ďťż

Dlatego też praca jego wykraczała daleko poza obszar wyznaczonych mu ról...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Studiował historyczne źyciorysy odtwarzanych postaci, obyczaje ich czasów, tło społeczne i polityczne, sfarał się poznać cały podskórny nurt, który uzasadniał ludzkie postępowanie. Zgłębiał charaktery, psychologiczne pobudki działania bohaterbw sztuki, klimat epoki i jej wpływ na przebieg wydarzeń. Był żywą encyklopedią wiedzy o teatrze, znał wszystkie jego tajemnice. Nie odczuwał głodu zaszczytów i może właśnie dlatego los mu ich nie poskąpił. Wiele mówiono o jego zarobkach, o jego zamożności, chociaż on sam do spraw materialnych nie przywiązywał wagi. Był bożyszczem tłumów. Egzaltowane wielbicielki nachodziły go za kulisami, mógł sięgnąć po każdą, ale nie zależało mu na łatwej zdobyczy, na przelotnych przygodach. Pragnął w życiu tylko jednego: prostej, prawdziwej miłości. I tej właśnle nie miał. Tak mu się przynajmniej zdawało. Chciał być kochany nie dla swojej sławy i talentu, ale jak zwykły pierwszy lepszy mężczyzna. Jego niepospolitość fałszowała obraz rzeczywistych uczuć kobiet. Przekonywał się o tym niejednokrotnie i zawsze za późno. Był człowiekiem wielkich pasji. Ta pasja przenikała jego kreacje sceniczne, porywała widzów, ale nigdy nie udało mu się obudzić równie wielkich uczuć w żadnej kobiecie, którą kochał. Nie znalazł dotąd ani jednej godnej partnerki do odegrania tej najważniejszej roli w teatrze jego własnego życia. Szukał szekspirowskiej bohaterki, a znajdował subretki z wodewilu. Nie od razu poznał tę gorzką prawdę. Był ufny i wielkodnszny w miłości, mierzył wszystko miarą własnego serca. Największy jego romans trwał pięć lat. Kobieta, którą kochał płomiennie i wiernie, porzuciła go bez powodu. W światowym repertuarze dramatycznym Gordon nie spotkał się z czymś podobnym. Powiedaiała pewnego dnia podczas obiadu, tak swobodnie, jakby chodziło o zmianę kapelusza: - Wiesz, Al, postanowiłam od ciebie odejść. Dłużej już nie wytrzymam. Gordon osłupiał. - Nikt inny nie wchodzi w grę, przysięgam. Jesteś nadzwyczajny, wspaniały, będę cię podziwiała do końca życia. Ale na to, żeby żyć z mężczyzną, trzeba go po prostu kochać. Nie przerywaj mi. Wiem, że sprawiam ci ból, a samą siebie ośmieszam mówiąc tak po pięciu latach. Poniosła mnie egzaltacja i głupota. Wmawiałam w siebie, że jestem w tobie zakochana. A ty byłeś zawsze taki delikatny, wrażliwy. Myślałam, że coś się we mnie z czasem odmieni. Ale teraz wszystko mnie drażni. I ta twoja wieczna pogoda, i uległość, i nieustanna chęć dogodzenia mi... Nie mogę tego znieść. Rozumiesz? Nie mogę! Wybacz, mówię to, co czuję. Nie wytrzymam już dłużej ani jednego dnia. Choćbyś mnie zabił. Ja naprawdę próbowałam się przemóc. Nie zgodziłam się na małżeństwo dlatego, że cię nie kochałam. To znaczy, nie kochałam aż tak, żeby spalić za sobą mosty. Początkowo nie umniałam ci się oprzeć, nie miałam dość siły. Spadłeś na mnie jak Zeus na Ledę, przytłoczyłeś mnie. A ja jestem zwykłą, mało skomplikowaną kobietą, nie mam sił do dźwigania twojego nieba. Nie urodziłam się Kariatydą. Wypuść mnie ze swojej niewoli. Chcę i muszę od ciebie odejść, chcę ratować przed tobą resztki mojego życia. Po wysłuchaniu tego monologu Gordon przez chwilę milczał z zaciśniętą krtanią. Ziemia usuwała mu się spod nóg. Każde słowo Leny miażdżyło go, znieważało, zadawało śmiertelne rany. Ale nie dał tego po sobie poznać. Był pomimo wszystko i w każdej sytuacji wielkim aktorem. Opanował się, wstał od stołu i rzekł głosem, który widzów tej sceny mógłby przejąć dreszczem: - Wszystko rozumiem. Tak, teraz wszystko rozumiem. Oczywiście. Na dwa dni wyjadę z Warszawy, żebyś miała czas na rozważenie swojej decyzji, a jeśli będziesz przy niej trwała - na wprowadzenie jej w czyn. W każdym razie wszystko, co znajduje się w tym domu, należy do ciebie. Pieniądze są w lewej szufladzie biurka. Możesz nimi dowolnie dysponować. Żegnam cię... Bądź zdrowa. Gordon rolę tę odegrał nieporównanie. Był wspaniałomyślny, pełen godności i w miarę tragiczny. Tak jak zapowiedział - wyjechał do Kazimierza, a kiedy wrócił, Leny już nie zastał. Przez długi czas nie mógł odzyskać równowagi. Zaczął pić, noce spędzał w knajpach z przygodnymi kompanami, spóźniał się na próby, odrzucał role. Okres ten nazwał póżniej żartobliwie cytrynowym okresem swojego życia. Wynikało to stąd, że co wieczór w Klubie Aktora wypijał pół litra jarzębiaku pod cytrynę pokrajaną w plasterki i posypaną cukrem. Różni naciągacze spośród aktorskiego paspólstwa czyhali na niego. Gdy tylko wchodził do Klubu, jakaś postać zrywała się od stolika: - Mistrzu, czy nie mógłby pan pożyczyć mi stówy? Filmowiec Krummel, autor niezłych krótkometrażówek, o którego względy zabiegały młode aktorki, pewnego wieczoru ustrzelił Gordona w szatni. Działał przez zaskoczenie, gdyż znali się raczej przelotnie. - Mistrzu, musi mi pan pożyczyć dwa tysiące. Gordon, obezwładniony tupetem tego człowieka, sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął dwie pięćsetki. - Proszę... Nie mam więcej przy sobie. Po trzech dniach w teatrze wezwano Gordona do telefonu. Mówił Krummel: - Mistrzu, mam u pana tysiąc złotych... Kiedy mógłbym je dostać? Potrzeba mi do zarżnięcia. I tym razem Gordon dał się sterroryzować bezczelnością filmowca. - Tak... no dobrze... Zostawię w kopercie u portiera. Przy jego stoliku w Klubie przewijali się wykolejeni aktorzy, grafomani, drugorzędni malarze, poszukujący fundatora. A później licytowali się między sobą, który z nich celniej go "przygordonił". Cytrynowy okres trwał przeszło pół roku. Ale Melpomena czuwała nad swoim wybrańcem. Powołanie artysty okazało się silniejsze niż rozpacz porzuconego kochanka. Wielki Gordon w sztuce znalazł ukojenie i grając Otella budził taką grozę, że młoda aktorka, występująca w roli Desdemony, zemdlała na scenie z przerażenia. Lena po upływie roku wyszła za mąż za podrzędnego rzeźbiarza, który ją maltretował i bijał po pijanemu. Gordon raz tylko widział ją przelotnie w kawiarni. Z wolna oddalała się z jego pamięci. Podczas wojny Niemcy wywieźli Lenę na roboty do Drezna, gdzie zginęła podczas dywanowego bombardowania tego miasta przez alianckie samoloty
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.