ďťż

Na balu, który zaszczycił sam cesarz molestujący już Walewską, Murat popisywał się swą wirtuozerią tancerza, nosząc galowy strój udekorowany trójkolorową kitą...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jak pisała we wspomnieniach Anna Potocka: „Polacy chętnie byliby ozdobili koroną tę pełną chwały kitę”. Wreszcie sam Poniatowski, rozmawiając z Muratem (ze względu na identyczność temperamentów ci dwaj bardzo się lubili), zaproponował Joachimowi rolę pretendenta do polskiej korony. Murat chętnie więc pozował na władcę tego „królestwa błota”, jak przezywali Polskę Francuzi. Ostentacyjnie robił porównania między sobą a innym żołnierzem, który wstąpił na tron polski, Janem Sobieskim, i nieustannie kazał sobie opowiadać historię jego elekcji. Toteż gdy Bonaparte rozwiał wreszcie te wielkie nadzieje — Murat i kochający go Sarmaci przeżyli bolesne rozczarowanie. Murat pocieszył się wkrótce królestwem Neapolu, a pałac w Casercie był bez wątpienia bardziej bogaty i obszerniejszy niż Zamek Królewski w Warszawie. Cieszył Casertą krócej niż uprzednio Burboni — tylko siedem lat, ostatnich tłustych lat w dwudziestojednoletnim cyklu powodzenia karczmarzowego syna. Dla wypędzonych właścicieli pałacu (panujących „z woli Bożej”, a nie z łaski Korsykanina) był zawsze tylko synem karczmarza, cuchnącym żołnierką i przesyconymi potem buciorami, nie domytym i rozwalającym się bezprawnie na atłasach i dywanach ich Wersalu. Choćby się kąpał w mleku i odziewał w brabanckie koronki — dla nich był chamem i niczym więcej. Dopadli go wreszcie, karczmarczyka z koroną na głowie, w roku 1815, już po Waterloo, i wytoczyli mu sprawiedliwy proces mocą następującego dekretu: „Art. 1 — Generał Murat będzie sądzony przez komisji wojskową w składzie, który ustali minister wojny. Art. 2 — Skazańcowi przysługuje najwyżej pół godziny na posługę religijną”. Artykuł drugi tego ukazu stanowi świetny precedens hitlerowskich sądów doraźnych. Sąd wojskowy formowało ośmiu oficerów: Fasielo, Scalfaro, Natali, Lanzetta, Camilli, de Venge, Martellari i Froio — wszyscy otrzymali swe stopnie, nie licząc innych dobrodziejstw, od Murata. Każdy mógł zrezygnować z udziału w ohydnej parodii procesu kosztem utraty stanowiska i trzech miesięcy aresztu — jakże niska cena za uratowanie honoru! Nie uczynił tego żaden. Naonczas Burboni w całej Europie chcieli radykalnie wykończyć ludzi- symbole epoki napoleońskiej, mszcząc lata upokorzeń. Dwa miesiące po Waldemar Łysiak 107 „procesie” Murata dobiegała kresu identyczna farsa sądowa w Paryżu. Gdy nocą z 6 na 7 grudnia 1815 roku Izba Parów Francji odpowiadała w jawnym głosowaniu na pytanie: „Czy marszałek Ney winien jest zbrodni stanu?” — stu sześćdziesięciu (spośród stu sześćdziesięciu jeden) płaszczących się przed Ludwikiem XVIII dostojników odpowiedziało twierdząco, ferując tym śmierć bohatera narodowego Francji, który kilkadziesiąt lat wykrwawiał się dla swej ojczyzny na polach bitew od Ciudad Rodrigo po Borodino, i którego zwano „najwaleczniejszym z walecznych”. I tutaj wielu z tych ludzi zawdzięczało skazanemu swoje znaczenie i majątek. Lecz znalazł się jeden sprawiedliwy w tej Sodomie, człowiek, który nie zawdzięczał Neyowi nic i nie darzył specjalną sympatią Bonapartystów, lecz który swym rodzicom zawdzięczał szacunek dla własnej godności. Człowiek ten podniósł się z fotela i głośno rzekł: „Non!”. Był to młody arystokrata, książę de Broglie. Tym słowem chciał obronić syna bednarza, którego uznał za co najmniej równego sobie. Murat, syn karczmarza, nie miał takiego szczęścia — wśród jego sędziów nie było prawdziwych arystokratów, chociaż w żyłach niektórych płynęła błękitna krew. To jeden z wielu dowodów, że nikt się nie rodzi arystokratą. Trzeba na to zasłużyć przynajmniej jednym słowem. Syn karczmarza potrafił się zachować jak urodzony monarcha. Skazano go bez jego udziału (bez jego obecności przed sądem), a prokuratorowi, który chciał go przesłuchiwać w celi, rzucił pogardliwie: „To nie są moi sędziowie, to moi podwładni. Hańbiłoby mnie stawać przed tak nędznym trybunałem. Jestem Joachim, król Obojga Sycylii. Precz!”. W tym momencie stał się królem rzeczywiście, te słowa były wobec historii jego mową tronową, a wyrok, który zapadł, stał się świętym aktem koronacyjnym. Los bywa złośliwy — to nie Napoleon swym gestem, lecz Burboni swą podłością ukoronowali Murata wobec Boga i wobec prawa. Ostatnie chwile dwóch sławnych marszałków napoleońskich, rozstrzelanych w odstępie dwóch miesięcy w Pizzo i w Paryżu, były tak identyczne, że czytając dokumenty historyczne zaznaje się niepokoju i budzą się kolejne refleksje nad tajemniczymi zbieżnościami losów i zdarzeń rozdzielonych czasem i przestrzenią. Nie tylko okoliczności były takie same — w tym nie ma nic specjalnie dziwnego — lecz te same gesty i nawet te same słowa! Jakby się umówili lub jakby zamordowany wcześniej Murat podpowiadał Neyowi, co ma robić i mówić. Obaj nie dali sobie zawiązać oczu. Joachim do podchodzącego z chustą oficera rzekł: „Zbyt często patrzyłem śmierci w oczy, bym miał się jej bać!”, a Michał Ney: „Czyż pan nie wie, Że żołnierz nie boi się śmierci?”. Joachim sam komenderował plutonem egzekucyjnym. Ustawił go i rozkazał: „Oszczędźcie twarz, mierzcie w serce!”. 108 Wyspy zaczarowane Był 13 października 1815 roku. Ney, rozstrzeliwany 7 grudnia 1815 roku, krzyknął do żołnierzy: „Towarzysze, prosto w serce!”. Gdy już na mocy swego legitymistycznego przywileju popełniania łajdactw i zbrodni Burboni wymazali Murata z życia, zapragnęli jeszcze wymazać go z historii i z legendy. Szaleńcy. Przez lata całe mścili się zaciekle, a on ciągle jawił się większy i większy, wstawał z grobu i świecił w oczy junacką, romantyczną sławą. Chcieli go zniszczyć, ale jak można zabić trupa — zabija się tylko raz. Gdy A.D
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.