ďťż

Ledwo zdążył to powiedzieć, gdy na polanie przed domem pojawił się olbrzymi stwór...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wyglądało na to, że właśnie po raz kolejny okrążał budynek. Potwór zatrzymał się przed drzwiami. Głową sięgał prawie do okna, przy którym stał Sander. Czy to na pewno było zwierzę?… Poruszało się przecież na dwóch nogach. Kowal uważnie przyjrzał się stworzeniu i spostrzegł, że to, co w pierwszej chwili wziął za wyblakłą i mocno przybrudzoną skórę, było w rzeczywistości ubraniem. Ubranie?… A więc to był człowiek? Sander głośno przełknął ślinę. Istota rozmiarami dorównywała leśnej przywódczyni. Osadzona na krótkim i masywnym karku głowa łączyła się z szerokimi ramionami. Porastały ją gęste, sztywne i sterczące włosy, które zachodziły aż na oczy. Stwór podniósł ogromną, zakończoną pazurami łapę i odgarnął włosy znad czoła. Zdawał się jeszcze mniej niż leśni ludzie przypominać człowieka. Krótkie, grube nogi podtrzymywały masywny korpus. Ramiona istoty były tak długie, że stojąc, bestia dotykała czubkami palców ziemi. Twarz przypominała zwierzęcy pysk i była porośnięta gęstą brodą. Stworzenie wyglądało jak żywcem wyjęte z dziecięcego koszmaru. Potwór uniósł zaciśniętą pięść i naparł na drzwi, które zaskrzypiały niebezpiecznie. Czy wytrzymają napór?… Sander błyskawicznie zeskoczył na podłogę. Stwór szturmował teraz drzwi, waląc w nie raz po raz. Trudno było przewidzieć, jak długo wytrzymają ten napór. Rhin i kuny miotały się w miejscu, wyjąc i warcząc. Wyraźnie bały się przeciwnika. Sander krótko opowiedział dziewczynie o tym, co zobaczył. — Słyszałaś kiedyś o czymś takim? — zapytał w końcu. — Tak, od jednego Kupca — odparła szybko. — Te stworzenia wędrują po krainach północy, polując na ludzi. Sam teraz widzisz, że nie wszystko, o czym opowiadają Kupcy, jest tylko ich wymysłem. Bestia ani na chwilę nie przestała dobijać się do drzwi. Drąg, którym je zablokowali, powinien wytrzymać, ale czy nie puszczą śruby i zawiasy? Jeśli potwór dopadnie ich tu, w środku… Kowal nie zauważył, żeby bestia była uzbrojona, ale potężne łapy z pewnością zastępowały każdą broń. Nic dziwnego, że budynek zaopatrzono w podziemną kryjówkę. Sander podbiegł do metalowej klapy, usunął blokującą ją gałąź i otworzył przejście. Cały dom drżał teraz w posadach. Potwór nacierał ze zdwojona furią. — Bierz jakąś pochodnię! — krzyknął. Wiedział, że lampa Fanyi nie będzie świecić wiecznie. Nie miał zamiaru wędrować w całkowitych ciemnościach. Dziewczyna podbiegła do paleniska, chwyciła sporą gałąź i wsadziła jej koniec w płomienie. Kuny przemknęły obok Sandera i zniknęły w ciemnym wejściu. A Rhin… czy da radę? Kowal miał nadzieję, że bez bagażu kojot przejdzie przez otwór w podłodze. Zwierzę zbliżyło się do wejścia i uważnie obwąchało ciemną czeluść. Po chwili kojot odwrócił się tyłem do podziemnego tunelu i powoli zaczął schodzić w dół. Usłyszeli trzeszczenie zewnętrznych drzwi. Rhin zniknął nagle w ciemnościach, jakby przestraszył się tego dźwięku i spadł. Jednak w chwilę później zawarczał gdzieś w dole. Wszystko więc było w porządku. Sander zrzucił torby, które podała mu Fanyi, i oświetlił jej drogę na dół. Kiedy zeszła już kawałek, opuścił pokrywę, zostawiając niewielką szparę, przez którą mógł się przecisnąć. Położył się na brzuchu, wyciągnął rękę i podał dziewczynie pochodnię. W chwilę później sam zaczął schodzić. Stojąc już na stopniach drabiny, pociągnął niedomkniętą klapę. W górze usłyszał trzask łamanego drewna. W świetle pochodni zobaczył metalowy pręt, którym można było zablokować klapę od wewnątrz. Ostatkiem sił domknął pokrywę i zablokował. Znaleźli się w dużym, okrągłym tunelu. Po kunach nie było śladu, ale Rhin czekał na swojego pana. Skomlał cicho i węszył dookoła. Wyraźnie nie podobało mu się to miejsce. Korytarz obniżał się. Jeśli mieli iść dalej, kojot będzie musiał się czołgać. Fanyi wetknęła pochodnię w okrągły pierścień wystający ze ściany i zaczęła przepakowywać swoje rzeczy. Wiedziała, że Rhin nie będzie tutaj mógł nieść bagażu
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.