ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Na czym polega to ryzyko? Na
możliwości dowiedzenia się prawdy, która okazuje s'ę dia-
metralnie nie taka, jakiej byśmy chcieli i jaką sobie wy-
obrażaliśmy. Co więcej, prawda ta może okazać się nie
do zniesienia, rysuje się tak groźnie i deprymująco, że
błogosławieni ci, którzy jej nigdy nie poznają.
Science fiction jest obszarem buntu: przeciw zaakcep-
towanym ideom, instytucjom, przeciw wszystkiemu, co jest.
W moim pisaniu kwestionuję nawet wszechświat; chcę
wiedzieć, czy jest realny i czy my wszyscy jesteśmy realni.
Nie pozostawiam niczego w nienaruszonym stanie". Te sło-
wa Dicka o samym sobie, wypowiedziane na dwa lata
przed śmiercią, są jak skrót przebytej przez pisarza drogi.
Na jej początku punkt wyjścia więcej niż skromny, na
końcu wnioski, od których mróz chodzi po kościach.
Gros zasług należy się oczywiście samemu Dickowi, ale
też ciekaw jestem, kto się teraz odważy rzucić kamieniem
we wzgardzony powszechnie gatunek, który pozwala uzy-
skać tak niewspółmierne w stosunku do zastosowanych
środków rezultaty.
1982
Korzenie
Miło zauważyć, że kryzys, który spopielił większość dzie-
dzin życia, nie ima się zupełnie fantastyki naukowej: prężą
się serie wydawnicze, debiutują jakby nigdy nic młodzi
twórcy, starzy do stosu osiągnięć dorzucają nowe. Gruszek
w popiele nie zasypia krytyka. W serii Wydawnictwa Po-
znańskiego ukazała się Zaczarowana gra Antoniego Smusz-
kiewicza, poświęcona historii gatunku SF na polskim grun-
cie.
Science fiction to niemal synonim literackiej tandety,
zwłaszcza w opinii środowisk krytycznych. To pierwszy
powód, że młodzi niechętnie oddają jej swe pióra; starzy
nie zauważają jej w ogóle. Powód drugi, że tej hałastry,
tego zalewu (jak na polskie warunki) książek SF nie stara
się uporządkować żadna myśl to pewna inercja, z jaką
pozycje krytyczne pojawiają się na rynku dobrze już za-
sobnym w materiał do analizowania. Powód trzeci brak
jednoznacznych kryteriów. Czwarty: na science fiction na-
prawdę trzeba się znać. Trzeba nie tylko orientować się
w zagadnieniach warsztatu literackiego, ale wiedzieć to
i owo o technice, być za pan brat z fizyką, astronomią
i całym szeregiem nauk ścisłych i przyrodniczych, do tego
na bieżąco śledzić ich postępy. Taki omnibus był niegdyś
ideałem renesansu, lecz z czasem stał się zwierzęciem re-
liktowym. W dobie specjalizacji, gdy już nikt nie jest
w stanie ogarnąć całości wiedzy ludzkiej, miotanie się po
jej dziedzinach nadaje człowiekowi piętno dziwaka. Nie-
stety, fantastyka zmusza do zdejmowania klocków z róż-
nych półek, a kto chce oceniać sporządzony tą metodą
twór, powinien z grubsza znać klocki i wiedzieć, z któ-
rych półek pochodzą.
Konkluzja: nie ma krytyki dla fantastyki. Nie zaprzeczy
jej kilku desperados, do których należy Smuszkiewicz, pra-
cownik Uniwersytetu Poznańskiego. Z krytyką SF gorzej
niż z gospodarką. Właściwie oprócz Fantastyki i juturologii
Lama, Polskiej prozy jantastyczno-naukowej Handkego,
Homo futurus Very Graaf i Co to jest fantastyka nauko-
wa? Kagarlickiego nie znajduję wśród książek wydanych
w Polsce liczącego się towarzystwa dla pracy Smuszkie-
wiczaj
Jest to zarazem pierwszy znany mi zarys dziejów pol-
skiej fantastyki naukowej", jak mówi się w podtytule. Za-
czarowana gra wypełnia więc w krytycznym piśmienni-
ctwie gatunku istotną lukę. Czy wypełnia ją dogłębnie, nie
pozostawiając krzty luzu tego bym nie powiedział. Już
sam autor zastrzega się, nazywając swą pracę zarysem, że
nie powiedział wszystkiego. Jasne też jest, że nie uczynił
tego z lenistwa czy małej wiedzy, czy nie chcąc wychodzić
poza przeciętną objętość poręcznej książeczki. Każdy, kto
choćby stykał się dłużej z naukową fantastyką wie, iż brak
po dziś dzieji definicji, która by zadowalająco ujmowała
to zjawisko.[Spotkałem się już i z opinią, że science fiction
to jest to, co każdy uważa za science fiction, lecz wiadomo,
dlaczego temu ponętnemu skądinąd poglądowi odmawia-
my siły naukowej definicji: akceptując go zaszlibyśmy pro-
stą drogą do nazwania utworami SF np. ostatnich powieści
Bratnego. (Coś w tym jest; może nie SF, ale fantasy upra-
wia Bratny na pewno.)"!
^Smuszkiewicz za"ąIandkem i Lemem ogranicza
kryteria naukowej fantastyczności do dwóch: przedmiotu
wywodu i jego prowadzenia. Jeśli fikcyjne pisze Lem
mogą być w fantastyce naukowej fakty, to nie może
być fikcyjny s p o_s ó b, w jaki fakty owe interpretuje
w opowieści naukajjw ten sposób ucina się niczym nożem
wszelkie półcienie i półtony, oddaje całe pogranicze, gdzie,
jak wiadomo, pleni się najciekawsze zielsko. Ale innej
drogi nie ma, po przyjęciu każdego innego układu kry-
teriów można do woli wytykać mu braki. Rzecz już raczej
w tym, aby po zdecydowaniu się na określony wybór autor
trzymał się go ściśle i konsekwentnie z czego Smuszkie-
wicz, mam wrażenie, wywiązuje się bez zarzutu.
Cóż takiego ciekawego można przeczytać w tej książce?
To, że polska SF zaczyna się dopiero pod koniec XVIII
wieku, że w XIX nie dorobiliśmy się polskiego Verne'a ani
Wellsa, choć za fantastykę brały się takie pióra, jak Prus
i Mickiewicz. Mało kto wie, iż dzieło największego poety
polskiego miało się zwać Historia przyszłości, zaczynało się
w roku 2000 i miało obejmować dwa wieki
|
WÄ
tki
|