ďťż

co 459 cv — I zamiast odpowiedzi dostać kulę z muszkietu — mruknął kpiąco Kulczycki...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— Tedy ta starczy ci za odpowiedź — skwitował Stegman, a Żegoń wtrącił: — Niedługo dotrzemy do Angern, a tam spytamy o kwaterę austriackiego wodza. Obaczym, co on powie. Znów jechali w milczeniu. Teren wokół był falisty, ale o pagórkach niezbyt wysokich i stromych. Ich stoki złociły się łanami dojrzałego zboża, tam gdzie nie stało jeszcze w kopicach. Mimo zgiełku niedalekich działań wojennych, tu chłopi skrzętnie zabiegali 0 zebranie plonu wiedząc, że głód byłby równie groźny jak tatarski zagon. Ale w miarę posuwania się na południe coraz częściej spotykali spalone wsie, choć kraj jeszcze nie był zupełnie wyludniony. Toteż mieli możność nabywania żywności, a letnia pora pozwalała 1 konie nakarmić bez trudu. Gnali więc wierzchowce mocno i dotarli wreszcie do Korneuburga, gdzie w zamku zatrzymał się książę Karol. Miasteczko pełne było wojska, choć główny obóz leżał o trzy mile dalej. Ale po oberżach i w mieszczańskich domach rozlokowali się wyżsi dowódcy, a z nimi ich poczty i służba. Starczyło tego, by ulice wypełnił żołnierski tłum. Stegman znalazł jednak niedaleko miasta gospodarza chętnego do wynajęcia kwatery, więc już następnego dnia Żegoń mógł ruszyć na zamek, by zameldować się księciu. Z audiencją poszło łatwiej, niż się spodziewał, gdyż na wiadomość o przybyciu wysłannika polskiego króla sam dowódca straży pospieszył zawiadomić księcia. Po godzinie, bo w poczekalni musiał jeszcze nieco posiedzieć, Żegoń został dopuszczony przed oblicze ^cesarskiego wodza. Wszedł i przystanąwszy na progu rozejrzał się wśród obecnych, szukając wzrokiem człowieka, który swego czasu miał zostać jego monarchą. W obszernej komnacie było czterech mężczyzn. Trzech w starszym wieku, w kolorowych,, bogato szytych złotem generalskich mundurach, czwarty zaś w zwykłym, szarym kubraku, żółtych raj-tarskich butach mocno podniszczonych i białej, też już nieco zniszczonej peruce. Pociągła twarz z orlim, lekko zakrzywionym nosem nosiła ślady przebytej ospy. Człowiek ten odpowiedział gestem ręki na ukłon Żegonia, dając mu w ten sposób niejako znak, że to właśnie z nim należy mówić. Toteż Damian zwrócił się ku niemu. — Przybywam do waszej książęcej mości z pismem mego pana, polskiego króla, w misji sekretnej. — Przesunął spojrzeniem po otaczających księcia mundurach. cv) 460 cvi __Jego królewska mość zapowiadał mi waćpana. Możemy rozprowadzić przy obecnych tu moich generałach bez obaw, a raczej z korzyścią dla waszmości, bo pomocni ci będą wiedząc, o co rzecz idzie — odpowiedział austriacki wódz. — Dzięki zatem za objaśnienie w tym względzie. A oto pismo. Książę złamał pieczęć i szybko przebiegł je wzrokiem. — No tak, to tylko, potwierdzenie tożsamości oddawcy. Resztę pozostawia władca waćpana ustnemu ustaleniu. Ale zanim przejdziemy do sedna sprawy, pragnę spytać, skąd jedziesz? Czy może z Krakowa? — Tak, wasza książęca mość, właśnie stamtąd. — Wiem, że król Jan był w drodze do obozu. Czy już tam dotarł? — Tak, przybył z końcem lipca. — Czy wiadomo waćpanu, kiedy zamierza ruszyć? — W ciemnych oczach Lotarynczyka Damian dostrzegł wyraz napięcia. — Dokładnej daty nie znam. Ale kiedym opuszczał Kraków, trwały ostatnie przygotowania! Miłościwy pan czekał jeszcze na chorągwie litewskie. Sądzę, że najpóźniej w tydzień po mnie wojsko było już w drodze. — To by znaczyło — książę z troską spojrzał na generałów — że możemy go oczekiwać tutaj... — zawiesił głos zastanawiając się. — Za dwie niedziele, czyli pod koniec miesiąca — podsunął Żegoń — bo jechałem szybciej, niż będzie ciągnąć armia. — Tak... chyba tak. — Książę odetchnął, po czym dorzucił na wpół do siebie: — Biedny Wiedeń... Czy aby Riidiger wytrzyma? — Nie traćmy nadziei, wasza wysokość — rzekł jeden z generałów. Karol zaś zwrócił się do Żegonia: — A zatem wracajmy do sprawy. Czy jego królewska mość uznał, że nie może polegać na mojej służbie wywiadowczej przysyłając waćpana? Co nie znaczy, że niechętnie go widzę... — uzupełnił z ujmującym uśmiechem, łagodząc w ten sposób wypowiedź. Żegoń odpowiedział bez wahania: — Mój władca w pełni docenia i ufa wszelkim wieściom, jakie otrzymuje od was, ale uważa tę drogę za zbyt przewlekłą. Często też musi czekać na dodatkowe wyjaśnienia. Co zaś króla interesuje, wiem dobrze, bo nie od dziś mu służę, stąd mogę mu przesyłać wiadomości bardziej ścisłe. Poza tym, i to jest najważniejsze, mamy swoich ludzi w tureckim obozie. Jak do nich dotrzeć i kto to jest, trudno byłoby w tej materii kogoś objaśniać... Książę skinął głową. Ś . Tak, rozumiem teraz... Jakiej zatem pomocy ode mnie ocze- - Prosiłbym o glejty dla siebie i moich ludzi. Nie wiadomo co cv 461 cv może się zdarzyć, lepiej więc uniknąć przeszkód ze strony służb waszej wysokości. :— Dobrze, dostaniesz je. Co jeszcze? — Odpowiedzi na pytanie, które oszczędzi mi zbędnych zabiegów. — Pytaj, proszę. — Lotaryńczyk znów sią uśmiechnął z wyraźną życzliwością. — Jaką drogą czy sposobem radziłaby wasza książęca wysokość nawiązać łączność z oblężonym miastem? ,. — Chcesz wiedzieć, jak moi wysłannicy z tym sobie radzą? Lepiej w tym objaśni waćpana pułkownik Zumpft, któremu podlegają te sprawy. On też wystawi glejty. — Dziękuję waszej książęcej mości. Sądzę, że uzyskam dostęp do map dla zorientowania się w terenie, i pozycjach wojsk? — Oczywiście... — Książę Karol sięgnął do dzwonka stojącego na stole, a kiedy zjawił się oficer ordynansowy, dał mu krótkie polecenie, po czym ponownie zwrócił się do Źegonia: — Zaraz zapoznam waćpana z baronem Zumpftem. Proszę utrzymywać z nim kontakt we wszystkich sprawach dotyczących i pobytu w moim sztabie, i wykonywanych zadań. — Powtórnie dziękuję waszej książęcej mości. — Działaj zgodnie z poleceniami swego monarchy, bo jego woli i ja jestem posłuszny
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.