ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Miał dać mu nową oprawę, niestety, zanim do tego doszło, zaprzyjaźnił się z uroczą młodą osóbką. Tej uroczej pani nie zależało zbytnio na mężczyźnie, zależało jej natomiast na jego kamieniu, tak bardzo, że pewnego dnia znikła wraz z historycznym klejnotem, który należał od pokoleń do rodziny księcia. Nieszczęsny młodzieniec znalazł się w kłopotliwym położeniu. W żadnym razie nie chciał skandalu. Nie mógł zgłosić się na policję. Przyszedł zatem do mnie, do Herkulesa Poirota. Znajdź mój historyczny rubin, powiedział. Eh bien, ta urocza osoba miała przyjaciela, a ten przyjaciel był zamieszany w kilka bardzo wątpliwych transakcji. Był uwikłany w szantaż, a także sprzedaż biżuterii za granicę. Zawsze działał bardzo sprytnie. Podejrzewano go, owszem, niczego jednak nie można mu było udowodnić. Doszło do mojej wiadomości, że ów bardzo sprytny dżentelmen zamierza spędzić święta Bożego Narodzenia w tym domu. Ważne było, by młoda dama, raz zdobywszy klejnot, mogła zniknąć na jakiś czas, tak by nie można było wywrzeć na nią nacisku ani zadawać pytań.
Ustalono zatem, że przyjedzie do Kings Lacey, oficjalnie jako siostra sprytnego dżentelmena... Sarah zaczerpnęła gwałtownie tchu.
- Och, nie. Och, nie, nie tutaj. Nie tutaj, gdzie ja jestem!
- Ale tak się stało - rzekł Poirot. - A dzięki małej manipulacji ja również stałem się gościem. Młoda dama dopiero co wyszła ze szpitala. Po przyjeździe tutaj czuła się nieźle. Nagle przychodzi wiadomość, że przyjeżdżam również ja - detektyw, i to znany detektyw. Ona, jak to mówią, dostaje pietra. Ukrywa rubin w pierwszym miejscu, jakie przychodzi jej na myśl, potem ma nawrót choroby i kładzie się znowu do łóżka. Nie chce, żebym ją zobaczył, gdyż niewątpliwie mam zdjęcie i ją rozpoznam. Choć to bardzo nudny sposób spędzania świąt, zostaje w pokoju, a brat przynosi jej posiłki.
- A rubin? - spytał Michael.
- Myślę, że w chwili kiedy wspomniano o moim przyjeździe, młoda dama była w kuchni wraz z pozostałymi, mieszając pudding wśród śmiechów i pogwarek. Puddingj wkładano do form i wówczas wcisnęła rubin do jednej z nich. Nie do tego w specjalnej świątecznej formie. Włożyła go do tego, który był przeznaczony na Nowy Rok. Do tego czasu miała być gotowa do wyjazdu. Pudding niewątpliwie zniknąłby razem z nią. Ale wmieszał się los i spłatał jej figla. Właśnie rano w pierwszy dzień świąt zdarzył się wypadek. Pudding w ozdobnej formie upadł na kamienną podłogę i forma rozbiła się na drobne kawałki. Co więc się stało? Zacna pani Ross podała do stołu drugi pudding.
- O Boże - powiedział Colin - to znaczy, że kiedy dziadek jadł swój pudding, w jego ustach znalazł się prawdziwy rubin?
- Właśnie tak - odparł Poirot. - Możecie sobie wyobrazić emocje pana Desmonda Lee-Wortleya, kiedy to zobaczył? Eh bien, co zdarzyło się później? Rubin podawano sobie z rąk do rąk. Obejrzałem go i udało mi się dyskretnie włożyć go do kieszeni. Zupełnie mimochodem, jakby mnie nie interesował. Jednak przynajmniej jedna osoba zauważyła, co zrobiłem. Kiedy leżałem w łóżku, ta osoba przeszukała mój pokój i mnie. Nie znalazła rubinu. Dlaczego?
- Ponieważ - wtrącił Michael bez tchu - pan dał go Bridget. Właśnie to miał pan na myśli. I właśnie dlatego... Nie bardzo rozumiem... wydaje mi się... Zaraz, to co się stało?
Poirot uśmiechnął się do niego.
- Chodźmy teraz do biblioteki i wyjrzyjmy przez okno, a pokażę wam coś, co może wyjaśnić tajemnicę. Ruszył pierwszy, a za nim pozostali.
- Jeszcze raz obejrzyjmy scenę zbrodni.
Wskazał coś za oknem. Jednoczesne westchnienie wyrwało się wszystkim z piersi. Na śniegu nie było ciała, nie było żadnego śladu tragedii, oprócz zdeptanego śniegu.
- Chyba to wszystko się nam nie przyśniło? - zapytał niepewnie Colin. - Czy... czy ktoś zabrał ciało?
- Ach, zrozumiałeś? Tajemnica znikających zwłok. - Poirot skinął głową i dyskretnie mrugnął.
- Wielki Boże - krzyknął Michael. - Panie Poirot, pan... pan chyba... Och, on cały czas nas nabierał!
Poirot mrugnął jeszcze wyraźniej.
- To prawda, moje dzieci, ja także zrobiłem mały dowcip. Wiedziałem o waszym spisku i zorganizowałem kontrofensywę. Ach, voil? mademoiselle Bridget*. Mam nadzieję, że z pani leżenia na śniegu nie wynikło nic złego. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby złapała pani une fluxion de poitrine*.
Bridget weszła do pokoju. Była ubrana w grubą spódnicę i wełniany sweter. Śmiała się.
- Posłałem pani tisane* do pokoju - powiedział poważnie Poirot. - Czy pani wypiła?
- Wystarczył jeden łyk! Czuję się dobrze. Czy grałam odpowiednio, panie Poirot? Na litość boską, ramię jeszcze mnie boli po tej opasce, którą mi pan nałożył.
- Była pani wspaniała, moje dziecko. Wspaniała. Ale tymczasem reszta błądzi w ciemnościach. Wczorajszej nocy poszedłem do mademoiselle Bridget. Powiedziałem jej, że wiem o waszym spisku i poprosiłem, żeby zechciała zagrać rolę dla mnie. Wywiązała się znakomicie. Zrobiła ślady stóp za pomocą pary butów pana Lee-Wortleya.
- A to w jakim celu, panie Poirot? - odezwała się szorstko Sarah. - Jaki był powód wysłania Desmonda po policję? Będą wściekli, kiedy odkryją, że to tylko mistyfikacja.
Poirot potrząsnął delikatnie głową.
- Przez moment nawet nie myślałem, że pan Lee-Wortley pojedzie po policję. Morderstwo nie jest rzeczą, w którą chciałby być wmieszany. Stracił panowanie nad sobą. Wszystko, o czym pamiętał, to szansa zdobycia rubinu. Porwał go, symulował uszkodzenie telefonu i uciekł samochodem pod pretekstem sprowadzenia policji. Myślę, że długo go pani nie zobaczy. O ile wiem, ma swoje sposoby wydostania się z Anglii. Ma własny samolot, prawda mademoiselle?
- Tak - potwierdziła Sarah. - Mieliśmy zamiar... - przerwała.
- Chciał, żeby uciekła pani z nim w ten sposób? Eh bien, to bardzo dobry sposób przemycenia kamienia za granicę. Kiedy uciekasz z dziewczyną, fakt staje się głośny, wobec czego nikt cię nie podejrzewa o przemycenie historycznego klejnotu. O tak, to bardzo dobry kamuflaż.
- Nie wierzę w to - zaprotestowała Sarah. - Nie wierzę w ani jedno słowo.
- Niech pani zapyta więc jego siostrę - powiedział Poirot, wskazując kogoś stojącego za nią. Sarah obejrzała się gwałtownie.
W drzwiach stała platynowa blondynka w futrzanym płaszczu. Patrzyła spode łba. Wyraźnie była wściekła.
- Siostrę, jeszcze czego! - zachichotała nieprzyjemnie. - Ten łobuz nie jest moim bratem! Więc on się wyniósł i zwalił wszystko na mnie? Cała sprawa to jego pomysł! On mnie w to wrobił! Powiedział, że to będą łatwe pieniądze, że tamci nigdy nie wystąpią do sądu, żeby nie dopuścić do skandalu. Mogłam zawsze im zagrozić, utrzymując, że Ali dał mi rodzinny zabytek. Des i ja mieliśmy podzielić się łupem w Paryżu - a teraz ten drań uciekł!
Gwałtownie zmieniła temat
|
WÄ
tki
|