ďťż

Jeszcze nie wylegBy z domów niedzielne tBumy spacerowiczów

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jeszcze 100 je|d| puste tramwaje. Za godzin, za dwie, bdzie ju| inaczej. Dziewczynka staje na przystanku. WyszBa troch za wcze[nie, ale to nic. Mo|na ostatni przystanek przej[ piechot, i mo|na te| posiedzie chwil w parku. Na szcz[cie sBoDce grzeje i jest bardzo ciepBo. Wreszcie nadje|d|a wyczekiwany tramwaj. W parku cisza. Drzewa nagie, bezlistne, ale ju| co[ si dzieje w przyrodzie. Nowa trawa przebija si zielonymi kieBkami poprzez zeszBoroczne, zbrzowiaBe li[cie. W alejkach pierwsi spacerowicze. Przewa|nie starsi ludzie, którym wystarcza krótki sen. Agnieszka spoglda na zegarek. Ma czas. Du|o czasu. Dziewczynka siada w sBoDcu na Bawce. Mijaj kwadranse. Jeszcze dziesi minut.  Chyba ju| weszli do [rodka? - my[li. - Trzeba to wszystko upozorowa na spotkanie najzupeBniej przypadkowe..." Ju|. Wstaje, wygBadza spódniczk i z wysoko uniesion gBow wchodzi w drzwi kawiarni. - Hej, Agnieszko! - Kryska wydaje okrzyk rado[ci. - Cze[!  Agnieszka nie bardzo wie, co teraz zrobi. Na ogóB jedenastoletnie panny nie chodz same do kawiarni. - Pozwól. Mój brat Marek. Marku, to kole|anka z klasy, Agnieszka. Brat Krysi jest wysokim przystojnym chBopakiem w okularach ZupeBnie nie wyglda na dwadzie[cia pi lat! Wymieniaj u[cisk dBoni. 101  ZajrzaBam tu - mówi szybko Agnieszka, chcc przeBama nie[miaBo[ i dr|enie gBosu - bo my[laBam, |e zastan cioci Tosi... WBosy si je|, kiedy si sBucha takich kBamstw. Ale tego wymaga sprawa. I jej dobro. Marek wskazuje puste krzesBo.  ObiecaBem siostrze, |e j wreszcie wprowadz w  wielki [wiat"! - [mieje si chBopak.  Te| mi  wielki [wiat!" - prycha Kryska. - Gdyby nie... - milknie przestraszona. O maBy wBos byBaby si wygadaBa, |e ta caBa  kawiarniana heca" byBaby psu na bud, gdyby nie ch przyj[cia z pomoc bliskiej sercu kole|ance. Agnieszka zaciska pi[ci, a| jej bielej kostki palców.  Kawa dla mnie, a co dla was?  pyta uprzejmie Marek, gdy kelnerka staje obok stolika.  Najwiksze ciastka na [wiecie!  mru|y oczy Kryska i zaraz poprawia si na krzeseBku przynaglona spojrzeniami kole|anki.  Marek jest asystentem na uniwersytecie  mówi peBnym gBosem  wyobraz sobie, w Instytucie Pedagogiki. Agnieszka bierze oddech.  Och - mruczy - to bardzo trudne studia. Jak radz sobie paDscy studenci? Ci na pierwszym roku, oczywi[cie. ChBopak patrzy na ni zdziwiony.  Kto by pomy[laB. Takie zainteresowania u jedenastolatków?"  Interesuje to pani... tego... ciebie  poprawia si zmieszany. 102  Mo|esz jej mówi po imieniu  o[wiadcza Kryska. - I prosz ci, odpowiedz na pytanie
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.