Eberly za¶miał się...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
– Och, ale to przecież wymaga zarówno jaj, jak i mózgu. Gaeta pochylił brodę na znak, że się zgadza i zaj±ł się koktajlem z krewetek. Zanim podano danie główne, rozmowa przeszła na planowany wyczyn Gaety: spacer po powierzchni Tytana. – Je¶li Kris zdoła przekonać Urbaina i jego ¶wirów od skażenia, że nic złego nie zrobię jego chingado mikrobom – narzekał Gaeta. Cardenas rzuciła mu ostre spojrzenie. – Przepraszam za moj± łacinę – mrukn±ł. – My¶lałam, że to hiszpański – zdziwiła się Holly. Eberly zręcznie skierował rozmowę z powrotem na Urbaina i jego naukowców. Gaeta narzekał na ich obawy zwi±zane ze skażeniem Tytana, a Cardenas potrz±sała głow±, gdy była mowa o niebezpieczeństwach używania nanobotów. – Oczywi¶cie rozumiem, sk±d te obawy – rzekła – ale chyba nie s±dz±, że próbuję stworzyć nowego potwora Frankensteina, i osaczaj± mnie z różnymi przepisami dotycz±cymi bezpieczeństwa. – S± przesadnie ostrożni? – spytał Eberly. – Jak grupka starszych pań – mrukn±ł Gaeta. – Manny, czy zastanowiłe¶ się głębiej nad pomysłem z pier¶cieniami? – dopytywała się Holly. Potrz±sn±ł głow±. – Nie, Nadia się nie odezwała. Miała się temu przyjrzeć pod k±tem mojego planu. – Zadzwonię do niej – zaproponowała Holly. – Może zapomniała. Kiedy podano deser, Eberly zaproponował: – Może będę w stanie wam pomóc w sprawie doktora Urbaina. Mam bezpo¶redni dostęp do profesora Wilmota, więc mogę mu przedstawić problem zej¶cia na powierzchnie Tytana – po czym dodał, zwracaj±c się do Cardenas: – i w sprawie złagodzenia niektórych ograniczeń w laboratorium nanotechnologicznym. – Nie chodzi za bardzo o ograniczenia – rzekła szczerze Cardenas. – Z tym sobie jako¶ poradzę. Rozumiem, czemu się boj±, a nawet do pewnego stopnia się z nimi zgadzam. – To w czym problem? – spytał Eberly. – Po prostu, brak mi r±k do pracy – wyja¶niła Cardenas. – Jestem w laboratorium sama. Próbowałam zatrudnić jakich¶ asystentów, ale nikt z młodszej kadry naukowej nawet nie chce się zbliżyć do czegokolwiek, co pachnie nanotechnologi±. – Czy dział zarz±dzania zasobami ludzkimi nie mógłby czego¶ z tym zrobić? – Eberly spojrzał na Holly. Cardenas wygl±dała na zaskoczon±. – Prosiłam Urbaina – rzekła. – Potrzebuję tylko paru asystentów laboratoryjnych. Młode osoby z podstawowym wykształceniem naukowym. Ale poproszeni o pomoc naukowcy uciekaj± jak najdalej. – Rozumiem – mrukn±ł Eberly. Kiedy jeszcze byłam na Ziemi, w epoce kamienia łupanego – u¶miechnęła się Cardenas – w laboratoriach profesorskich pracowali magistranci. Praca niewolnicza, tania i w obfito¶ci. Eberly zaplótł palce. – Obawiam się, że nie mamy tu za wielu magistrantów, młodszych studentów zreszt± też nie. Każdy ma już przydzielon± pracę, taki był warunek dostania się na pokład habitatu. – Nie mamy żadnych niepracuj±cych studentów – rzekła Holly. – Tego domy¶liłam się od razu – rzekła Cardenas. – My¶lałam tylko, że może zdołam namówić paru młodszych ludzi z ekipy Urbaina, żeby czasem przyszli i pomogli. – On im na to nie pozwoli – stwierdził Eberly. Cardenas spoważniała. – On nawet nie pozwala im już ze mn± rozmawiać. I boi się spotkać mnie na towarzyskim gruncie. Nic nie mogę zrobić. Eberly zwrócił się do Holly i położył rękę na jej dłoni. – Holly, musimy co¶ na to zaradzić. Zanim odpowiedziała, spojrzała na Gaetę. – Oczywi¶cie, jak chcesz, Malcolmie. Przeniósł wzrok na Cardenas i odparł: – Tak, chciałbym. Kolacja skończyła się i cał± czwórk± wyszli na zewn±trz, gdzie panował już półmrok. Holly czuła, jak mocno bije jej serce. Co się teraz wydarzy? – Holly, może by¶ poszła do biura i zobaczyła, co możemy zrobić dla doktor Cardenas? Skinęła głow±. – Je¶li mi podasz, Kris, jakich ludzi potrzebujesz, przygotuję listę ewentualnych kandydatów. – Wy¶lę ci listę wymagań, jak tylko dotrę do domu – obiecała Cardenas. – Odprowadzę cię, Kris. Mam po drodze – powiedział Manny. Holly stała jak skamieniała. Gaeta i Cardenas pożegnali się i ruszyli ¶cieżk± prowadz±c± do ich kwater. Eberly musiał dotkn±ć ramienia Holly, by czar prysł. – Robota czeka, Holly – rzekł. Ale ona patrzyła nadal na Cardenas i Gaetę, maszeruj±cych ramię w ramię kiepsko o¶wietlon± ¶cieżk±. Cardenas odwróciła się i spojrzała na Holly, jakby chciała powiedzieć: „Nie martw się, nic się nie stanie”. A przynajmniej tak± Holly miała nadzieję. Ona jest moj± przyjaciółk±, powiedziała sobie Holly. Ona wie, że ja i Manny jeste¶my razem. Nic nie zrobi. To był jego pomysł, żeby j± odprowadzić. Ona mu nie pozwoli. – Holly, rusz się – powtórzył Eberly. – Robota czeka. DRUGI WIEC Eberly szczycił się tym, że nigdy nie popełnia dwa razy tych samych błędów. Pierwsza publiczna mowa, jak± wygłosił, żeby ogłosić konkursy na nazwy, była jego zdaniem dobra, ale w oczach Morgenthau i Vyborga była kompletn± porażk±
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkĹ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gĂłwnianego szaleĹ„stwa.