ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Stara Wdowa Lau nie chciała zdradzić, o jaką rodzinę chodzi, dopóki nie nabierze pewności, czy nasza rodzina uzna, że owa propozycja będzie dla nas korzystna.
- "Szczerze mówiąc - pisała - sama nie pomyślałabym o tej rodzinie. Ale ojciec przyszedł do mnie, pytając o LuLing. Zapewne widzieli dziewczynę i jej uroda i łagodność zrobiły na nich wrażenie".
Moja twarz pokryła się rumieńcem. W końcu Matka dowiedziała się, co mówią o mnie inni. Być może także dostrzeże we mnie te zalety.
- Też chcę jechać do Pekinu - odezwała się GaoLing głosem skarżącego się kota.
- Ktoś cię zapraszał? - zganiła ją Matka. - Nie? A więc nie mów głupio, że chcesz jechać. - Gdy znowu jęknęła, Matka pociągnęła ją za warkocz, mówiąc: - Zamknij usta. - Po czym podała mi list, abym dokończyła czytanie.
Usiadłam prosto zwrócona twarzą do Matki i zaczęłam z uczuciem czytać:
- "Rodzina proponuje spotkanie w waszym sklepie z tuszem w Pekinie". - Przerwałam na chwilę, żeby posłać GaoLing triumfalny uśmiech. Nigdy nie widziałam sklepu, ona też nie. - "W ten sposób - ciągnęłam - gdyby nie doszło do zgodności interesów, żadna z rodzin nie zazna publicznego wstydu. Jeśli obie rodziny dojdą do porozumienia, wówczas będzie to błogosławieństwo bogów, w którym nie będzie żadnej mojej zasługi".
- Zasługi żadnej - prychnęła Matka. - Ale przyjmie mnóstwo prezentów.
Dalsza część listu brzmiała następująco:
- "Na pewno zgodzisz się, że trudno znaleźć dobrą synową. Może pamiętasz moją drugą synową? Ze wstydem przyznaję, że okazała się bez serca. Dziś dała do zrozumienia, że piastunka Twojej córki nie powinna jej towarzyszyć w podróży do Pekinu. Powiedziała, że jeśli ktoś zobaczy je razem, zapamięta tylko uderzającą szpetotę piastunki, a nie rozkwitającą urodę panienki. Oświadczyłam jej, że to nonsens. Wszakże pisząc ten list, zdaję sobie sprawę, że będzie kłopot z przyjęciem jeszcze jednej służącej, ponieważ moje skarżą się, że nie mogą się pomieścić w jednym łóżku. Może więc lepiej będzie, jeśli piastunka jednak nie przyjedzie. Wybacz, nic nie poradzę na ubóstwo mojego gospodarstwa...".
Dopiero gdy skończyłam czytać, spojrzałam zmieszana na Drogą Ciocię.
- Nieważne - powiedziała na migi. - Powiem jej później, że mogę spać na podłodze.
Odwróciłam się do Matki, czekając, co ma do powiedzenia.
- Odpisz Starej Wdowie Lau. Napisz, że wyprawię cię za tydzień. Sama bym cię zawiozła, ale jest sezon tuszu i mamy dużo pracy. Poproszę pana Weia, aby wziął cię swoim wozem. Zawsze pierwszego jedzie do Pekinu z towarem do sklepów z lekami i za niewielką sumę zgodzi się zabrać dodatkowego pasażera.
Droga Ciocia zaczęła machać dłońmi, żeby zwrócić na siebie moją uwagę.
- Powiedz jej teraz, że nie możesz jechać sama. Kto sprawdzi, czy to będzie dobre małżeństwo? A jeżeli ta wścibska głupia kuzynka próbuje cię sprzedać za bezcen rodzinie biedaków jako drugą żonę? Poproś ją, żeby to przemyślała.
Pokręciłam głową. Bałam się rozgniewać Matkę niepotrzebnymi pytaniami i zmarnować okazję wyjazdu do Pekinu. Droga Ciocia pociągnęła mnie za rękaw. Nie zwróciłam na nią uwagi. Ostatnio zrobiłam tak kilka razy, co doprowadzało ją do wściekłości. Nie umiała mówić, a Matka nie umiała czytać, więc gdy nie chciałam pośredniczyć w rozmowie, Droga Ciocia nie była w stanie się z nią porozumieć.
Już w naszym pokoju Droga Ciocia zaczęła mnie błagać:
- Jesteś za młoda, żeby jechać sama. To bardziej niebezpieczne, niż ci się wydaje. Mogą cię zabić bandyci, odciąć ci głowę i nadziać na pał...
Nie odpowiadałam jej, nie kłóciłam się, nie dawałam pretekstu do dalszych wywodów. Ale tego dnia, nazajutrz i jeszcze następnego dnia jej ręce nie przestawały mnie przekonywać. Od czasu do czasu złościła się na to, co Stara Wdowa Lau napisała w liście.
- Tej kobiety nie obchodzi, co jest dla ciebie najlepsze. Wtyka nos w cudze sprawy dla pieniędzy. Niedługo będzie cuchnęła jak tyłki, które wącha.
Później Droga Ciocia wręczyła mi list, który miałam dać GaoLing, a ona miała odczytać go Matce. Skinęłam głową i gdy tylko wyszła z pokoju i znalazła się za rogiem korytarza, przeczytałam: "Poza strzelaninami i rozruchami niebezpieczne są także zarazki, których wiele krąży w powietrzu lata. W Pekinie ludzie zapadają na dziwne choroby, nieznane u nas, od których LuLing mogą odpaść końce palców i nos. Na szczęście znam leki na takie przypadłości, więc LuLing po powrocie do domu nie przywiezie epidemii...".
Kiedy Droga Ciocia zapytała, czy oddałam list Matce, zmieniłam twarz i serce w kamień.
- Tak - skłamałam.
Droga Ciocia westchnęła z ulgą. Pierwszy raz uwierzyła w moje kłamstwo. Zastanawiałam się, cóż się w niej zmieniło, że tym razem nie wyczuła, że nie mówię prawdy. A może to ja się zmieniłam?
W wieczór poprzedzający dzień mojego wyjazdu Droga Ciocia stanęła przede mną, trzymając w dłoni list, który wcześniej zmięłam w kulę i wcisnęłam do kieszeni spodni.
- Co to ma znaczyć? - Złapała mnie za rękę.
- Puść - zaprotestowałam. - Nie możesz mi już mówić, co mam robić.
- Wydaje ci się, że jesteś taka mądra? Wciąż jesteś głu. pim dzieckiem.
- Nie. Już cię nie potrzebuję.
- Gdybyś miała rozum, tobyś mnie potrzebowała.
- Chcesz mnie tu zatrzymać tylko po to, żeby nie stracić posady piastunki.
Twarz jej pociemniała, jak gdyby się zakrztusiła.
- Posady? Myślisz, że jestem tu tylko z powodu marnej posady piastunki? Aj-ja! Nie chcę żyć, jeżeli mam słuchać rzeczy, które wygaduje to dziecko!
Dyszałyśmy ze wzburzenia. Zaczęłam krzyczeć o tym, co często słyszałam od Matki i ciotek:
- Ale żyjesz, nasza rodzina z dobroci ulitowała się nad tobą i ocaliła ci życie. Nie musieliśmy tego robić. Najmłodszy Wuj nigdy nie powinien próbować się z tobą żenić. Zrobił to i sprowadził nieszczęście. Dlatego zabił go własny koń. Wszyscy o tym wiedzą.
Jej ramiona opadły i pomyślałam, że przyznaje mi w ten sposób rację. W tej chwili czułam do niej podobną litość co do żebraków, którym nie potrafiłam spojrzeć w oczy. Czułam, że nareszcie jestem dorosła, a ona straciła nade mną władzę. Jak gdyby dawna ja patrzyła na nową mnie, podziwiając ogromną przemianę, jaką przeszłam.
Nazajutrz rano Droga Ciocia nie pomogła mi zapakować tobołka z rzeczami. Nie przygotowała mi posiłku na drogę. Siedziała tylko na brzegu k'ang, nie chcąc na mnie podnieść oczu. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale zauważyłam, że ma czerwone i spuchnięte oczy. Serce we mnie zadrżało, ale nie zmieniłam postanowienia.
Dwie godziny przed świtem przyjechał pan Wei wozem zaprzężonym w osiołka i załadowanym klatkami z wężami, które wiózł do aptek. Zawiązałam na twarzy szal, by ochronić się przed słońcem. Gdy siadałam na koźle obok pana Weia, przed bramą domu żegnali mnie wszyscy z wyjątkiem Drogiej Cioci. Była tam nawet GaoLing z nieumytą twarzą.
- Przywieź mi lalkę! - zawołała. Mimo swoich trzynastu lat była jeszcze dzieckiem
|
WÄ
tki
|