ďťż

Masa piasku, upał i zgon w kwiecie wieku...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
A tutaj codziennie jadam mięso, w życiu tyle go nie miałem. I kobiety. Ta, co gotuje dla chłopców, ma uda i zad jak krowa! - Aż klasnął w dłonie, wspomniawszy te przyjemności. - Jest co złapać. I ryczy jak krowa, gdy jej wkładam. Cudne miejsce. Inteb aż skrzywił nos, zgorszony i wyciągnął osmalony róg koca z ogniska, zanim jeszcze tkanina zajęła się płomieniem. - To zostań tutaj, Aiasie. Bez obrazy, ale jesteś prostym człowiekiem, zrodzonym w takim właśnie miejscu. W życiu są jeszcze inne przyjemności, których istnienia nawet się nie domyślasz. Może i lepiej, że ich nie poznasz, taki będziesz szczęśliwszy. Dobre wino, bogaty stół, kochani przyjaciele, cywilizowane rozrywki i wszystko, za czym tęsknię. Zabawa z krową o tłustym zadzie nie jest jakoś szczytem mych marzeń. - Niektórzy to lubią - powiedział Aias i czknął, dając do zrozumienia, że zamyka temat. - Bez wątpienia. Pewien mędrzec powiedział jednak kiedyś: mąż do miłości, chłopiec dla przyjemności, kobieta do powinności. Nie poczuwam się do wypełniania obowiązków z tutejszymi kobietami, zaś chłopcy chodzą tu brudni i nijak mnie nie pociągają. Nie dodał, że znalazł się na tym krańcu świata za sprawą wielkiej miłości, ale o tym nie godziło się rozmawiać z niewolnikiem, który chrząkał właśnie i spluwał w ogień. Słońce wzniosło się wyżej i oblicze Ra zaczęło grzać miło ramiona i głowę Inteba. Lekki wiaterek poruszył gałęziami, liść dębu spłynął prawie do stóp Egipcjanina. Inteb podniósł go i przyjrzał się z podziwem jesiennemu liściowi. Drzwi pisnęły znowu i Ason przyłączył się do towarzystwa przy ognisku. Wciąż pachniał rozgrzanym ciałem Naikeri. Inteb odwrócił się, by nie czuć tej woni i sięgnął po szczapę z ogniska. - Wspaniale by się dzisiaj żeglowało - powiedział Ason, zerkając na niebo. - Gładkie morze, łatwo wiosłować. Ostatnio niemal codziennie rozmyślali o statku i Ason przemawiał w imieniu wszystkich. - Mamy już dość cyny - stwierdził Aias, spoglądając na przybudówkę, gdzie składowali srebrzyste dyski. Było ich ponad czterysta osiemdziesiąt, dowód wytężonej pracy przez całe niemal lato. - Najpewniej jest już w drodze - powiedział Inteb, by nieco podtrzymać się na duchu. - Wiesz więcej niż ja - zauważył Ason. - Byłeś przy tym, gdy mój ojciec dostał wiadomość. Pamiętam, jak nieustannie powtarzał, że nade wszystko Mykeny potrzebują cyny. Możemy być pewni, że Perimedes wysłał statek, gdy tylko stało się to możliwe. Ale pogoda potrafi przeciągnąć podróż, sami widzieliśmy, jak groźny jest wzburzony ocean. Przypłynie, a my będziemy już czekać z cyną. Przywiezie specjalistów, którzy zajmą się kopalnią, wojowników do ochrony. My spełniliśmy naszą misję. - I będziemy mogli wrócić na tym statku - powiedział Inteb głosem mimowolnie rozmarzonym. Ason zawahał się nieco, nim odpowiedział. - Oczywiście. A po co mielibyśmy zostawać w tej zimnicy na krańcu świata? Wino czeka na nas w Argolidzie. I Atlantydzi czekają, by ich pozabijać. I do jednego, i do drugiego po równi tęsknię. Nic tu po mnie. Obejrzał się na Naikeri, która wyłoniła się z chaty niosąc tacę na krótkich nóżkach. Taca pełna była mis z rozwodnionym piwem i pasków zimnej dziczyzny upieczonej jeszcze wieczorem. Dziewczyna postawiła tacę obok Asona, który sięgnął pierwszy. Aias pochylił się i wziął miskę, siorbnął głośno i odetchnął szczęśliwy. Inteb wybrał sobie kawałek mięsa i zaczął żuć go powoli. - Nadchodzi pora Samhain - powiedziała Naikeri. - Nie mam pojęcia, co to jest - wymamrotał Ason z pełnymi ustami. - Mówiłam ci. Taka pora roku, kiedy Yerni spędzają bydło z pastwisk do grodziska. Potem część bydła zabijają. Moi ludzie idą wtedy na targ, inni kupcy przybywają nawet z bardzo daleka. Czas bardzo ważny dla wszystkich. - No to idź i zobacz, jak się szlachtuje krowy. Mnie to nie ciekawi. - To coś więcej. Właśnie wtedy obiera się nowego wodza. Ar Apa zostanie nowym wodzem-bykiem. Ason żuł w milczeniu twarde i słodkawe mięso. Ar Apa. Oczekuje najpewniej, że Ason zjawi się, być może nie zostanie nawet wodzem, jeśli Mykeńczyka zabraknie. Ci barbarzyńcy nie wiedzą, co to królewska krew i dziedzictwo tronu. Nie znają prawa. Żeby zostać wodzem, wystarczy być silnym w barach i w gębie. Ale co to za wybór! Jednak najlepiej, żeby to Ar Apa został nowym bykiem, zawsze to ktoś znany. Ar Apa bał się Asona, widział go w walce. Jeśli on będzie władać grodziskiem, nie zagrzeje tam miejsca żaden nowy Mroczny Mąż, nie namówi nikogo, by napadał na kopalnię. Ason walczył w dość wielu bitwach, by pamiętać o zabezpieczeniu skrzydeł i tyłów. Dun i pastwiska teuty Ar Apy leżały pomiędzy kopalnia a terenami pozostałych szczepów Yernich i tędy musiałby maszerować każdy pragnący najechać dobra Mykeńczyków. Ar Apa będzie najlepszy. Pozwoli spokojnie wydobywać cynę, nawet po wyjeździe Asona
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.