ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Zdaniem sierżanta, nastały straszne czasy. Do czego to doszło,
żeby lecieć helikopterem po jednego jedynego rekruta, i to jeszcze
z planety, na której jest tylko woda i te cholerne wieloryby, od
których jemu, uczciwemu starszemu sierżantowi Imperium, rzy-
gać się chce.
Milczałem. Rekrut, jeszcze nawet nie szeregowiec, nie powi-
nien odzywać się nie pytany. Siedziałem więc z wytrzeszczonymi
oczami i zgodnie z regulaminem milczałem. Słuchałem.
Wychodziło na to, że wpadłem jak śliwka w kompot. Rekrut nie
ma żadnych praw. Można go zabić na poligonie i nikt nie zostanie
za to ukarany. Oto nieszczęśliwy wypadek w sytuacji podwyższo-
nego ryzyka. Rekruta można zmusić do wykonania każdego, naj-
bardziej idiotycznego rozkazu, a on nie może poskarżyć się stoją-
cemu wyżej dowódcy. O rozkazach się nie dyskutuje, rozkazy się
wykonuje.
Zapewne sierżant spodziewał się zobaczyć w moich oczach prze-
rażenie. Może liczył, że się rozpłaczę i będę błagał o zerwanie
kontraktu - błękitną kopertę z imperialnym orłem, w której spo-
czywały moje dokumenty, sierżant jakby specjalnie trzymał na
wierzchu. Prawdopodobnie był to ostatni moment, kiedy mogłem
się rozmyślić - ojciec mówił mi, że takie rzeczy się zdarzały. Nie-
doszły rekrut mógł wrócić do domu, musiał tylko zapłacić za pali-
wo helikoptera.
Aleja milczałem. Nie powiedziałem nawet: Proszę o pozwole-
nie odezwania się, panie sierżancie".
W końcu jednak nastała chwila, gdy pan Klaus Maria Jak Mu
Tam skończył swojąprzemowę, zmęczony wyliczaniem nieszczęść
i dopustów bożych, jakie spadną na mojągłowę. Zabębnił palcami
pod twardym siedzeniu, podkręcił wąsa, odchrząknął.
Nadal milczałem. Rekrutowi nie wolno otwierać ust bez wyraź-
nego rozkazu.
Sierżant z uśmiechem sięgnął do kieszeni bluzy po cygaro, sta-
rannie odciął koniuszek, pstryknął zapalniczką, zaciągnął się i wy-
dmuchał dym - oczywiście prosto w moją twarz. Jego ruchy były
tak precyzyjne, jakby zapalanie cygara wchodziło w skład musztry.
- Zezwalam na zwrócenie się do mnie, rekrucie - wycedził
w końcu, otulając się szarym dymem.
- Ośmielam się zameldować, panie starszy sierżancie, że nie
wiem, z czym miałbym się zwrócić! - wypaliłem z wytrzeszczo-
nymi oczami.
- Nie wiesz, nie wiesz, kiju krymski? - przedrzeźniał mnie Klaus
Maria. - Skoro tak, to ja cię o coś zapytam, jako twój przyszły
przełożony. Po co wstąpiłeś na służbę imperialną, rekrucie? Prze-
glądałem twoje dossier. Pochodzisz z bogatej rodziny. Tatuś mógł
ci odpalać wyższe kieszonkowe niż mój roczny żołd. Miałeś wol-
ność, śliczne dziewczyny w zasięgu ręki, a przed sobą świetlaną
przyszłość jako główny spadkobierca. A ty zaciągasz się do woj-
ska. Możesz być pewien, że dostaniesz tu w skórę i to nieraz. Na
cholerę ci to, rekrucie? Nie pytam z czystej ciekawości. Może
przyjdzie nam razem walczyć, nawzajem osłaniać swoje tyłki. Ja-
koś nie bawi mnie perspektywa, że mój tyłek zostanie podziura-
wiony przez jakiegoś zasmarkanego rebelianta tylko dlatego, że ty
leżałeś nieprzytomny z pełnymi gaciami. Pytanie jest jasne, rekru-
cie? Odpowiadaj!
Nie mogłem tego zignorować.
- Proszę o pozwolenie udzielenia odpowiedzi, panie starszy sier-
żancie!
- Tępota krymska! Dałem ci rozkaz udzielenia odpowiedzi!
Gadaj!
- Ośmielam się zameldować, panie starszy sierżancie, że pragnę
służyć Imperium. Czuję powołanie do służby wojskowej i marzę
o otrzymaniu stopnia oficerskiego. Imperium nie czyni poboro-
wym przeszkód ze względu na pochodzenie.
- Śpiewasz jak z nut. - Kolejny kłąb dymu w twarz. - Zostaw
te brednie dla panienek w punktach werbunkowych. Ciężko za-
rabiająna chleb i dlatego gotowe są kupić każdy kit. Aleja, Klaus
Maria Pferzegentakl, widziałem już tylu rekrutów, ilu ty w ciągu
całego swojego życia nie zobaczysz. I dobrze wiem, kiedy się
mnie nabiera, a kiedy wali prawdę. Więc mów mi tu, rekrucie,
jak na spowiedzi. Powtarzam: moja skóra jest dla mnie najważ-
niejsza. Nie mam ochoty wystawiać jej na kule z powodu czyjejś
głupoty, tchórzostwa czy zdrady. Mów prawdę, rekrucie. Co cię
tu przywiało?
- Ośmielam się zameldować, panie starszy sierżancie, że nie
mam już zaszczytu być spadkobiercą niepodzielnego majoratu -
zameldowałem. - Mój szanowny ojciec uznał za stosowne posta-
wić na czele rodzinnego interesu mojego brata.
- Hm... - sierżant zmrużył oczy. - Tak już lepiej... Pamiętaj, że
wszystko sprawdzimy, więc postaraj się nie łgać. Przekazanie
majoratu zostało, jak rozumiem, przeprowadzone jak najbardziej
legalnie, w obecności świadków i tak dalej?
- Tak jest, panie starszy sierżancie!
- A dlaczegóż to twój szanowny tatuś zostawił najstarszego syna
bez grosza? Piłeś, rżnąłeś w karty, uganiałeś się za spódniczkami?
- Melduję, że nie, panie starszy sierżancie!
- Więc?
- Mój brat ma szczególne predyspozycje do prowadzenia inte-
resów, panie starszy sierżancie. Mnie to nudzi. Nie potrafiłbym
zarządzać własnością rodziny na odpowiednim poziomie, panie
starszy sierżancie. A mam sporo rodzeństwa, dziewczęta potrze-
bują posagu, chłopcom trzeba opłacić dobre studia...
- O to, to - mruknął sierżant. - Dobre studia... Wy, bogacze,
wszyscy jesteście tacy sami
|
WÄ
tki
|