ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Na brzozowej kory płatku białym, Żeby się Wam przyjemnie czytało. Ale jestem w stepowej głębi, Więc poproszę o pióro jastrzębi I na chmurze napiszę te słowa: Że Was kocham i tęsknię do Lwowa. [Kazachstan 1941]*1 `pp 1 Adnotacja na jednym z odpisów. `pp Dzięki ci, Boże Dzięki Ci, Boże, za wygnanie, za mój opustoszały dom, za ból, za rozpacz, za czekanie... Niech tylko z męki mej powstanie sen - niepodobny wszystkim snom. Dzięki Ci, Boże, za te krzyże, które mi sam pomagasz nieść. Daj mi się jeszcze ugiąć niżej - Niech tylko przez nie się przybliży najradośniejsza, cudna wieść... [Kazachstan 1941 lub 1942]*1 `pp 1 Adnotacja na jednym z odpisów. `pp O Boże! Wyrwij mnie z rozpaczy, jako baranka spośród cierni, na drodze pustej i tułaczej, w boleści wołam Cię bezmiernej - a wkoło taka leży cisza, że głos mój w niebie musisz słyszeć! Jako źdźbło jestem polnej trawy, które wiatr poniósł, hen, po świecie, kroplami bólu, męki krwawej szlak mej wędrówki się ukwiecił - I teraz w polach maki kwitną - I w niebo patrzą się błękitne - A tam, za stepem i za polem, za tysiącami widnokręgów, za światem bólów i niedoli za granicami wszelkiej męki, skarb mój pozostał w jasnej zorzy, tam jest Ojczyzna moja - Boże! O Panie, który rządzisz wszystkim i drogi światom swym wyznaczasz, pożarów ziemskich zgaś ogniska, wysusz potoki ludzkich płaczów - nie pozwól zginąć nam ni spodleć. Boże! Wysłuchaj naszych modlitw! Po drodze pustej i tułaczej pójdę, gdzie zechcesz i gdzie każesz, tylko Ty wyrwij mnie z rozpaczy i patrzeć pozwól jasną twarzą tam, gdzie z ofiary i tęsknoty rodzi się Polska! Cel mój złoty! Sierpień 1940 Jak wędrowne jaskółki wypędzone mrozem przeżywamy w obczyźnie pielgrzymkę tułaczą, jak srebrzyste żurawie ciągnące obozem kraj nasz rodzinny - długim żegnaliśmy płaczem. Ta sama dłoń na ziemi powierzchni nas trzyma, która górą prowadzi śmigłe ptaków loty... Więc i my zobaczymy jasnymi oczyma wiosnę! I naszym skrzydłom da Bóg dzień powrotu! W marcu 1941 Maria Żytkiewicz Marię Żytkiewicz spotkałem podczas objazdu rodzin polskich w Kazachstanie w czwartej fermie sowchozu bukońskiego w Czigileku. W swoich Notatkach z Kazachstanu zanotowałem, że układała piosenki, m. in. właśnie i tę: Oj, Boże, Boże, ciężka niewola. Oj! Boże, Boże - ciężka niewola, którędy spojrzysz - pustka dokoła. Kraj nam zabrali, nas wypędzili, w stepach sybirskich nas osiedlili. Pracować każą, jeść nam nie dają, przy pracy z krzykiem nad nami stoją. Dzieci nam płaczą, chleba nie mają, matki nad nimi łzy ocierają. O, Matko Święta Przeczysta Panno, wyrwij nas z kajdan tego szatana. `tc Maria Reszczyńska-Stypińska `tc Autorka nie jest mi znana. Nie pamiętam też, jaką drogą trafił do mnie maszynopisowy odpis jej przejmującego wiersza. Opisane w nim przeżycia, tak bliskie każdemu, komu dany był podobny los, a szczególnie zobowiązujące nas wszystkich zakończenie skłoniło mnie do zamieszczenia go wśród innych utworów napisanych przez Polaków wywiezionych przymusowo do ZSRR w latach II wojny światowej. `tc Kartki pamiętnika Zesłańca `tc Już od trzech dni buran się rozhulał, Piszę - ot, by nie odwyknąć, późną nocą, Liczę wszystkie klęski po kolei Od tamtego złowrogiego dnia. Tyle lat - a wciąż jakby wczoraj... Cóż bardziej względnego niż czas? Ech, wspominam znów - i nie wiem, po co Czerpię gorycz z tej studni bez dna... Twardy los jak konia przy pysku Mocną ręką trzeba trzymać, by żyć. Było gorzej: minął strach, minął głód. Rzadziej wraca koszmar tamtych scen, Jest i kasza, machorka i chleb. Ale życie minęło. Nie dogonić lat skradzionych - próżny trud. Nie czekamy już, nostalgią zatruci, Cudu ni pomocy, nic z niej. Rzeczywistość - to tajga nieobjęta, Tak jak przedtem był bezkresny step, step... Nie dla wszystkich przyszła wówczas pora Wymodlonej tej największej z łask: By wrócić... Odjeżdżały pociągi ostatnie. Tyfus pętlę zacisnął na szyi. Śmierć krążyła nad nami jak kruk, Potem długie, głuche bezdroża, Ledwo wlokąc nogami słabymi... Puste stacje, rozbite wagony I tysiące koczujących nędzarzy. Tak zostaliśmy - "wolni" więźniowie - Już na zawsze - na "Nieludzkiej Ziemi" Przeszły lata - i ot, jakoś się żyje. Dużo nas tu. Zapomnianych, zagubionych W obcych miastach, osiedlach, sowchozach, Ale cóż - przywykamy powoli. Przywykamy, bo już nie ma nadziei, Że się o nas upomni ktoś "z tamtej strony", Przywykamy, choć to ciągle tak boli... Do cmentarza trzy mile. Grób zawiany, Zaspy takie i każdy krok - skrzyp i chrzęst... Mróz aż dławi. Rozwichrzonym sosnom Wiatr zwiał okiść z oszronionych rzęs. Gdyby żyła... Choć ten jeden człowiek... Ale cóż - jeszcze większa tęsknota. Zięć "tutejszy", córka nie pamięta, Wnuk "pół-Mongoł", a inni... Ech, co tam... Tylko pamięć mi sama została Pamięć... najdziwniejszy mechanizm Skryty w mózgu, kolebka słowa, Nić, co wiąże dziś i kiedyś, i wczoraj - Póki czuwa niezmącona myśl. Tylko jej już nikt nie ukradnie. Jak ze szpulki odwija się wstecz... Powracają nieśmiertelne strofy, Może je szum tajgi przechowa, Może chociaż "pieśń ujdzie cało" Tu, gdzie życie taka tania rzecz..
|
WÄ
tki
|