ďťż

Jego milczące plecy to część mego cierpienia...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jego uciekające spojrzenie, jego zazdrość. (Muszę być w stosunku do pana szczera, i tak się nigdy nie spotkamy, więc nie może mnie pan osądzić, a to takie wspaniałe uczucie móc, po tych wszystkich latach, znaleźć wreszcie kogoś, komu można o wszystkim napisać.) Tak, on czytał list pana z niechęcią, to prawda, z podejrzliwością nawet i z pogardą. (Bo poprzednio to też ja go namówiłam do napisania.) Mam dwadzieścia dwa lata, nigdy nie byłam z żadnym mężczyzną, ale pragnienie moje jest tak silne, że nieraz chciałabym umrzeć. Jedynie w kościele doznaję ulgi, często więc tam chodzę. Ale pragnienia moje nie są grzeszne, są tylko tym, czego mi się wzbrania. Dziwne, że panu o tym mówię, mężczyźnie, którego nie widziałam na oczy. Bezpiecznie jest wiedzieć, że znajduje się pan po drugiej stronie kuli ziemskiej, policzki moje płoną, gdy to piszę, siedząc przy piecu, w czasie deszczu, który niemal poziomo chłoszcze pola, i tak rzęsistego, że muszę wytężać wzrok, by dojrzeć na dwo- 112 rze plecy mego brata, pochylonego nad ogrodzeniem pastwiska (jedna z owiec okociła się przed pół godziną). Nowa Zelandia potępiłaby mnie, gdyby znano moje myśli. Jest to pełna ciasnoty i pozbawiona radości życia kraina, ludzie są tu skryci, zamknięci w sobie, nie zaspokojeni. Czuję często, że jestem tu obca, że moje myśli, moje najskrytsze marzenia, nie mają wstępu do mnie samej. Być może wszystkie tak czujemy, wszystkie kobiety z sąsiedztwa: milczące, obserwujące siebie nawzajem, każda w więzieniu swoich zmysłów. Oj, chyba naczytałam się za dużo książek. Mój brat ma rację: zbyt dużo myśli przychodzi mi do głowy, w dodatku niestosownych, ale cóż mogę stracić pisząc do pana, do tego jeszcze po kryjomu. Po kryjomu też muszę wysłać ten list, może jak się któregoś dnia wybiorę do sklepu... Muszę kończyć, mój brat idzie... (Trzy dni później) Dopiero teraz mam okazję pisać dalej, choć list ten jest już i tak długi: nie żałuję tego, co napisałam, pan jest moim oknem na świat, noce moje pełne są możliwości rozmowy, pierwszej w moim życiu. To jakby rzeka w mroku, do której mogę wrzucić butelkę z myślami, wypływającymi ze mnie i zdążającymi ku panu. Jest pan pierwszym człowiekiem, który do mnie przemówił, otwarcie i całym sobą. W ciągu tych trzech dni prawie nie zmrużyłam oka, bo ciągle pana widziałam. Ale kim pan właściwie jest? Czy pan w ogóle istnieje? Czy może jest pan marzeniem? Wszyscy inni — a jest ich naprawdę niewielu — mówią do mnie jak gdyby ponad ogrodzeniem (do siebie zresztą też), skarłowaciałe słowa, które wciskają się między sztachety płotu, między druty kolczaste i naelektryzowane zasieki, przykucnięte słowa, wierzchnia strona słów, czuję się skołowana, czy pan mnie rozumie? Tak się boję, strach mnie ogarnia, gdy do pana piszę. Słowa rosną, puchną w ustach, niech mnie pan nie niszczy, niech mnie pan nie zdradzi i napisze na Poste Restante. Mrs. Winther, tam może odważę się czekać na odpowiedź. Pańska Tessa Schneideman Po otrzymaniu tego wiosennego listu, który swym tonem przewyższał o tyle jego własny, Arona ogarnął gorączkowy zapał. Sam przecież aż tak się nie obnażył, aż tyle jej nie podarował. Nosił list przy sobie, gdziekolwiek by się ruszył, w nocy trzymał go pod poduszką, a twarz rozjaśniał mu wewnętrzny ogień. Odpisał i otrzymał odpowiedź. Taihape, maj Drogi Aronie! Słońce dziś świeci. Świeciło przez całą drogę do miasteczka, na pocztę, gdzie czekał twój list. Po deszczu osty, które owce zostawiają w spokoju, połyskują cudownym fioletowym blaskiem. Mam zwyczaj zbierać je i suszyć. Oset to kwiat Nowej Zelandii, przynajmniej ja tak uważam. Pełen kolców, wrogi, ale na odległość piękny. Nie wiem, skąd moje zaufanie dla Mrs. Winther na poczcie, ale jest coś takiego w jej oczach, co mi mówi, że nie wyda tajemnicy moich listów. Nigdy nikomu nie mówiłam o mej sytuacji, ale sądzę, że ludzie i tak wiedzą. Gdy ją zapytałam, czy mogę założyć Poste Restante, kiwnęła tylko głową i obrzuciła mnie ciepłym, dobrym spojrzeniem. Jakby sama miała za sobą własne, ciężko okupione doświadczenie. Może więcej jest kobiet, które odbierają u niej tajemnicze listy, może wszystkie kobiety to robią, a nawet i część mężczyzn, tych tu zamieszkałych, tu wyrosłych. Jeden z naszych sąsiadów to chłop dzielący zagrodę z dwiema siostrami. Wszyscy troje są już starzy, staroświeccy, zgorzkniali i nieprzejednani, innymi słowy tacy, jak większość tutaj. Ale pewnego dnia dowiedziałam się, że on, który ma takie nienawidzące ostów oczy, kiedyś w młodości zjawił się w domu z pewną kobietą z Australii, wdową z dwojgiem dzieci, i oświadczył, że zamierza się z nią ożenić. Rodzice jego sprzeciwili się temu i pokazali jej drzwi. 114 Cóż się potem dzieje z kimś takim? I z innymi w to wmieszanymi, bo siostry jego zostały oczywiście, jak to tu w zwyczaju, starymi pannami? Często przyglądam mu się ukradkiem, żeby móc odczytać jego los, ale się nie da: jest gładki jak lód. Przyglądam mu się dlatego, że jego sytuacja jest też i moją: Tak, był w moim życiu mężczyzna. Jeden
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.