ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Dziwy, przedziwy!
Dzieci były zaskoczone zachowaniem się nauczyciela. Spodziewały się wszystkiego innego, lecz nie owego spokoju, i obojętności splecionej z uśmiechem. Kiż diabeł? Nie można go zrozumieć! Albo jest głupi, albo też mądry, tak mądry, że aż trudno pojąć...
Kaleta przez całą lekcję, zamiast uczyć, wypytywał je o życie domowe, o rodziców i rodzeństwo, podchodził do każdego dziecka, nachylał się lekko, tego poklepał po ramieniu, tamtego głasnął po głowie, czasem zażartował swobodnie, pobudzał do śmiechu i dzieci w końcu zapomniały o poprzedniej scenie z Babilonem, i zaczynało im być dobrze. Potem zawrzeszczał dzwonek i Kaleta wyszedł z klasy. Za nim wybiegły wciąż jeszcze dziwiące się dzieci. Widziały, że nauczyciel poszedł do kancelarii kierownika.
Istotnie poszedł i opowiedział mu wszystko. - Proszę kolegi - - tłumaczył kierownik bawiąc się
35
ołówkiem- Babilon jest nieszczęśliwym chłopcem.! Ma wyraźny kompleks niższości. Życie bowiem nie ską-l pi mu upokorzeń i trudności, a jego siły twórcze są nie-j dostatecznie rozwinięte, by je przezwyciężyć.
Kaletę uraziiło, że kierownik posługuje się książko-! wym językiem.
Jakie to są upokorzenia i trudności? zapytał.
Ojciec jego od sześciu lat nie może znaleźć pracy.] Czy pan, panie kolego, wyobraża sobie, ile w tym tragizmu? Przez sześć lat czuć się człowiekiem zbytecznym i nieużytecznym... Heczko powiedział to z lekkii patosem w głosie. A że trzeba żyć podjął zno\ żebrać zaś nie chce, zajmuje się przemytem. Zawóc ten traktuje jako zajęcie sprzeczne wprawdzie z kodeksem karnym, lecz równocześnie udzielające mx; w oczach kolegów i własnych nimbu bohaterstwa i ju-nactwa. Urasta do roli takiego samego herosa jak nasil dawni zbójnicy beskidzcy. Urządza zuchwałe nieraz wyprawy przemytnicze i często przebywa w areszcie. Razi był nawet postrzelony przez straż graniczną. Nasz nieokiełzany Babilon jest jego jedynakiem. Matka, jak się już kolega zdołał dowiedzieć w klasie, jest pijaczka i często można ją spotkać zataczającą się pod drodze lub nawet leżącą w rowie. Jest pośmiewiskiem całej1 Osady. I to najbardziej boli chłopca. Poza tym ^est on stworzeniem nerwowym, pobudliwym, szybko reagującym, nie potrafi się opanować, o czym kolega miał sposobność przekonać się już dostatecznie. Wiadomo, dziecko pijaczki... Ponieważ chłopiec nie może wyzwolić i z upokorzenia, jego usilne dążenie do uzyskania jakiejkolwiek kompensaty przybiera szkodliwą formę. Chc" wydostać się z tego przeklętego impasu, a nie umiej Podświadomie dąży do przewagi i uzyskania znaczenia w klasie, co mu sdę udaje, lecz ta jego przewaga i zna-
36
en stanowią czynnitę aestruKcyjny aia otoczenia, irliżują nasze wysiłki wychowawcze. Ale popisuje się! Czemuż tego nie mówi prościej?" "myślał Kaleta słuchając wywodów kierownika. __ a poza tym nie wszyscy koledzy ciągnął dalej derownik są dobrymi psychologami. Może najle-jzym jest koleżanka Maryśka, jak ją tu wszyscy na-[ywamy. Jest to młoda nuczycielka, dopiero drugi rok Iracuje w szkole. Mam jednak wrażenie, że jej postę-kowanie jest raczej instynktowne i chociaż posiada jakiś [sobliwy, wrodzony takt pedagogiczny, czasem nie umie yjść zupełnie obronną ręką z opresji. Zdarza się to ;dnak rzadko. Może kolega będzie miał więcej szczęścia nas wszystkich...
Spróbuję, panie kierowniku! rzekł, a równo-:eśnie pomyślał, że kierownik powtórzył przed nim
skrócie swój referat, wygłoszony prawdopodobnie )dczas jakiejś konferencji nauczycielskiej. Stąd ta tynność w dowodzeniu.
Rozgadałem się jak stary belfer w szkole! zaważył kierownik. Wydawało się, że przejrzał myśli
[alety i teraz się usprawiedliwia. Lecz kiedy już tym mówimy... Chciałbym jeszcze dodać, że wszystkie kunsztowne i misternie zbudowane teorie pedagogice i psychologiczne, jakimi nas karmiono w semina-im czy liceum pedagogicznym, zawodzą często na ca-[j linii. Nawet najbardziej rutynowany pedagog potyka boleśnie. Co innego twierdzi napuszona mądrością iiążka, a co innego dowodzi życie. Bywa tak, że nam, mczycielom, nieraz trudno znaleźć tę tajemną ścieżkę, |óra prowadzi do serca dziecka. Czasem tylko przypa-|k może nam przyjść z pomocą. Zanim jednak zdarzy taki przypadek, wszystkie ścieżki do reszty się polezą i wtedy już bywa za późno na odwrót. No, ale |owu się rozgadałem. Człowiek tak nasiąka tymi szkol-
37
nymi mądrościami, że w końcu zamienia się w kę czy płytę gramofonową dodał uniewinniająco. Co teraz kolega zamierza uczynić z tym babiloński fantem? zażartował. i
Nic, panie kierowniku! Uważm, że postąpiły rozsądnie nie przywiązując pozornie większej wagi tego zdarzenia.
I ja tak uważam! Mnie byłoby trudniej zacho^ spokój. Wiadomo, nerwy... Kolega jeszcze młody...
Pan kierownik niewiele starszy ode mnie.
Zawsze o kilka lat. Robota zjada, jeżeli chce mieć czyste sumienie.
Nie rozumiem!
Jeżeli chce się mieć czyste sumienie, że nie bit się za darmo pensji.
Marna to pensja!
To inna rzecz. Zresztą jest to pojęcie wzglęc Nie chodzi nii o tę oznaczoną ilość tylu a tylu złotj za naszą pracę, lecz o zaufanie, jakie ma ktoś do "~ powierzając mi taką pracę.
Zdaje mi się, panie kierowniku, że to zaufanie jest zbyt wielkie...
Kolega nieco przesadza, choć może jest w trochę prawdy. Nie o tym zaufaniu jednak mówiłij Przepraszam... bo odbiegliśmy od tematu. Proszę ! powiedzieć, w jaki sposób kolega zamierza zdobyć ti
chłopca?
Jeszcze nie wiem...
No tak! Nie można na poczekaniu!
Ale mam wrażenie, że uda mi się go obłaska\
Jak dzikie zwierzątko! Dobrze kolega powiedz obłaskawić. I radowałbym się szczerze, gdybył to koledze udało. Bo myśmy tu wszyscy wobec ni bezsilni. Może kolega będzie miał szczęście. Mól o.^szczęściu, bo inaczej nie można tego nazwać
|
WÄ
tki
|