ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Bestia, która zrobiła karierę.. - rozważał dalej Kniedl delektując się zabawą w kontemplację
nad istotą człowieka. - Taka zookariera zmusza do wyciągnięcia pewnych wniosków, zwłaszcza
jeśli się jest mierzwą, nawozem, po prostu düngungsvolkiem. Prawda, Fraülein Agli? Myśmy taki
wniosek wyciągnęli, nicht wahr, Fraülein Agli?
Kobieta w głębi adlera pochyliła się naprzód ku mówiącemu i oto zobaczyłem Agłaję. Agłaję w
bibretach czy innych skórkach mysiego koloru. Wysoki kołnierz i futrzana czapeczka podkreślały
bladość twarzy wysubtelnionej przez głód. Wyglądała jak gwiazda filmowa po ciężkiej chorobie.
Nie rozumiała jeszcze obcej mowy, ale znała już nowe własne imię - Agli, Fraülein Agli - i
patrzyła na swego pana z czujnym zgadywaniem w oczach niebieskich jak niebo i jak ono -
niepojętych.
- Znacie się dobrze, nieprawdaż? Z jednego oddziału, towarzysze broni, o ile mnie pamięć nie
myli?
Skinąłem tylko głową. Nie, pamięć na pewno nie myli hauptsturmführera. Całą tę scenę
urządził po to, aby mnie pognębić. Jeszcze w ubiegłym tygodniu widziałem Agłaję, jak myła
podłogę w baraku szpitalnym sonderbatalionu. Słyszałem, że dzięki donosowi, kosztem życia
koleżanki, wydostała się z piwnicy, z zaduchu gnijącej brukwi, na "świeży luft" szpitala i dobry
wikt posługaczki. Mówiono o niej, że robi w obozie karierę. Tymczasem kariera jej zacznie się
dopiero poza obozem...
- Fraülein Agli jedzie właśnie na kursy dokształcające do Hamburga - ciągnął Kniedl ze swadą
salonowca. - Doszła do wniosku po niedługim tu filozofowaniu, że przede wszystkim trzeba żyć:
primum vivere, deinde philosophari! Przed wyjazdem jednak chciałaby zapytać swego szefa i
zarazem doktora, czy słusznie postąpiła. Czy ta nauka nie zaszkodzi jej zdrowiu.
Zrozumiałem, że od mojej odpowiedzi zależy teraz los nas wszystkich.
Kniedl, bawiąc się finezją łajdackiej inscenizacji, sprawę stawiał poważnie i ostro: ta
dziewczyna z waszej paczki jedzie na przeszkolenie. Patrz, jak piękną, przebiegłą, zdecydowaną na
wszystko, bo pozbawioną wszystkiego charcicę będę miał w wielkich łowach na człowieka! A ty?
Dość już: albo - albo!
Miałem w każdej ręce po kamieniu wagi co najmniej dziesięć kilo. Można takim kamieniem
łupnąć w czapkę z trupią główką, czapka nie uchroniłaby czaszki przed pęknięciem. I to byłaby
uczciwa odpowiedź.
Przełożyłem kamienie z ręki do ręki - lagerkommandant sięgnął momentalnie do kieszeni - ale
ja tylko przełożyłem. Uniosłem ramiona, głowę wtuliłem w nie i tak stałem w pozie beznadziejnej
rezygnacji. Zdecydowałem się na ryzykowną woltę.
- Więc jakże, doktorze, zaszkodzi to jej czy nie zaszkodzi?
- Praesente medico nihil nocet - odrzekłem mu z cynicznym uśmiechem starą łacińską
sentencją.
- Ach tak! W obecności lekarza, czyli w waszej obecności, nic nie szkodzi? Cóż, pomyślimy i o
waszej obecności na tych kursach dokształcających. Cieszy mnie ten głód wiedzy, przebudzona
tęsknota za nauką niemiecką. Niezadługo pomówimy o tym obszernie. Tymczasem... Tymczasem
chciałbym się upewnić, że to nie słomiany ogień. Panie komendancie - tu odwrócił się w stronę
końskiej szczęki lagerkommandanta - proszę go mianować legerarztem. Ten człowiek będzie mi
potrzebny.
Komendant zapytał o personalia i skreśliwszy kilka słów w bloczku, podał mi kartkę do
schreibstuby.
- Więc do miłej gawędy, doktorze! - skinął na pożegnanie Kniedl. - Głowa do góry: operacja
udała się i chory żyje!
Wzbiła się śnieżna kurzawa i auto pomknęło w kierunku bramy.
W jaskini prominentów
Dopiero kiedym się odwrócił, aby znaleźć zgubiony chodak, uświadomiłem sobie w całej pełni,
co zaszło. Towarzysze patrzyli na mnie spode łba, pochmurnie i obco, vorarbeiter stał ogłupiały z
uśmiechem proszalnym, niepewny względów nowego potentata. Nawet post przewiesiwszy karabin
klepnął mnie po plecach i wyciągnął papierosa.
No tak, w okamgnieniu urosłem na potęgę. Z dna obozu, z kompanii karnej, gdzie żyło się tak
krótko, wzniosłem się na sam szczyt piramidy, do stanu kilku faraonów. Jestem nietykalny, jestem
niebezpieczny. Przecież wszyscy widzieli: Kniedl, hauptsturmführer Kniedl, przed którym sam
lagerkommandant stoi na baczność, rozmawiał ze mną łaskawie i mianował lagerarztem.
Zaraz wszystko poszło galopem, na wysoki rozkaz.
Schreibstuba natychmiast dała opaskę, wypisała zlecenie do bekleidungskammer i laufer
pobiegł na rewir, do lagerarzta, że nie jest już lagerarztem, żeby się czym prędzej wynosił z ciepłej
budy, bo idzie nowy lekarz.
Z bekleidungskammer wyszedłem w porządnych, chromowych butach i umundurowaniu po
kapelanie, w półkożuszku myśliwskim i futrzanym syberyjskim małachaju.
Na obiad skierowano mnie do kuchni nr 1. W przybudówce, która służyła za kantynę dla
sześciu prominentów, wydało mi się, że trafiłem do menażerii. Stwory drapieżne, stwory upiorne
siorbały tu, gryzły, mlaskały w jednym pragnieniu: "do syta!" Bo sytość - to życie, to siła, to
możność bicia, kopania, żarcia na nowo do syta.
Przygarbiony, szczurokształtny, o pysku spłaszczonym, lagerkapo ogryzał końską kość z
wyraźnym zdenerwowaniem, Miał wyrzuty sumienia, że bijąc mnie wczoraj, nie dobił. Co teraz?
Nic mi już zrobić nie może. Jesteśmy w hierarchii lagrowej równorzędni: on szef administracyjny,
a ja sanitarny
|
WÄ
tki
|