwie, jako że nigdy dotąd nie miał do czynienia z takim przeciwnikiem jak Khama. Nawet Taita nie zdołał znaleźć u niego żadnej słabości, lecz gdy starli się ponownie z brzękiem metalu o metal, Nefer dostrzegł skazę w jego szermierczej maestrii. Khama, wyprowadzając cięcie od dołu, odsłaniał na chwilę prawy bok i wyciągał głowę do przodu. Ten niezgrabny ruch dziwnie nie pasował do jego skądinąd płynnego i niepozbawionego elegancji stylu. Nefer wiedział, że długo nie zdzierży. Khama był dla niego po prostu zbyt silnym i zręcznym przeciwnikiem. Wszystko na jedną kartę, pomyślał. Zaryzykował i odsłonił prawe biodro. Niczym atakująca żmija, Khama ciął z dołu ku górze, odsłaniając się i wyciągając głowę. Przygotowany na ten cios, Nefer cofnął biodro i ostrze miecza, nie tykając ciała, zawadziło tylko o skraj jego koszuli. Talizman Lostris zaiskrzył się w słońcu, kiedy Nefer zakręcił nim na łańcuchu, potem zaś wyrzucił przed siebie jak z katapulty. Zdawało się, że promień światła wpadł w otwór w hełmie Khamy. Ostra krawędź amuletu wbiła się głęboko w jego gałkę oczną. Khama zatoczył się do tyłu, a mieszanina szklistego płynu i krwi chlusnęła na złotą maskę jego hełmu. Oślepiony, oszołomiony bólem, próbował zerwać hełm z głowy, by dosięgnąć okaleczonego oka. Kiedy krawędź hełmu uniosła się, odsłaniając gardło, Nefer wbił czubek miecza tuż nad jabłkiem Adama przeciwnika. Skierowane ku górze ostrze dotarło do tylnej ściany mózgoczaszki. Khama rozrzucił ramiona i runął na ziemię. Nie żył, nim jego zbroja zadzwoniła na spalonym przez słońce gruncie. Nefer oparł stopę na jego gardle i musiał użyć wszystkich sił, by uwolnić ostrze miecza uwięzione między krawędzią hełmu a kośćmi czaszki. Na powrót owinął łańcuch amuletu wokół nadgarstka i zbiegł z ringu, zostawiając za sobą rozciągnięte na ziemi zwłoki. Chciał się dostać do sąsiedniego stanowiska, wiedząc, że Meren znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, ale tłum gapiów blokował mu przejście. Wymachując mieczem, sprawił, że z krzykiem rozbiegli się na boki. Dotarłszy do linii białych kamieni, spostrzegł, że Meren stracił broń i krwawi obficie z rozprutego prawego boku. Na wpół odcięte ucho zwisało mu na policzek, kołysząc się na resztkach skóry. Jakimś cudem utrzymywał się poza zasięgiem miecza Drossy, cofając się i umykając wokół ringu. Drossa śmiał się, ryczał jak byk, przepełniony rozkoszą zabijania. Głuche dudnienie tego śmiechu dobywało się z wnętrza przystrojonego pióropuszem hełmu. Stopniowo ustawiał sobie Merena do ostatniego, morderczego ciosu, nie spieszył się i wyraźnie świetnie się bawił. Nefer miał przed sobą plecy Drossy. Skoczył ku nim, celując mieczem w wiązanie pancerza. Wiedziony instynktem dzikiego zwierzęcia, Drossa wyczuł niebezpieczeństwo i odwrócił się. Miecz Nefera uderzył w brązowy napierśnik i ześliznął się po nim, Drossa zaś wyprowadził zamaszyste cięcie wymierzone w głowę przeciwnika. Nefer się uchylił, odskoczył i jęli okrążać się nawzajem. Meren chciał skorzystać z okazji i schylił się po upuszczony miecz, ale Drossa natychmiast doskoczył do niego. Meren był tak słaby, że potknął się i upadł na twarz. Drossa kopnięciem posłał miecz poza ring, postawił stopę między łopatkami Merena i przydusił go do ziemi. — Spójrz tylko, potężny faraonie, przed którym drży cały świat. Mogę zrobić z twoim przydupasem, co zechcę. — Udał, że zamierza obciąć Merenowi głowę, ale zatrzymał ostrze tuż nad jego karkiem. — Czy mam ci dać jego głowę? Byłby to podarunek godny króla. Nefera ogarnęła ślepa furia. Rzucił się na Drossę, by spędzić go z Merena. Poczuł ukłucie ostrza na udzie i to go otrzeźwiło. Odskoczył i spojrzawszy w oczy Drossy, widoczne w wycięciu hełmu, zrozumiał, że ten bawi się z nim, czerpiąc sadystyczną przyjemność z zaaranżowanej przez siebie sytuacji. Drossa był komikiem i tłum uwielbiający jego przedstawienia zawył teraz z aprobatą. Niespodziewanie Meren sięgnął za siebie i oburącz chwycił kostkę Drossy, próbując go przewrócić
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.