ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Jak to? - zdziwił się ojciec kumpla syna przyjaciółki.
- Przecież była u mnie także jego żona i mówiła o mężu jak
o kimś żywym. Nie tak dawno, no, parę lat temu, pięć czy
sześć... Powiedziała, że ma ten bursztyn z rybką, przypo-
mniała, że jej mąż ze mną rozmawiał, pytała o ewentualną
możliwą cenę, względnie o sposób oprawienia. Napomknęła
nawet o panu Lucjanie... Wydawało mi się, że to w porozu-
mieniu z tym mężem...?
- To chyba odezwał się do niej z zaświatów - powiedzia-
łam ponuro. - O ile, oczywiście, to był ten, o którym wiem.
Mógł być ktoś inny, ale w końcu nie plącze się przy aferze
cała wycieczka czarnych w południowym typie...
- Owszem, był jeszcze Hindus - przerwał mi ojciec kum-
pla syna przyjaciółki.
- Proszę...?
- Hindus. Oni mają u siebie obfitość kamieni szlachet-
nych i półszlachetnych, ale bursztynu im brakuje. Też ktoś
znajomy go przyprowadził. Interesowały go kule, większe
i mniejsze, nawet zbyt duże na naszyjniki.
Czknęły mi się japońskie kulki.
- Dziurawione?
- Niekoniecznie. Tak pół na pół.
- I do czego mu były?
- Zrozumiałem, że na ozdoby. Naszyjniki właśnie, ale
chyba dla jakiegoś wielkiego bóstwa, trzymetrowy posąg na
przykład. Dla kobiety za duże, chociaż, czy ja wiem... Zro-
biłem mu tego trochę na zamówienie i muszę przyznać, że
bardzo dobrze płacił, ale więcej się nie pokazał.
208 Złota mucha
Usilnie zaczęłam się zastanawiać, jakie wspólne elementy
może mieć buddyzm z konfucjanizmem, dokładając jeszcze
braminizm, oczyma duszy ujrzałam tańczącą Kali, całą
w bursztynach, ale nic sensownego nie wymyśliłam i odcze-
piłam się od tych egzotycznych obrazów. Postanowiłam
sprawdzić różne religie po powrocie do domu.
- Hindus, rozumiem, ale tamten był nasz? A Hindus
prawdziwy?
- Z całą pewnością. Mówił tylko po angielsku.
- Okazuje się, że jest pan bezcenną kopalnią informacji
- stwierdziłam z zachwytem. - Na pewno to wszystko coś
znaczy, muszę się nad tym zastanowić. Pojęcia nie miałam,
że tyle się dowiem od pana, przyszłam tylko...
W tym momencie przypomniałam sobie, po co przy-
szłam, i zdążyłam ugryźć się w język. Tego jeszcze brakowa-
ło, żebym mu wyjawiła wątpliwości w kwestii szczątków i re-
sztek...
Po co wobec tego przyszłam, do pioruna ciężkiego...?!
Uratowała mnie złota mucha.
- ... przyszłam tylko zapytać, czy nie ma czegoś nowego
o tym bursztynie ze złotą muchą. Tak sobie, dość beznadziej-
nie. Nie spodziewałam się tak wiele.
- Jeśli to się pani na coś przyda...
Teraz już pamiętałam, że mam spojrzeć na szyldzik. Dla
pewności obrzuciłam także wzrokiem ściany wewnątrz po-
mieszczeń. No więc jednak nazywał się Szczątek i z Resztką
wygłupiłabym się piramidalnie.
Po tej rozmowie omal nie zapomniałam z kolei wstąpić
do sklepu, na szczęście zdołałam zawrócić prawie spod do-
mu. W sklepie trafiłam na wątróbki drobiowe, produkt z pe-
wnością łatwy do przyrządzenia na poczekaniu, także na
świeże pieczywo, dokupiłam jeszcze sałatę, pomidory i pap-
rykę, i w ten sposób posiłek był z głowy. Ania dużo nie
jadała.
Joanna Chmielewska 209
Przyjechała kwadrans po czwartej, niezmiernie przeję-
ta.
- To jest nie do wiary - powiedziała, siadając przy ku-
chennym stole. - Nie przypuszczałam, że ona jest do tego
stopnia głupia! Coś podobnego, skąd wiedziałaś, że ja tak
lubię wątróbki?
Zdążyłam je usmażyć, zanim wyszła z łazienki, sałatę,
rzecz jasna, miałam przygotowaną wcześniej, chlebek pokro-
jony, ledwo usiadła w kuchni, postawiłam przed nią talerz.
Przed sobą też, pchana niecierpliwością.
- Wcale nie wiedziałam - wyznałam uczciwie. - Rzadko
ze sobą jadamy. Wydały mi się najprostsze i akurat przywie-
źli świeże. Sama rozumiesz, że jestem cholernie ciekawa, cze-
go się dowiedziałaś, i obiadu z kilku dań mogłabym nie wy-
trzymać.
- Spróbuję mówić z pełnymi ustami. No nie, będzie nie-
wyraźnie... Między jednym kawałkiem a drugim. No więc
udało mi się podstępnie skłonić ją do snucia wspomnień. To
był w ogóle brydż przerażająco gadany i te pozostałe baby
pomogły mi bezwiednie...
Wyobraziłam to sobie bez trudu.
- Bardzo cię przepraszam. Wybacz mi, że cię naraziłam
na takie katusze.
- Nie, nic nie szkodzi, byłam nastawiona z góry. Bardziej
mnie ciekawiło, co Idusia powie niż co dostanę w kartach.
Do tego stopnia, że, przyznam ci się, w połowie rozgrywki
potraktowałam kiery jako atu, chociaż grałyśmy trzy piki,
i żadna z nich tego nie zauważyła.
- O Boże, że mnie tam nie było...! Różne idiotyzmy już
widywałam, ale to był chyba rekord!
- W każdym razie zbliżone do rekordu. Idusia ma no-
wego adoratora, ale zdaje się, że niepewnego, bo nikomu go
dotychczas nie pokazała. Zdjęcie Kajtusia podobno znikło
z półeczki nad kominkiem, tak mi naszeptała wspólna przy-
210
Złota mucha
jaciółka. I wspomina go jakby z mniejszym rozrzewnieniem,
okazuje się, że nie miał samych zalet, także wady, błędy
popełniał, między innymi nie doceniał intelektu Idusi, nie
radził się jej dostatecznie i tylko dzięki własnej bystrości nie-
które tajemnice wykryła
|
WÄ
tki
|