ďťż

Mentemozis, nie zważając na swoich zdeklarowanych przeciwników, natychmiast rozpoczął starania...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Potrafił ze szczególną zręcznością uwypuklić swoje zalety i podkreślić osiągnięcia służbowe, toteż w końcu odniósł zwycięstwo. Wdarłszy się na wyżyny, dbał przede wszystkim o to, by się na nich utrzymać. Otaczał się więc miernotami, z których żadna nie potrafiłaby go zastąpić, a ilekroć dostrzegał w kimś silną osobowość, natychmiast zwalniał człowieka. Działać w cieniu, manipulować ludźmi tak, by tego nie zauważali, knuć intrygi -to były ulubione jego rozrywki. Przeglądał właśnie listę nominacji w korpusie policji pustynnej, gdy adiutant zaanonsował mu przybycie sędziego Pazera. Drobnych urzędników Mentemozis odsyłał zazwyczaj do swoich podwładnych, ten jednak ciekawił go. Przecież to on zalał sadła za skórę Denesowi, który był tak bogaty, że każdego mógł kupić. Młody sędzia wkrótce padnie ofiarą swoich złudzeń, być może jednak z jego działalności da się wyciągnąć jakieś korzyści. Sam fakt, że odważył się jemu, Mentemozisowi, zawracać głowę, dostatecznie świadczy o jego determinacji. Przyjął Pazera w tej izbie swojej willi, gdzie wystawione były odznaczenia gospodarza: złote naszyjniki, półszlachetne kamienie, laski z pozłacanego drewna. -Dziękuję, żeś był łaskaw mnie przyjąć. -Jestem tylko oddanym sługą sprawiedliwości. Podoba ci się w Memfisie? -Chciałbym ci donieść o pewnej dziwnej sprawie. Mentemozis kazał podać najlepszego piwa i zapowiedział ordynansowi, by mu nie przeszkadzać. -Wyjaśnij rzecz, proszę. -Nie mogę zatwierdzić pewnego przeniesienia służbowego, bo nie wiem, co się stało z zainteresowanym. -To jasne. A o kogo chodzi? -O byłego dowódcę wart przy Sfinksie w Gizie. -Stanowisko czysto honorowe, o ile mi wiadomo. Powierza się je weteranom. -W tym wypadku właśnie weterana usunięto. -Czyżby popełnił jakieś poważne przestępstwo? -W aktach nie ma o tym wzmianki. Co więcej, ten człowiek został zmuszony do wyprowadzki ze służbowego mieszkania i przeniesienia się do najuboższej dzielnicy miasta. Mentemozis sprawiał wrażenie zaskoczonego. -Istotnie, dziwne... -Gorsza sprawa, bo przepytałem jego żonę i twierdzi ona, że jej mąż nie żyje. Zwłok jednak nie widziała i nie wie, gdzie je pogrzebano. -Dlaczego jest przeświadczona, że on nie żyje? -Tę smutną wiadomość przekazali jej żołnierze. Kazali jej również milczeć, jeśli pragnie otrzymywać rentę. Naczelnik policji wypił powolutku kubek piwa -spodziewał się usłyszeć coś o sprawie Denesa, a oto miał przed sobą paskudną zagadkę. -Doskonale poprowadziłeś śledztwo, sędzio Pazerze. Rozgłos, jaki zaczyna cię otaczać, nie jest pozbawiony podstaw. -Mam zamiar się tym zająć. -W jaki sposób? -Trzeba odnaleźć ciało i ustalić przyczynę zgonu. -Całkiem słusznie. -Nie obejdę się bez twojej pomocy. Stoisz na czele policji miejskiej i wiejskiej, rzecznej i pustynnej, więc ułatwisz mi dochodzenie. -Niestety, to niemożliwe. -Zaskakujesz mnie. -Poszlaki, jakimi dysponujesz, są dość niepewne, a w dodatku chodzi tu o weterana i o żołnierzy, więc rzecz dotyczy wojska. -O tym też już myślałem i właśnie dlatego uprzejmie proszę cię o poparcie. Jeśli osobiście zażądasz wyjaśnień, władze wojskowe będą musiały odpowiedzieć. -Sytuacja jest bardziej złożona, niż ci się wydaje. Armia jest przeczulona na punkcie swojej niezależności od policji. Nie zwykłem mieszać się do spraw wojska. -Ale przecież dobrze je znasz. -Tak się tylko mówi. Obawiam się, że wkraczasz na niebezpieczny grunt. -Nie mogę zrezygnować z wyjaśnienia przyczyn czyjejś śmierci. -Zgadzam się z tobą. -Cóż więc mi radzisz? Mentemozis zamyślił się. Ten młody człowiek się nie cofnie, a manipulowanie nim z pewnością nie będzie łatwe. Dopiero po dłuższych obserwacjach będzie można poznać jego słabe strony i w pełni świadomie je wykorzystać. -Weteranów na honorowe stanowiska mianuje generał Aszer. Zwróć się do niego. ROZDZIAŁ 12 Połykacz cieni sunął w ciemnościach jak kot. Bezgłośnie omijając przeszkody, przemykał pod ścianami i stapiał się z ciemnością. Nikt nie mógł się pochwalić, że go widział, któż więc mógł go podejrzewać? Najuboższa z dzielnic Memfisu pogrążona była we śnie. Żadnych odźwiernych ani nocnych stróżów, jak przed bogatymi willami. Człowiek skrył twarz pod drewnianą maską szakala z ruchomą szczęką i wśliznął się do domu wdowy po dowódcy wart przy Sfinksie. Gdy otrzymywał rozkaz, nie dyskutował. Od dawna już w jego sercu nie gościło żadne uczucie. Człowiek-sokół wyłaniał się z mroku, gdzie nabierał sił
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.