ďťż

- Nazwisko pańskie jest mi dobrze znane - powiedział...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Nieraz brałem udział w międzynarodowych zjazdach i konwencjach kolejowych i tam poznałem excellence von Jalowiecki. Czy to czasem nie pański krewny. - Nawet bliski - odrzekłem. - To mój ojciec, którego niestety straciłem w zeszłym roku. - Bardzo mi przyjemnie poznać jego syna. Jednocześnie współczuję panu. Jego śmierć to wielka strata. Ojciec pański był świetnym znawcą zagadnień kolejowych. Był to prawdziwie szczęśliwy zbieg okoliczności. Sehring stał się dla mnie nad wyraz przyjazny i jemu to poniekąd zawdzięczam, że niejedną, trudną do załatwienia 44 sprawę udało mi się dzięki jego pomocy rozwiązać pomyślnie. Pierwszym punktem obrad była sprawa przydzielenia wagonów. Major z komendantury wojskowej upierał się, że Niemcy są zobowiązani jedynie do dostarczenia taboru kolejowego w granicach Niemiec, to jest do stacji granicznej Iłowo, a tam towary należy przeładowywać do wagonów polskich. Wyjaśniłem, że napotka to na wielkie trudności i że w obecnym stanie przeładunek na małej stacyjce Iłowo jest zgoła niemożliwy. - To ostatecznie możemy wpuścić wagony polskie do stacji Soldau, by tam dokonywać przeładunku - ustępował nieznacznie major. - W takim przypadku będziemy zmuszeni prosić panów o zezwolenie naszym urzędnikom i kontrolerom na pobyt stały w Soldau - wyjaśniłem. - Nein, das ist doch unmóglich - major aż poczerwieniał, wykrzykując, że jest to niemożliwe. Wobec tego zaproponowałem, by przyjąć zasadę rotacji wagonów polskich i niemieckich, z tym, że wagony niemieckie przejadą bez przeładunku na terytorium polskie, a potem w określonym terminie będą zwrócone dyrekcji gdańskiej. Sehring, który do tego czasu milczał, poparł moją propozycję. Po długich targach stanęło na tym, że dla pierwszego transportu Polska wyśle 40 wagonów, a następnie dyrekcja gdańska użyczy swoich wagonów, które Polacy zobowiązują się zwrócić w terminie dwóch tygodni. Następną sprawą było zawarcie umowy na przeładunek towarów ze statków do wagonów, do składów lub na barki. Konsul Bencke, władający świetnie angielskim, miał już przygotowane stawki. Porównując stawki firmy „Bencke & Sieg" z zebranymi uprzednio przez Wańkowicza stawkami kilku mniejszych firm, wybraliśmy tę starą i cieszącą się doskonałą reputacją, poważną firmę. Na moją decyzję wpłynął również fakt, że tak Bencke, jak i Sieg należeli do 45 starego patrycjatu gdańskiego, a nie byli napływowymi Prusakami. Sprawę spływu towarów barkami trzeba było odłożyć, gdyż przedstawiciele żeglugi rzecznej nie mogli podać nam stawek za wynajęcie berlinek i holowania ich w górę rzeki. Uzgodniliśmy jednak, że holowniki gdańskie będą dopływały do przystani rzecznej w Nieszawie, a dalsze holowanie będzie należeć do strony polskiej. Amerykanie brali raczej bierny udział w tych pertraktacjach, ograniczając się do zadawania od czasu do czasu pytań. Tłumaczem był Raue lub Wańkowicz. Po zakończonych obradach sporządziliśmy umowy z Gdańską Dyrekcją Kolei oraz z firmą „Bencke & Sieg". Umowy te podpisał płk Grove i ja. Nie spodziewałem się tak szybkiego i pomyślnego załatwienia spraw. Amerykanie byli w świetnych humorach, kiedy po obradach udaliśmy się do restauracji Ratskeller. Mnie trapiła jeszcze jedna sprawa: wyszukanie polskiego personelu. Płk Grove parokrotnie prosił mnie, bym możliwie unikał kontaktu z Polakami zamieszkałymi na terenie Gdańska, a nawet doradzał, byśmy między sobą starali się mówić po angielsku. - Złą przysługę zrobilibyście panowie, dając powód Niemcom do wydalenia was z Gdańska. Mamy ważniejsze cele: zażegnać głód w waszym kraju i nie dopuścić do rozruchów na tym tle. Byłoby to tylko na rękę Niemcom i ich bolszewickim sojusznikom. Z drugiej jednak strony zgadzał się ze mną, że w biurze misji należałoby zatrudniać Polaków mówiących dobrze po niemiecku, gdyż tak jakja Niemcom nie dowierzał i nie chciał powierzać im kontroli rozładunku statków i przeładunku towarów do wagonów. Swoje słuszne uwagi kończył jednak stwierdzeniem: - Zresztą daję panu pod tym względem wolną rękę. Pan jest odpowiedzialny za wszyst- 46 ko, my służymy tylko pomocą. Niech więc pan sam się głowi, by wszystko było OK. Rzeczywiście łamałem sobie głowę, jak skontaktować się z działaczami kaszubskimi lub zamieszkałymi w Gdańsku członkami Wielkopolskiej Rady Ludowej, tak by nie wzbudzić podejrzenia Niemców. Oni tylko mogli pomóc mi przy werbunku godnych zaufania ludzi. W Warszawie poinformowano mnie, że przedstawicielem Wielkopolskiej Rady Ludowej jest dr Wybicki, z rodziny autora hymnu narodowego, który jednak znajduje się pod stałym nadzorem niemieckiej policji. W końcu obmyśliłem plan, by udać się do Wybickiego zupełnie otwarcie jako do lekarza, z chwilą gdy przekonam Niemców, że nie jestem zainteresowany w jakiejkolwiek prapolskiej agitacji. Jadąc do Gdańska, jako dokument osobisty miałem paszport wydany przez władze niemieckie na Litwie. Figurowałem tam jako Litwin, a przy tym obdarowano mnie tytułem Freiherra
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.