ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Widziałam, że Czuje się coraz
bardziej nieswojo. No i dobrze.
Odchrząknął.
- To nie jest oficjalna wizyta.
- Tak, Ron, wiem. Nie łączą nas już żadne oficjalne sprawy. - Ruchem głowy
wskazałam na drugi koniec pokoju. - Dostałam przepustkę. - Przepustka wisiała
pod szkłem w taniej ramce, którą kupiłam w Walgreen's. Wisiała nad sofą jak
dyplom ukończenia kursu korespondencyjnego.
Założył nogę na nogę i podciągnął skarpetę nad sportowym butem.
- Chcę przeprosić za to, że cię zawiodłem. Po to przyjechałem. Nie potraktowałem
poważnie zagrożenia od wewnątrz. Przepraszam. Powinienem był się domyślić, że
ktoś mógł... - Urwał. - To, co się stało w twoim domu tamtej nocy, nie powinno
się było wydarzyć.
Czułam wibracje jego przeprosin od stóp do czubka głowy, jakby Ron przyłożył mi
do kręgosłupa drgający kamerton. Mówił o facecie, który przyczaił się pod moim
łóżkiem. O facecie, który związał mnie taśmą.
Kiwnęłam głową i zapytałam o coś, co bardzo chciałam wiedzieć.
- Powiedz mi coś. Miał zamiar coś nam zrobić? Amy i mnie? Pokręcił głową.
- Nie. Twierdzi, że nie. Chciał tylko was nastraszyć. Zrazić do programu.
Przekonać was, że nie możemy was ochronić.
- Dlaczego?
- Pamiętasz o tym, jak potoczyły się głowy z WITSEC, kiedy narobiłaś rabanu w
Nowym Orleanie? O tych wszystkich, których wylano z pracy po twoim wystąpieniu
przed Kongresem? Jeden z nich był jego przyjacielem. Nasz człowiek - ze Służby
Marszali - ten, który włamał się do ciebie, mówi, że chciał się tylko zemścić.
Kiwnęłam głową. Tak podejrzewałam. W końcu powiedziałam:
- Dziękuję za przeprosiny, Ron.
- Są szczere - powiedział.
Podniosłam wzrok i zanim pomyślałam, zapytałam:
- A Carl Luppo? - Starałam się, by to pytanie zabrzmiało jak najbardziej
nonszalancko, i zdawałam sobie z tego sprawę. - Masz od niego jakieś wiadomości?
Mam nadzieję, że lepiej się czuje.
Ron odpowiedział, jakby czekał na to pytanie.
- Tak, czuje się lepiej. Rana się zagoiła. W każdym razie tak słyszałem. Możesz
się pewnie domyślić, że nie jest już jednym z moich świadków. - Ron przerwał. -
Dużo dla niego ryzykowałaś.
- Naprawdę?
Podejrzewałam, że Ron nawiązuje do umowy, którą zawarłam z WITSEC po niedoszłej
katastrofie w domu doktora Gregory'ego. Umowa polegała na tym, że poproszę o
przepustkę z WITSEC i na własne życzenie wyjdę z programu, ale tylko jeśli
WITSEC nie ukarze Carla Luppo za kontaktowanie się ze mną. Moja karta
przetargowa? Gdyby WITSEC nie przyjął mojej oferty, planowałam nagłośnić fakt,
że jeden z członków Służby Marszali zaatakował mnie w moim własnym domu, kiedy
byłam pod ochroną rządu.
WITSEC przyjął propozycję.
- Wciąż nie jestem przekonany, czy wyjście z programu było najlepszym wyborem,
jakiego mogłaś dokonać. Wciąż może grozić ci niebezpieczeństwo. Tobie i eee...
- Amy.
- Właśnie, Amy. W każdym razie, zastanawiam się, dlaczego to dla mego zrobiłaś.
Dla kogoś takiego jak Carl.
Co zrobiłam? Ryzykowałam życie? Nie mam pojęcia.
- Prawie w ogóle nie znałam Carla Luppo - powiedziałam.
- Tak - odparł Ron. - Ciągle słyszę tę historyjkę.
Telefon zadzwonił godzinę po odjeździe Rona. Zadzwonił tylko raz. Byłam na
werandzie i telefon zamilkł, zanim zdążyłam wejść do środka i odebrać. Minutę
później zadzwonił po raz drugi. Byłam gotowa.
- Halo - powiedziałam.
- No, to ja - rzekł. - Jak się masz?
- Cześć, Carl - hamowałam się, żeby nie zapiszczeć z radości. - Dobrze znowu cię
słyszeć. Jak twoja noga? Dobrze się goi?
- Jest prawe jak nowa, tyle że wygląda, jakby do niej strzelano. Pierwszą kulkę
dostałem na emeryturze. Kto by pomyślał? A twoja mała? Co u niej.
- Dobrze, Carl, dzięki tobie.
- Dzięki mnie? No, nie wiem. Każdy z nas coś wtedy zrobił. Ty, ja, ona,
doktorek, wszyscy.
- Powiedziałam: dziękuję, Carl. Doceń to, dobrze?
- Dobra, w takim razie: nie ma za co. Hej, mam parę wiadomości, które mogłyby
cię zainteresować. Przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu, ale sporo się
ostatnio działo... sama wiesz. W każdym razie w końcu dowiedziałem się czegoś o
pewnych starych animozjach, którymi tak bardzo się martwiłaś. No więc roztopiły
się. Tak jak myślałem - okazuje się, że były z lodu, a nie z kamienia.
Rozmawiałem z pewnymi ludźmi, którzy rozmawiali z pewnymi ludźmi, wiesz, o czym
mówię? Ci ludzie trochę przygrzali rzeczonemu panu i jego uraza do ciebie..
|
WÄ
tki
|