ďťż

Kalle zbywa wszystko żartem, a wujek Bjork zaczyna zaraz mówić o czymś innym...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Tak, dobre z was ziółka - mówi. - Spotkałem twego tatusia dziś rano, Kalle. Był porządnie zły, możesz mi wierzyć. Czy nie wstyd wam uciekać z domu w ten sposób? Najwyższy już był czas, żebyście wracali do domu. - Nie, my jeszcze nie wracamy - odpowiedział Kalle. - Myśmy jeszcze nie wrócili do domu. Rozdział XII Gdyby ktoś około godziny drugiej po północy przechodził koło sklepu kolonialnego Blomkvista, byłby przekonany, że włamali się tam złodzieje. Ktoś świecił latarką kieszonkową za ladą i od czasu do czasu można było przez okno wystawowe widzieć przemykające dwa cienie. Niczyje jednak drogi nie wiodły tędy owej nocy i oba cienie pozostały nie zauważone. Właściciel sklepu Blomkvist i jego żona, którzy spali w sypialni tuż nad sklepem, również nic nie słyszeli. Cienie owe bowiem znały sztukę bezszelestnego przemykania się. - Chcę jeszcze kiełbasy - mówił Anders z pełnymi ustami. - Jeszcze kiełbasy i sera. - Bierz, i już - odpowiedział Kalle. Miał dość roboty z tym, by napychać się samemu. Jedli więc. Kroili grube plastry wędzonej szynki i jedli. Ucinali odpowiedniej długości kawałki najlepszej szynkowej kiełbasy i jedli. Chwycili wielki, miękki, pachnący bochenek chleba i jedli. Zrywali staniolowe opakowanie z małych, trójkątnych serków i jedli. Wsadzali rękę do skrzynki z rodzynkami i jedli. Brali ciastka czekoladowe z oszklonej szafki na ladzie i jedli. Jedli, jedli i jedli. Był to w ich życiu najwspanialszy posiłek, którego nigdy nie mieli zapomnieć. - Jednej rzeczy jestem pewien - odezwał się w końcu Kalle. - Nigdy już nie wezmę do ust ani jednej czarnej jagody. Wspaniale i bezgranicznie najedzony poszedł następnie na palcach na piętro. Omijał starannie te stopnie, które trzeszczały, jako że matka jego z biegiem lat wykazywała dziwną zdolność budzenia się właśnie od tego trzasku, i to tylko wtedy, gdy sprawcą był Kalle - co zdaniem Kallego było najzupełniej nienaturalnym zjawiskiem, które winno wejść w zakres badań psychologicznych. Teraz nie pragnął bynajmniej obudzić matki ani ojca. Chciał tylko wziąć swój plecak i śpiwór i jeszcze coś niecoś ze sprzętu kempingowego. Gdyby rodzice obudzili się, o wiele za dużo czasu pochłonęłyby wyjaśnienia. Ponieważ zaś zdolność Kallego do omijania trzeszczących stopni rozwinęła się również z biegiem lat, wrócił on cało i obładowany do sklepu, gdzie czekał na niego Anders. O godzinie wpół do czwartej nad ranem jadący z dużą szybkością motocykl skręcił na drogę wiodącą ku morzu. Na ladzie w sklepie kolonialnym Blomkvista leżał oderwany kawałek papieru do pakowania, z następującym zawiadomieniem: Kochany tatusiu. Możesz mi w tym miesiącu wstrzymać moją pensję, gdyż wziąłem: 1 kg kiełbasy serdelowej 1 kg kiełbasy szynkowej 1 1/2 kg wędzonej szynki 10 takich małych serków, wiesz już których 4 bochenki chleba 1/2 kg żółtego sera 1 kg masła 1 paczkę zapałek 10 ciastek czekoladowych z tych po 50 ore 10-litrową bańkę benzyny ze składziku 2 paczki kakao 2 paczki mleka w proszku 1 kg cukru 5 paczek gumy do żucia 10 pudełek tabletek spirytusowych i może jeszcze coś, czego sobie w tej chwili nie przypominam. Rozumiem, że jesteś zły, ale gdybyś wiedział, jak wszystko było, to nie byłbyś zły, wiem to z pewnością. Proszę Cię, powiedz wujkowi Lisanderowi i tatusiowi Andersa, żeby byli zupełnie spokojni. Proszę Cię, nie bądź zły, czyż nie byłem zawsze dobrym synem, no, to najlepiej już skończyć pisanie, bo rozczulam się tylko. Z serdecznymi pozdrowieniami również i dla mamusi. Kalle Chyba nie jesteś zły? Ewa-Lotta spała niespokojnie tej nocy i obudziła się z niemiłym uczuciem, że dzieje się coś niedobrego. Bała się o Kallego i Andersa - jak im poszło z papierami profesora? Okropnie było nic nie wiedzieć, wobec czego postanowiła przypuścić atak na Nickego, skoro tylko przyjdzie ze śniadaniem. Gdy zaś Nicke wreszcie przyszedł, miał tak złą minę, że Ewa- Lotta zawahała się nieco. Rasmus zaświergotał radośnie „dzień dobry”, Nicke nie zwrócił jednak wcale na niego uwagi i podszedł prosto do Ewy-Lotty. - Diablę wcielone - powiedział z naciskiem. - Czyżby? - odpowiedziała Ewa-Lotta. - Kłamiesz tak, że to po prostu grzech i wstyd - mówił dalej Nicke. - Czyż nie powiedziałaś szefowi, gdy cię przesłuchiwał, że byłaś sama - wtedy, w nocy, kiedy wlazłaś do samochodu? - Wtedy kiedy porywaliście Rasmusa, chciałeś powiedzieć? - spytała Ewa-Lotta. - Tak, wtedy kiedy... ach, idź do diabła - odpowiedział Nicke. - Czyż nie mówiłaś, że byłaś wówczas sama? - Tak, mówiłam. - Więc kłamałaś! - krzyknął Nicke. - Jak to? - zdziwiła się Ewa-Lotta. - Jak to? - przedrzeźniał ją Nicke czerwieniejąc ze złości. - Jak to? Było tam jeszcze dwóch chłopców z tobą, przyznaj się. - Tak, wyobraź sobie, że byli - odpowiedziała Ewa-Lotta zadowolona. - Tak, to przecież był Anders i Kalle, wiadomo - odezwał się Rasmus. - Oni też należą do Białej Róży jak Ewa-Lotta. I ja też zupełnie na pewno będę Białą Różą - objaśniał. Ewie-Lotcie aż zimno zrobiło się nagle z niepokoju. Czy słowa Nickego oznaczały, że Kalle i Anders są schwytani? W takim razie koniec już z nimi wszystkimi. Czuła, że musi dowiedzieć się tego teraz, zaraz - ani jednej chwili dłużej nie wytrzyma w niepewności. - A zresztą, skąd ty wiesz, że ktoś był ze mną? - spytała tak obojętnie, jak tylko potrafiła. - Tak, bo ci przeklęci smarkacze świsnęli te papiery, które potrzebne były szefowi - świsnęli mu je prosto sprzed nosa - powiedział Nicke spoglądając na nią ze złością. - Wiwat! - krzyknęła Ewa-Lotta. - Wiwat! Wiwat! - Wiwat! - zawołał jak echo Rasmus. - Wiwat! Nicke odwrócił się do niego, a w oczach jego był żal, żal i niepokój. - Tak, wiwatuj, wiwatuj - powiedział. - Niedługo odechce ci się wiwatowania. Gdy przyjdą cię zabrać i wywiozą za granicę. - Co ty powiedziałeś? - krzyknęła Ewa-Lotta. - Powiedziałem, że przyjdą, zabiorą Rasmusa i wywiozą go za granicę, to powiedziałem. Jutro wieczorem przyleci po niego samolot. Ewa-Lotta głośno przełknęła ślinę. Potem z krzykiem rzuciła się na Nickego. Okładała go zaciśniętymi pięściami gdzie popadło, krzycząc: - To wstyd! To hańba! Jesteście bezwstydni, starzy kidnaperzy! Nicke nie bronił się. Pozwalał się bić. Siedział nieruchomo i nagle zdał się być bardzo zmęczony. Nie spał przecież wiele tej nocy. - To po co ci smarkacze wtykali nos, gdzie nie potrzeba? - powiedział w końcu. - Czy szef nie mógł wziąć sobie tych papierów, o które robi tyle hałasu, żeby już raz był koniec z tym wszystkim? Tymczasem Rasmus zdążył już przemyśleć to, co Nicke mówił o jego wyjeździe samolotem za granicę. Rozważał i porównywał dwie możliwości
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.