ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Nie bez
zdziwienia stwierdziłem, że podczas katastrofy nie zarysowały się
mury ani nawet z okien nie wypadły szyby. Drzewa w sadzie uginały
się pod ciężarem dojrzałych owoców, a w powietrzu unosił się
odurzający aromat róż.
Jak widzicie, rozmyślnie zwlekam z opisem czułego powitania
rodziny Lewkoników z Multiflorą, gdyż nie posiadam poetyckiego
daru Piwonii i brak mi po prostu słów na odtworzenie tej
wzruszającej sceny. Wystarczy jeśli powiem, że Weronik szlochał
jak bóbr, wspominając zapewne nieboszczkę Weronikę, a pan Kleks
siąkał nosem i z trudem powstrzymywał łzy.
Hodowca róż rzeczywiście nie przesadził, gdy mówił o niezwykłej
urodzie Multiflory. Przy swoich córkach wyglądała jak ich starsza
siostra. Pomimio rozłąki z rodziną i wielu ciężkich przejść z
ostatnich dni pełna była promiennej pogody i ujmującego wdzięku,
jak gdyby ta chwila szczęścia starła z jej twarzy wszelkie ślady
trosk i zmęczenia.
"Anemonowa Piętka" była umeblowana z dużym smakiem i posiadała
wszelkie nowoczesne urządzenia, mające służyć wygodzie jej
mieszkańców.
Tak więc pan Lewkonik wraz z córkami mógł od razu przenieść się
do własnego domu. Weronik zgodził się zamieszkać tam na czas
krótki celem zaprowadzenia porządku i załatwienia różnych
formalności administracyjnych, jak założenie księgi meldunkowej,
umocowanie tabliczki z nazwą ulicy, przyłączenie do sieci
oświetleniowej i kanalizacyjnej, uzyskanie zezwolenia na
przerzucenie trwałego mostku, wyrobienie prawa do własnej
kotwicy, zarejestrowanie prywatnej hodowli kwiatów,
uporządkowanie numeracji domu, przydział państwowych jajek itd.
Stary dozorca ochoczo zabrał się natychmiast do pracy, był to
bowiem jego żywioł.
Skoro cała rodzina Lewkoników, a wraz z nią Weronik, opuściła
gościnne apartamenty Limpotrona, zostałem tam sam z panem
Kleksem. I chociaż uczony dzięki swej niezwykłej przenikliwości
był już mniej więcej zorientowany w moich kłopotach rodzinnych,
skorzystałem ze sposobności, żeby opowiedzieć mu dokładnie
przebieg znanych wam wydarzeń.
Pan Kleks wysłuchał mnie uważnie, pomyślał chwilę, po czym rzekł
z wyrzutem:
- Drogi Adasiu, tyle pracy włożyłem w twoją edukację, wlałem
beczkę oleju do twojej głowy, nauczyłem cię prawidłowego
myślenia, z niemałym trudem oświeciłem zakamarki twojego umysłu,
a ty opowiadasz mi takie niestworzone brednie. Jak ty, człowiek
wykształcony, mogłeś uwierzyć w przemianę twego ojca w ptaka? Czy
coś podobnego zdarza się kiedykolwiek na świecie? Weronik
wszystko to wyssał z palca, a ty dałeś się nabrać na taką
piramidalną bujdę. Jak ci nie wstyd?! A co do Alojzego, to
wiadomo, że przez cały czas poprzedzający twój przyjazd był tu
w Alamakocie, udawał ciebie i grywał ze mną w "trzy wiewiórki".
Nie mógł więc występować w roli listonosza. Cenię fantazję,
owszem, ale nawet fantazja musi być sensowna.
Słowa pana Kleksa spadły na mnie jak nagłe olśnienie. Zrozumiałem
całą niedorzeczność bajki o przemianie mego ojca w ptaka. Że też
mogłem ulec podobnemu zamroczeniu umysłu! Stałem przed ukochanym
profesorem czerwony jak rak i miałem ochotę zapaść się ze wstydu
pod ziemię. Ale równocześnie ogarnęła mnie radość na myśl, że
rodzicom nie przytrafiło się nic złego i że nie grozi im
niebezpieczeństwo.
Z zakłopotania wybawił mnie Zyzik, który wpadł zdyszany, wołając
od progu:
- Proszę pana... Proszę pana... Wszystko załatwiłem... "Płetwa
Rekina" odpływa pojutrze o ósmej rano. Kapitan bardzo się
ucieszył. A cztery kajuty będą przygotowane!
- Nie ma to jak dzielny bosman-mat - rzekł pan Kleks ująwszy się
pod boki. - Nie cofam tego, co w nocy powiedziałem. Za pięć lat
będziesz sławnym kapitanem.
Do odjazdu mieliśmy więc jeszcze dwa dni, z czego byłem nawet
zadowolony, gdyż Święto Królewskiego Koguta połączone z
zaręczynami króla zapowiadało się niezwykle interesująco. Zresztą
i moje zaręczyny z Rezedą wymagały omówienia z jej rodzicami.
Opuściłem więc pana Kleksa i udałem się na "Anemonową Piętkę".
Zastanawia was pewno, dlaczego w kraju tak cywilizowanym jak
Alamakota nie było telefonów i każdą sprawę musiało się załatwiać
osobiście
|
WÄ
tki
|