ďťż

Morrison miał szczęście, że nie było go akurat w mieszkaniu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Zniszczenie telewizora nie wydawało mu się zbyt wysoką ceną za uratowanie życia. Sypialnia była pusta, jeśli nie liczyć materaca i dwu koców leżących przy przeciwległej ścianie. Kawałek listwy podłogowej przegnił na wylot i ziejąca w niej dziura stała się szybko znakomitym przejściem dla szczurów, które zagnieździły się w porzuconych apartamentach po obu stronach jego mieszkania. Kiedy otworzył drzwi ściennej szafy, z półmroku wyskoczył spasiony gryzoń i pobiegł w stronę dziury. Morrison machnął nogą i w ostatniej chwili trafił go czubkiem buta. Szczur przeleciał przez cały pokój, odbił się od przeciwległej ściany i spadł na podłogę ze złamanym grzbietem, poruszając konwulsyjnie drobnymi łapkami. Morrison rozdeptał mu mściwie łeb i kopnął do dziury. O jednego mniej. Wrócił do szafy i zdjął z najwyższej półki kartonowe pudło. Wewnątrz były setki plakatów ze zdjęciami poszukiwanych przestępców. Zbierał je od piętnastu lat. Większość opublikowała policja Nowego Jorku. Dysponując nieocenioną znajomością miejscowego półświatka, nigdy nie miał kłopotu z otrzymaniem ich od swoich mocodawców na komisariatach. Wyrzucał plakat, dopiero kiedy przestępca został ujęty, a nagroda wypłacona. Wtedy nie miał już dla niego wartości. Ostatnią wielką selekcję przeprowadził zaledwie kilka tygodni temu i był pewien, że oglądał wtedy jej twarz. Nie sądził, żeby poszukiwała jej policja Nowego Jorku: w pudle miał plakaty, których nie opublikowała żadna z miejskich służb policyjnych. Wyjął cały plik i zaczął żmudny proces sprawdzania. W końcu znalazł to, czego szukał. Stary poplamiony plakat nadgryziony przez szczury. Ale widniejąca na nim twarz była nienaruszona. Miał rację. Plakatu nie opublikowała policja Nowego Jorku, nie pamiętał jednak, od kogo go dostał. Na odwrocie zawsze zapisywał datę. Odwrócił plakat, ale róg, w którym ją zanotował, był odgryziony. Przyjrzał się uważniej twarzy. Była młodsza. Oceniał ją na jakieś dwadzieścia lat. Miała krótsze włosy, jaśniejszą cerę i pozbawione wyrazu oczy. Ale to była ona. Nad portretem grube czarne litery układały się w słowo POSZUKIWANA! Poniżej taką samą tłustą czcionką wydrukowane było nazwisko: KELLY McBRIDE. W dołączonej do plakatu broszurze oferowano piętnaście tysięcy dolarów każdemu, kto poda informację o miejscu jej pobytu. Znajdował się tam także zagraniczny numer telefonu. No jasne! Plakat dostał od znajomego, którego miał kiedyś w Noraid. To oznaczało, że wydano go jeszcze w latach osiemdziesiątych. Piętnaście tysięcy dolców! Będzie mógł spłacić wszystkie swoje karciane długi. Wyrwie się z tego mieszkania. Warto było przeznaczyć kilka dolarów na rozmowę międzynarodową, jeśli nawet nic z tego nie wyjdzie... Kelly była za młoda, żeby pamiętać, gdzie się znajdowała, kiedy zamordowany został prezydent Kennedy albo kiedy Neil Armstrong postawił stopę na Księżycu. Ale będąc od najmłodszych lat zagorzałą wielbicielką Beatlesów, wciąż świetnie pamiętała tę chwilę w grudniu 1980 roku, gdy dowiedziała się, że zginął John Lennon. Dzień zaczął się jak każdy inny. Obudziło ją radio, grające Just Like Starting Over. Jak tylko piosenka się skończyła, przygnębiony spiker oznajmił, że po przedniego wieczoru, o godzinie dwudziestej drugiej pięćdziesiąt czasu wschodniego John Lennon został zabity pięcioma kulami z rewolweru kaliber trzydzieści osiem, tuż przy luksusowym Dakota Building w Nowym Jorku, gdzie mieszkał ze swoją żoną Yoko Ono. O godzinie dwudziestej trzeciej zero siedem w Manhattan Roosevelt Hospital oficjalnie stwierdzono zgon. Kiedy trzy lata wcześniej zmarł Elvis, powszechnie uzna no to za kres legendy. Dla niej jednak John Lennon był czymś więcej niż legendą i ślubowała, że któregoś dnia odbędzie pielgrzymkę do Nowego Jorku, żeby złożyć mu hołd. Ten dzień nareszcie nadszedł... Kiedy Garrett skończył przesłuchanie, Brennan wrócił razem z nią i Jasonem do mieszkania. Tam zostawili samochód i cała trójka pojechała metrem na Siedemdziesiątą Drugą Ulicę. Stąd mieli tylko kilka kroków do Dakota Building z jego wspaniałym widokiem na Central Park. Kelly kupiła czerwoną różę i położyła ją obok innych kwiatów, które fani Lennona pozostawiali codziennie przed wejściem do kamienicy. Potem Brennan pokazał jej Strawberry Fields, cichy dwuipółakrowy ogród pokoju w Central Parku; kalejdoskop bar wnych roślin z całego świata, otwarty w roku 1984 i utrzymy wany od tego czasu przez Yoko Ono. Jason zaczął się trochę nudzić i postanowili, że przejdą się na Sheep’s Meadow, piętnastoakrowe błonia, na których kilkunastu chłopców grało w futbol. Jednej z drużyn zabrakło akurat zawodnika, którego niesympatyczny rodzic zabrał do domu. - Czy mogę zagrać, stryjku? - Oczywiście odparł Brennan i Jason pobiegł do chłopców. - Możemy tu usiąść powiedział do Kelly. - Złapać, póki się da, trochę słońca. - Jasne - powiedziała bez przekonania. Wyczuł, że coś nie daje jej spokoju. Od wyjścia z komisariatu prawie się nie odzywała. Położył się na trawie i wziął ją za rękę. Przez jakiś czas siedzieli w milczeniu, obserwując Jasona. - Dobrze się czujesz? - zapytał w końcu. - Jasne - powtórzyła. - Coś cię gryzie? - Nigdy jeszcze nie widziałam tyle beznadziei, co dzisiaj, kiedy jechaliśmy przez południowy Bronx. Długo tutaj pracujesz? Nie wiem, jak możesz to znieść. - Od dziesięciu lat. Oferowano mi w tym czasie transfery do innych komisariatów, wszystkich uważanych za lepsze od czterdziestego, ale nigdy nie kusiło mnie, żeby odejść. - Sam poprosiłeś o przydział w to miejsce? - Nikt nie prosi o przydział na południowy Bronx - odparł szybko. - Zsyłają cię tu, a potem każdy usiłuje jak najszybciej zwiać. Na początku ja też miałem ochotę dać nogę. Ale kiedy poznałem lepiej tę dzielnicę, zacząłem ją lubić. Fakt, że mam za partnera Lou, też ma swoje znaczenie. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł pracować z kimś innym. Widząc wracającego do nich Jasona, Brennan usiadł i uśmiechnął się. - Mecz skończony? - Chłopiec pokiwał głową. - Mark musiał iść do domu. To była jego piłka - odparł zdyszany. - Widziałeś moje dwie bramki, stryjku? - Oczywiście - zapewnił go Brennan, mimo że widział tylko pierwszą. - Zrobimy z ciebie jeszcze świetnego skrzydłowego. Ale najpierw pójdziemy się czegoś napić, - Może coś przekąsimy? - zapytała Kelly, kiedy Brennan pomógł jej wstać. - Nie wiem jak wy dwaj, ale ja konam z głodu. Ten sandwicz z bekonem nie był zbyt pożywny. - Lubisz teriyakfi - zapytał Brennan. - Nie sądzę, żebym to kiedyś jadła - odparła. - W takim razie najwyższy czas, byś spróbowała tego specjału - stwierdził. - Znam miejsce, gdzie go podają. - Przekonałeś mnie - zgodziła się
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.