ďťż

Gdyby żył, miałby teraz dwadzieścia lat...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Moja mała pani męczy się, a ja przygotowuję śniadanie! Serce Aminy było pełne radości i współczucia. Tak czuła w dniu, kiedy sama tego doświadczyła. A teraz Aisza przygotowuje się do przyjęcia swojego pierwszego dziecka, które zapoczątkuje jej macierzyństwo. A jej macierzyństwo rozpoczęła Chadidża. I tak życie biegnie... Poszła do As-Sajjida i delikatnie przedstawiła mu radosną wiadomość. Trochę przesadnie okazywała zażenowanie i grzeczność, ponieważ chciała, żeby z brzmienia jej głosu domyślił się, jak bardzo pragnie udać się do córki. As-Sajjid przyjął wiadomość spokojnie i kazał jej niezwłocznie iść. Szybko poszła się ubrać; myślała, że przywileje, jakie zyskuje tak słaba kobieta jak ona, rodząc dzieci, czynią cuda. Bracia usłyszeli nowinę, kiedy tylko się obudzili, a matki już nie było. Z uśmiechem na twarzach wymienili niedowierzające spojrzenia. Aisza matką! Czy to nie dziwne? Ale właściwie cóż w tym dziwnego? Mama była młodsza od niej, kiedy urodziła Chadidżę. Czy mama poszła wyjąć dziecko własnymi rękami? Uśmiechy na twarzach starszych braci. To sygnał dla mnie; niedługo ta suka też urodzi. Kogo masz na myśli? Zajnab. Ach, gdyby ojciec to słyszał! Aisza matką, ja - ojcem, a także wujem i stryjem. Ty też będziesz wujem i stryjem, panie Kamalu. Muszę dzisiaj opuścić szkołę, żeby iść do siostry. Wspaniale! Gdybym potrafił, poprosiłbym tatę o pozwolenie. Och! Potrzeba nam dużo nowych dzieci, żeby pokryć straty, jakie zadali nam Anglicy. Nic by się nie stało, gdybym opuścił szkołę. Trzy czwarte uczniów strajkuje od ponad miesiąca. Powiedz tacie, na pewno uzna twój argument, oberwiesz w gębę talerzem fulu. Och, nowe dziecko! Za godzinę lub dwie tatuś zostanie dziadkiem, mama - babcią, a my - wujami! To poważna sprawa. Ciekawe, ile dzieci ujrzy światło dzienne w tym samym momencie? A ilu ludziom przestanie ono świecić? Powinniśmy zawiadomić babkę. Mógłbym pójść do Al-Churunfusz zanieść jej tę nowinę, gdybym nie poszedł do szkoły. Już ci mówiliśmy, nie obchodzi nas twoja szkoła, spytaj taty, na pewno spodoba mu się twój pomysł. Och, może Aisza męczy się już w bólach. Kochane biedactwo, poród nie pasuje do jej złotych włosków i niebieskich oczu, niech Bóg da jej zdrowie. Tymczasem napijemy się mughasu i zapalimy świeczki. Będzie chłopak czy dziewczynka? Kogo wolisz? Oczywiście, że chłopaka, ale może zacznie od dziewczynki, jak jej matka. Czemu nie ma zacząć od chłopaka jak jej ojciec? Kiedy będę wychodził ze szkoły, dziecko już się urodzi i nie będę mógł tego zobaczyć. Chcesz zobaczyć, jak dziecko wychodzi? No pewnie. Odłóż to do momentu, kiedy będziesz miał własnego noworodka. Kamal najbardziej ze wszystkich był poruszony nowiną. Opanowała ona jego umysł, serce i wyobraźnię tak całkowicie, że nie potrafił myśleć o czym innym. Gdyby nie świadomość, że jest pilnowany przez woźnego, który o każdym jego ruchu donosi ojcu, nie zdołałby pokonać pokusy udania się na As-Sukkarijję. W szkole pozostawał tylko ciałem. Myślą błądził po domu na As-Sukkarijji wyobrażając sobie nowego przybysza, którego nadchodzenie obserwował przez miesiące i nie mógł się doczekać, kiedy pozna jego tajemnicę. Gdy nie miał jeszcze sześciu lat, był świadkiem porodu kotki. Pewnego dnia usłyszał głośne miauczenie na dachu pod daszkiem owiniętym egipską fasolą. Pobiegł tam i zobaczył zwijające się z bólu zwierzę, a po chwili zauważył, że ciało kotki pęka i wyrzuca rozpalony kawałek mięsa. Cofnął się ze wstrętem krzycząc na cały głos. To wspomnienie tak uporczywie tkwiło w jego wyobraźni, że powróciło dawne uczucie wstrętu i osaczyło go, drażniące i niepokojące jak mgła. Nie poddawał mu się jednak, odrzucając jakikolwiek związek tego wspomnienia z Aiszą. Człowiek i zwierzę byli w jego przekonaniu tak od siebie dalecy, jak niebo i ziemia. Co więc dzieje się na As-Sukkarijji? Co dziwnego przydarzyło się Aiszy? Dręczyły go pytania bez odpowiedzi przynoszących ulgę. Prosto ze szkoły popędził na As-Sukkarijję. Zdyszany wpadł na podwórze. Już miał wejść w drzwi do pokojów dla kobiet, kiedy spojrzał nieświadomie w kierunku manzary. Siedział tam ojciec oparłszy splecione dłonie na rączce laski wsuniętej między nogi. Oczy ich spotkały się i Kamal stanął jak wryty
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.