ďťż

Dołączył do niej też dziadka Józefa i jego żonę...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Arie figurował jako mój brat. Pamiętam dobrze, jak ojciec malował wodnymi farbkami ten kawałek papieru z rubryką, aby miała taki sam kolor i odcień, co fotokopia. Następnie, gdy ta nowa rubryka leżała już na fotokopii dokumentu, ojciec zrobił mu zdjęcie pożyczonym aparatem fotograficznym i dał film do wywołania. Otrzymał zdjęcie wielkości kartki pocztowej z affidavitem na nasze nazwiska. Teraz zaczął dowiadywać się, dokąd pojechała ciotka Lida z dziećmi. Ale jedyne, co ustalił, to że pojechali pociągiem w kierunku Krakowa. Wieczorami moi rodzice toczyli długie dyskusje, czy mamy się zgłosić, czy nie. Dziadek Józef też nie był zdecydowany, bo — jak mówił — nie można dobrowolnie iść w niewiadome. Cała sprawa upadła, bo niedługo potem rozeszła się w getcie wiadomość, że stu kilkunastu obywateli amerykańskich zostało zastrzelonych w więzieniu Montelupich w Krakowie. Wobec tego rodzice porzucili ten plan, a moja matka zaczęła już nawet opłakiwać swoją siostrę i jej dzieci. Pewnego dnia wezwano ojca do Gminy Żydowskiej i tam oświadczono mu, że nazajutrz rano ma się stawić przy bramie getta. Przyjedzie tam po niego żołnierz i zawiezie go do komendanta Müllera, który ma jakąś pracę dla artysty malarza, a pamiętał, że spotkał takiego w getcie. Müller wyjaśnił ojcu, że chce, aby zrobiono mu duży emblemat, który będzie wisiał u niego w gabinecie. Miało to być czarne, aksamitne sukno, wyszywane srebrnymi nićmi. Trzeba było na nim wyhaftować dużą trupią czaszkę z piszczelami i jakieś napisy gotykiem. Müller chciał, aby ojciec białą kredą narysował na suknie te esesmańskie insygnia i napisy, tak aby hafciarka, która już czekała w pokoju, mogła wyszywać według jego rysunku. Żądał też, aby ojciec cały czas przebywał koło hafciarki i uważał, aby nie zrobiła błędu, a także poprawiał rysunek, gdyby kreda się starła. Ojciec zabrał się do roboty i wkrótce rysunek był gotowy. Hafciarka zaczęła pracować, ojciec usiadł przy niej, patrząc jej na ręce. Praca posuwała się powoli, bo według życzenia Müllera hafty miały być bardzo grube, co oznaczało kilka haftów, jeden na drugim. Cały emblemat był szeroki na 120 i wysoki na 100 centymetrów. Było więc przy nim dużo pracy. Ojciec siedział cały dzień przy hafciarce i tłumaczył jej, jak ma wyszywać. W porze obiadowej dano im obiad w kuchni, a przed ukończeniem pracy kolację. Wieczorem odwieziony został do getta. Tak było codziennie. Pewnego razu Müller wezwał ojca do swojego gabinetu i zaczął z nim rozmawiać na temat sztuki, którą, jak się okazało, bardzo się interesował. Ojciec uważał na każde słowo, by nie urazić czymś oficera SS, bo zdawał sobie sprawę, że może to przypłacić życiem. Dlatego mówił bardzo wolno i często przerywał w połowie zdania, by się zastanowić. Müller był zainteresowany, co ojciec sądzi o sztuce nowoczesnej i takiej, której dzieła Niemcy niszczyli, nazywając ją entartete Kunst, czyli „sztuka zwyrodniała". Chodziło głównie o całą plejadę niemieckich ekspresjonistów. Ojciec podejrzewał Müllera, że jest w posiadaniu takich obrazów i ukrywa to. Był to więc niebezpieczny temat i ojciec lawirował jak mógł. W pewnej chwili Müller zaczął się śmiać i powiedział ojcu, że może z nim swobodnie rozmawiać i nie ma się czego obawiać. Ojca bardzo to zdziwiło, ale i tak postanowił nadal kontrolować, co mówi. Od tej chwili jednak rozmawiali ze sobą codziennie i rozmowy te stawały się coraz dłuższe. Müller prowadził je tak, jakby mu zależało, aby ojciec wiedział, że on osobiście nie ma nic przeciwko Żydom. Rozkazał także dawać ojcu żywność, którą mógł zabierać do domu, co nam bardzo pomagało. Dzieliliśmy się nią z dziadkiem i jego żoną. Praca u Müllera zmierzała jednak ku końcowi i wiedzieliśmy, że czeka nas znowu niedostatek i niebezpieczeństwo. Ojciec postanowił, że ostatniego dnia poprosi Müllera, aby dał rozkaz zatrudnić gdzieś Ariego i mnie jako pomocników w zakładzie tapicerskim. Dla mamy ojciec nie szukał pracy, bo nie chciała opuszczać Luśki. W końcu postanowiono, że jeśli Arie i ja znajdziemy pracę, a będzie akcja, to mama i Luśka schowają się z dziadkiem w ich domu. Pewnego razu bardzo potrzebowałem iść do ubikacji, ale była zajęta. Nie mogąc się powstrzymać, przykucnąłem w ogrodzie, koło dołu, gdzie wyrzucaliśmy śmiecie. Później wyciągnąłem rękę, aby wziąć jakiś kawałek papieru, których było tam mnóstwo. Ze zdziwieniem zobaczyłem, że trzymam w ręce fotografię affidavitu, którą ojciec nie tak dawno przygotował. Nie wiedziałem, że wyrzucił ją na śmietnik, bo uważał, iż nie ma sensu dalej zajmować się tą sprawą. Postanowiłem mu ją oddać. Wieczorem, gdy wrócił z pracy, pokazałem mu, co znalazłem na śmietniku. Ojciec przyznał, że wyrzucił tę fotografię, ale teraz zaczął na nowo rozważać całą sprawę. Jak później mówił, jakiś instynkt podpowiadał mu, aby jej jednak nie wyrzucać. Emblemat Müllera miał być nazajutrz gotowy i ojciec kończył tam pracę. Było to tak, jakby ktoś mu powiedział: „To jest twoja ostatnia szansa wyjaśnienia tej sprawy". Ojciec postanowił, że gdy tylko zaistnieje sprzyjająca okazja i Müller będzie w dobrym humorze, zapyta go, czy opłaca nam się zgłosić z tą fotokopią i czy wie, dokąd nas zabiorą. Następnego dnia hafciarka wyszyła ostatnie ściegi, emblemat został wyprasowany i rozłożony na stole. Wyglądał naprawdę imponująco. Müller wrócił do domu i natychmiast wszedł do pokoju, gdzie ojciec i hafciarka już na niego czekali — przekazali mu swą pracę. Był bardzo zadowolony i głaskał czarne sukno, jakby to było niemowlę. Później, jak co dzień, zaczął rozmawiać z ojcem w swoim gabinecie na różne tematy dotyczące sztuki. Był w dobrym nastroju i szeroko rozprawiał o tym, że sztuka nie może się rozwijać tylko w jednym kierunku, że do jej rozwoju konieczna jest swoboda. Niestety, na całym świecie daje się zaobserwować polityzacja sztuki, co w konsekwencji musi doprowadzić do jej zahamowania. Był to bardzo niebezpieczny temat i ojciec cały czas milczał, czekając na okazję, by poruszyć swoją sprawę. W pewnej chwili Müller powiedział ojcu, że jeśli ma jakąś osobistą prośbę, to może się do niego zwrócić. Ojciec odpowiedział, że chciałby go poprosić o radę, bo posiada affidavit do Palestyny i nie wie, czy ma się zarejestrować, gdyż boi się, dokąd zostaniemy wysłani. Tu stała się zdumiewająca rzecz. Müller wstał zza biurka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.