ďťż

Co prawda, umiejętność ta w przypadku Davida była zbędna...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Potrzebne było jedynie bezosobowe pchnięcie. Śmierć Hackmana i Teda Williamsona także nie wiązała się z bezpośrednim osobistym udziałem. Przecież nikt nie zastanawia się, czy darzyć zaufaniem każdy zbliżający się pojazd, zanim zdoła cię zabić - ale Wanda niewątpliwie żywiła do swojego zabójcy ciepłe uczucia, ze względu na pamięć jego brata Günthera. Z całą pewnością! I Jahjivan Singh. Tej nocy, kiedy Wim zjawił się na Shipskull Lane, Jaggers musiał uznać takiego doświadczonego ochotnika za dar od boga agentów żeglugowych. Jeżeli widziało się, jak Jaggers działa, można przyjąć, że najprawdopodobniej próbował wynegocjować jakąś dodatkową prowizję, zamiast występować w roli dobroczyńcy. A może nawet próbował poprowadzić bardziej długoterminową grę i twierdził, że już zaangażował na stanowisko drugiego oficera jakiegoś nieszczęśnika, aby dzięki temu wybiegowi zapewnić sobie możliwość eksploatowania Voorhoeve’a nie tylko w czasie rejsu do Banji Beach. W każdym razie popełni wielki błąd. Taki, jaki człowiek na stanowisku dyrektora naczelnego popełnia tylko raz. W przeciwnym razie, Wim nie uznałby, że musi go zabić, aby umieścić na liście załogi „Centaura” swoje przybrane nazwisko, które mógł poprzeć autentyczną dokumentacją. A może i tak zabiłby Jaggersa? Po prostu dlatego, że był psychopatycznym zabójcą, który nie miał poczucia moralnej odpowiedzialności ani winy z powodu czegokolwiek, co zrobił. W pogoni za skarbem pozostawionym przez ojca, wyeliminowanie kolejnej istoty ludzkiej nie znaczyło dla niego więcej, niż rozgniecenie jakiejś irytującej muchy. A poza tym odniósłby wyraźne korzyści, gdyby jeszcze bardziej zamącił toczące się śledztwo. Dziwna sprawa. Dlaczego początkowo wybrany drugi oficer nie znalazł się w Rotterdamie na statku? Ale czy w gruncie rzeczy naprawdę go to interesuje? Zważywszy, że człowiek ten miał się zameldować niedługo przed tym, jak w basenie portowym znaleziono pływające zwłoki. Morze eksplodowało pod dziobem „Centaura”. Kyle poczuł wstrząs, statek zatoczył się i stęknął. Zabolało go serce na myśl o cierpieniach, jakie musi znosić. A także o młodym Chowdhurym, który pozostał na mostku sam, bez niczyjej pomocy. - Statek nie wytrzyma długo - powiedział Voorhoe... nie Stollenberg i podniósł Nefretete. Zrobił to niezgrabnie, pochylając się w bok i macając dłonią w poszukiwaniu torby, ale lufa glocka nie drgnęła ani o milimetr. Wyglądał wciąż bardzo sympatycznie. W tym młodym człowieku nie było ani cienia wrogości. Ani żadnych innych emocji. Gdy cofał się wolno po pochylonej podłodze do drzwi sypialni, Kyle widział, jak bieleje mu palec wskazujący, pokonujący pierwszy opór spustu. - Chyba już pora na mnie, prawda? - oznajmił rzeczowo najmłodszy i jak miał nadzieję Kyle - ostatni Stollenberg. No cóż, udało mu się. Naprawdę wkurzył Kyle’a - i mniejsza o to, że miał broń! Całe napięcie, frustracja, cała tłumiona wściekłość eksplodowała w nim, ponieważ wciąż za dużo pytań pozostało bez odpowiedzi i zbyt wiele kwestii pozostało niewyjaśnionych. A poza tym nie miał, do cholery, zamiaru dać się załatwić w tak lekceważący sposób przez młodszego oficera! - Nie waż się pan ode mnie odchodzić! - wybuchnął pierwszy oficer Kyle. - Jeszcze z panem nie skończyłem. Ciszę, która zapadła, można było kroić nożem. Nawet Lewis zamrugał z obawą, słysząc wściekłość w głosie Kyle’a, a Stollenberga ten słowny atak po prostu sparaliżował. - Słucham pana? - wybełkotał z poszarzałymi nagle policzkami, wyraźnie sztywniejąc. Może tego rodzaju reakcja nie była tak zaskakująca, jak mogło się wydawać. Być może Wilhelm Stollenbergo pogardzał teutońską dyscypliną, ale był genetycznie zaprogramowany, by na nią reagować. Dodatkowo, doświadczenie jakie zgromadził na statkach nauczyło go szacunku do władzy. Zwłaszcza władzy tych marynarzy, którzy mieli więcej złotych pasków na rękawie niż on. Krótko mówiąc, dla drugiego oficera zastrzelenie swojego bezpośredniego zwierzchnika, który występuje właśnie w pełnym majestacie urzędu wymagało całkowitej zmiany sposobu myślenia. Jest to zabieg szalenie trudny dla psychopaty. - Jest mi pan winien wyjaśnienia, drugi - ryczał doprowadzony do szału Kyle. - Byłbyś już martwy, gdyby nie ja, chłopcze. Nie miałbyś nawet teraz tego pieprzonego peemu, gdyby nie ja, do cholery! - Uspokój się, Kyle, na rany boskie - poradził wciąż jeszcze oszołomiony Lewis. - Narażasz i mnie. - A wy siedźcie tam cicho, Lewis! - rozdarł się Kyle, nie różnicując celów swojego gniewu. - Sprawiliście już wystarczająco dużo kłopotów w czasie tego rejsu. Odwrócił się znowu w stronę Stollenberga, ale tym razem nieco ostrożniej. Doszedł do wniosku, że powinien jednak wziąć się w garść, zanim się wścieknie do końca i umrze w nieświadomości. - No dobra, zaczynaj. Powiedz pan, czemu zabiłeś dziewczynę - warknął. - Czemu zabił pan Wandę Inadi, czy jak jej tam było i - skoro już o tym mowa - czemu ją pan zostawił w mojej szafie? Twarz drugiego rozjaśniła się. Tylko tyle? Wydawało się, że poczuł ulgę, słysząc, że do uniknięcia kłopotów dyscyplinarnych wystarczy jedynie udzielenie całkowicie logicznego wyjaśnienia. - Ponieważ nie chciała zmienić zdania, panie pierwszy - oświadczył takim tonem, jakby był to powód, który w pełni usprawiedliwia morderstwo
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.