ďťż

Czuję się pusty, mówię ci...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Odnoszę wrażenie, że znasz rozwiązanie mojego problemu. Na Boga, wyświadcz mi tę przysługę. - Dobrze. Ale pamiętaj, że nie jestem cudotwórcą, daleko mi do tego - zapewniłem go. - Nie znam też sposobu dopomożenia ci, przykro mi to mówić. Wiem jednak, że jest coś, co mogłoby ci pomóc. - Co takiego? - dopytywał się. - Wiara. Silna wiara doda ci sił na co dzień i może spowodować, że twoje życie stanie się lepsze poprzez to, że uczyni lepszym ciebie samego. Zerwał się na równe nogi. - Jesteś taki sam, jak cała reszta tych religijnych fanatyków. Miałem o tobie lepsze wyobrażenie, lecz wszystko, co możesz mi zaproponować, to te bajki, które już słyszałem. - Mówiąc to wyszedł ciężkim krokiem, nie mówiąc nawet do widzenia. Wszystko co mogłem zrobić to pomodlić się w jego sprawie. Pół godziny później sekretarka wsunęła głowę przez drzwi do mojego gabinetu. - On wrócił. Jest jeszcze bardziej zdenerwowany. - Kto wrócił? - zapytałem. - Ten mężczyzna, który wyszedł od ciebie rozgniewany. Kiedy wszedł do mojego gabinetu, zaczął chodzić tam i z powrotem. - Chcę się tylko dowiedzieć, czy oszalałem? Czy zwariowałem? Powiedz mi! Skłoniłem go, by usiadł i opowiedział, co się stało. Opowiedział następującą, całkiem niewiarygodną historię, szczególną jak na zatwardziałego, sceptycznie nastawionego nowojorczyka. Po wyjściu z mojego biura machinalnie skręcił na zachód, w Twenty-Nineth Street, przeszedł Broadway i znalazł się na Sixth Avenue. Przetrawiał w myślach te kilka słów, które mu powiedziałem. Był bardzo wzburzony i zawiedziony. Nie tego oczekiwał - wiara, uwierzyć! Czuł, że opuszczają go siły. Wtedy stało się coś dziwnego. Nagle uliczny tłum wydał mu się przyjazny - poczuł się jednym z tych spieszących dokądś ludzi. Niemal w jednej chwili opuściły go zmęczenie i gniew. Czuł, że wypełnia go niecodzienny spokój. Pochylił się na krześle, na jego twarzy widać było zdumienie. - Co mi się przydarzyło? Czuję w sobie dziwny pokój i harmonię. Co mnie spotkało? Dlaczego? - Nie wiem - odparłem. - Muszę szczerze przyznać, że nie wiem. Bałem się mu powiedzieć, co myślę, lękając się, że znowu go rozdrażnię. - Mogę jedynie powiedzieć, że kiedyś czytałem książkę - nie pamiętam teraz jej tytułu ani kto ją napisał - która opowiadała o mistycznych przeżyciach. - Jakich mistycznych przeżyciach? - Mówiłem przecież, że dokładnie nie pamiętam. Niewiele mogę na ten temat powiedzieć z własnego doświadczenia - mówiłem. - Pamiętam, że gdy moja matka, mieszkająca w małym miasteczku na południu stanu, nagle umarła, stałem przy tym oto biurku i znajdowałem się w stanie prawdziwego szoku. I nagle odniosłem wrażenie czyjejś przyjaznej obecności. Czy była to świadomość, że nie jestem sam na świecie? Nie wiem. Takie odczucia czasem się odnosi. Przeżyłeś coś podobnego. Popatrzył na mnie z uśmiechem. - To było niezwykłe. Miałem wrażenie, że dzieje się ze mną coś dobrego, że wracają mi siły i chęć do życia. Jakie były dalsze losy tego mężczyzny, z którym później miałem kontakt tylko przez krótki czas? Jedna rzecz była znamienna. Ten zatwardziały alkoholik został całkowicie uleczony ze swojej choroby i już nigdy nie miał ochoty na alkohol. Stał się człowiekiem uprzejmym, otwartym i był niestrudzonym pomocnikiem innych ludzi, pełnym entuzjazmu i pogody ducha. Wprost tryskał radością. Ludzie kochali go. Później, pewnej nocy, gdy miał czterdzieści siedem lat, nagle, całkiem nieoczekiwanie umarł. Z tego, co wiem, od momentu tamtego zdarzenia aż do końca życia był człowiekiem szczęśliwym. Niektórzy powiedzą, że jego życie było takie krótkie. Odpowiem im, że ważna jest nie liczba przeżytych lat, lecz ich jakość. Czas, który pozostał mu po tym dziwnym przeżyciu, był wypełniony entuzjazmem, szczęściem i bogactwem doznań. Jedno wiem na pewno - nigdy go nie zapomnę. Pustka w jego życiu została wypełniona. Nigdy już nie miałem podobnego doświadczenia. Jednak zdarzały się mniej dramatyczne przypadki, w których poczucie pustki ustępowało miejsca wyjątkowej pełni życia. Opowiedziałem tutaj tę niezwykłą historię nie po to, by zasugerować, że twoja wewnętrzna pustka musi zostać wypełniona w tak dramatyczny sposób. Stwórca, który uczynił to wszystko, co odkrywają naukowcy, i cuda, na które jeszcze natrafią, rzadko posługuje się "cudownymi" metodami. Mam wrażenie, że oczekuje, iż wykorzystamy cudowną rzecz zwaną umysłem, którą obdarzył każdego z nas, i moc myśli. Znalezienie drogi wyjścia z trudności, pokonanie przeciwności losu i wyrzeknięcie się negatywnej postawy, a następnie zastąpienie wewnętrznej pustki radością i entuzjazmem jest niezwykłym fenomenem życia, który można nazwać cudem, jeśli weźmie się pod uwagę zakres zmian, jakie obejmuje. Potwierdzeniem tego jest jeden z wielu listów, które otrzymałem i które są dla mnie prawdziwym skarbem. Został on napisany przez Vita A. Celendera pracującego w przemyśle kosmetycznym w Pittsburghu. "Drogi doktorze Peale. Wiele lat temu w hotelu w Johnstown, w Pensylwanii, planowałem zadzwonić do pewnego klienta, z którym miałem się spotkać następnego dnia. Czułem się, delikatnie mówiąc, trochę podenerwowany, była to bowiem pierwsza rozmowa handlowa w moim życiu. Wszystko to działo się w połowie lat siedemdziesiątych. Właśnie wyszedłem z okresu, który można by nazwać hipisowską erą mojego życia. Tak się jakoś złożyło, że wpadł mi w ręce egzemplarz Pana pisma "Plus" na temat pozytywnego myślenia. Zmienił on radykalnie kierunek mojego życia. Z jego lektury dowiedziałem się, że skoro słuszność jest po mojej stronie, nikt nie może mi się oprzeć, i uwierzyłem w to
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.