ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Peshówh z białymi nie pali więc fajki pokoju.
Batson przygryzł wargi. Zrozumiał, że mały, z pozoru śmieszny
i pewnie zabobonny dzikus, musi wiedzieć sporo o zachowaniu
się i postępowaniu białych i nie myśli wiązać się z nimi bardziej,
niż wymaga tego interes jego wioski. Komplikowało to nieco spra-
wę, ale przynajmniej wiedział, czego się trzymać. Odchrząknął
więc, wsparł się mocniej na strzelbie, prawą nogę wysunął nieco
do przodu, przyjmując dumną postawę i powiedział:
- Wódz Wahboosoog nie był pewno nigdy za pięcioma wiel-
kimi wodami i dlatego nie zna swych białych braci ani ich Wiel-
kiego Ducha. Może postąpić tak jak zechce, chociaż odmową wy-
palenia fajki pokoju wzbudza podejrzenia u swych białych braci,
którzy podróżowali długo, by przywieźć wiele pięknych i dobrych
rzeczy do wioski.
Niech ludzie Wahboosoog posłuchają, co przywieźli biali!
W swych kanu mają dla myśliwych żelazne groty do strzał
i oszczepów, długie noże, które z łatwością dochodzą do serca nie-
- Opwahgun (czyt. ou-pua-gan) - fajka
106
dźwiedzia, łosia i jelenia, ostrza na wojenne topory, żelazne i mie-
dziane kociołki do gotowania strawy. Dla dziewcząt i kobiet mają
igły i nici i dużo różnych koralików, by mogły wojownikom wy-
szywać piękne stroje i mokasyny.
Wszystkie te przedmioty zostaną zaraz wyniesione przed wig-
wam, tak, by każdy mógł je obejrzeć i wybrać to, co jest mu po-
trzebne. - W tym miejscu skinął ręką i na ten znak biali rozło-
żyli na ziemi kawał płótna, a następnie wysypali na nie zawartość
kilku worków.
Batson odsunął się na bok, by nie przeszkadzać dzikim w wybo-
rze. Nie tłoczyli się zresztą. Podchodzili pojedynczo, bez pośpie-
chu, najpierw mężczyźni, potem kobiety. Każdy odkładał na bok
te przedmioty, które go interesowały. Mężczyźni - noże, toporki,
żelazne groty; kobiety - igły, nici, różnobarwne koraliki, kociołki.
Wódz i kilkunastu starszych wojowników, stojących w oddziel-
nej grupie, nie oglądali wyłożonych towarów. Stali obojętnie,
zdając nie interesować się tym, co leżało na ziemi.
Widząc to Batson zbliżył się i spytał:
- Czy Peshśwh nie zamierza nic wybrać dla siebie?
- A czy kupcy nie zamierzają sprzedać strzelb, prochu i kuł
Knężczyznom Wahboosoog? Peshśwh nie widzi tych przedmiotów,
a wczoraj widział je w czółnach białych?
- Rzeczy, o które pyta wódz, są bardzo drogie. Biały nie wie.
czy mężczyźni z wioski będą mieli tyle futer, by za nie zapłacić?
- Peshśwh zna cenę. Niech biały wyjmie strzelby; wódz wy-
próbuje i wybierze. - W głosie jego brzmiała pewność i stanow-
czość, toteż Czarnobrody wolał nie odmawiać. Wokół kręciła się
ponad setka dzikich, a on miał tylko czterech kompanów do po-
mocy. W razie czego nie mogli marzyć nawet o ucieczce. Odwró-
cił się do swych pomocników i warknął ze złością:
- Wyciągnijcie parę strzelb, ale tych krótkich.
Jakiś szkaradnie wyglądający dzikus, z oszpeconym okiem
i szramą na ramieniu, nachylił się do ucha wodza i coś mu szeptał.
Dwaj biali wynieśli kilka strzelb i położyli obok innych rzeczy.
Wódz wybrał jedną z nich, nabił z wprawą świadczącą o tym,
że.posługiwał się nieraz taką bronią i rozejrzał się za odpowied-
nim celem. Na rzece, w odległości około stu kroków, wystawał
z wody kawałek pnia zatopionego drzewa.
107
Dziki przyłożył strzelbę do ramienia, wymierzył starannie i de-
likatnie nacisnął spust. Z lufy błysnął język ognia, wokół roz-
szedł się zapach spalonego prochu; okrągły pocisk plasnął na po-
wierzchni wody o kilkanaście stóp od celu.
Peshewh odrzucił strzelbę z pogardą i. powiedział ostro:
- Te strzelby możesz sprzedawać Długim Nożom * lub Czerwo-
nym Kubrakom **. Każ swoim ludziom wyjąć wszystkie długie
strzelby jakie przywiozłeś!
Przez kilka chwil obaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem, jednak
biały w spojrzeniu wodza musiał wyczytać nie tylko zdecydowa-
nie, ale być może i groźbę, bo rzucił krótko:
- Przynieście!
Na rozłożonym płótnie pojawiło się kilkanaście nowych strzelb,
o długich wysmukłych lufach
|
WÄ
tki
|