ďťż

Chulata roześmiała się...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Najpierw musisz mnie umyć - powiedziała, odwracając się do niego plecami. - Nawet nie zaczęliśmy. Perfumowane mydło pachniało bzem. Tuli odczuł ulgę, gdy się odwróciła, bo to dało mu czas na odzyskanie równowagi ducha. Umył jej włosy i łopatki, plecy i pośladki, ramiona i piersi, biodra i nogi. Zrobił to, co należało do obowiązków osobistego służącego. Chulata objęła go i położyła głowę na jego piersi. - Jakie są arkana sztuki wędrowca ducha? - zapytała. Jej ręka powędrowała znów poniżej pasa Tulla. - Czy korzystasz z przewodników? - Nie wiem - odparł szczerze Tuli. - Jestem tylko uczniem. A z jakich arkanów korzysta czarownik karnadyński? - Otoczył ją ramionami. Chulata spojrzała na niego. Nad zgrabnym noskiem błyszczały jej oczy. Miały ten sam kolor, co oczy Tulla -jasnozielony z plamkami koloru miodu. - Chodź ze mną do łóżka, to ci powiem. - Tak - odrzekł Tuli, wyszedł z wanny i wytarł Chulatę bawełnianym ręcznikiem. Kiedy to robił, myślał, jak daleko może się posunąć wobec tej kobiety. Czy ma z nią uprawiać seks, kupić sobie tyle wolności, żeby móc uciec? Była to w końcu niewielka cena za swobodę. Tuli nie wierzył, żeby Chulata pragnęła go z głębi serca. Uznał, że tylko go sprawdza, chce się przekonać, jak silne jest jego uczucie do Favy. Mimo wszystko, nie mógłby tego zrobić i zachować spokój ducha. Sprzedać się kobiecie tak godnej pogardy jak Chulata było jak... defloracja. 150 Kiedy skończył ją wycierać, schwyciła go za członka i zaciągnęła do łóżka. Położył się obok niej. Patrzyła mu w twarz i uśmiechała się. - Jaka była twoja żona? - Zupełnie inna niż ty - powiedział. - Jest wyższa, ma jaśniejsze włosy. Nigdy nie spała w jedwabnej pościeli ani nie kąpała się w gorącej wodzie. I nie sądzę, żeby kogokolwiek w życiu skrzywdziła, celowo albo przypadkiem. Nie skłamałaby nigdy i nie poszłaby z nikim do łóżka dla zysku. Myślę, że kocha mnie czystą miłością. Chyba jest silniejsza od ciebie. Jak mówiłem, jest zupełnie inna niż ty. Rysy Chulaty stwardniały. Humor i pożądanie w jej oczach zastąpił wściekły płomień. - Czego chcesz? - zapytała ostro. - Żyć w klatce jak thrall, czy stać się rycerzem Klingi? Tylko taki wybór ci pozostał! Statek nagle przechylił się na bok i zwolnił, w oddali Tuli usłyszał grzmot armatnich wystrzałów. - Słuchaj, wchodzimy do portu! - mówiąc to zacisnął dłoń na ustach Chulaty. Popatrzył w bulaje - całkowita ciemność. Chulata szarpała się, próbowała krzyczeć, kopała go kolanami w pachwinę. Działa okrętowe zaczęły strzelać. Noc rozbrzmiewała hukiem, jakby ryczała dzika bestia. Łóżko kołysało się od wibracji. Przytrzymał jąjeszcze przez chwilę i pomyślał, że miała rację. W jej świecie będzie albo thrallem, albo wojownikiem Klingi. Innej możliwości nie było. - Przepraszam - powiedział i uderzył jąw skroń. Zatoczyła białkami oczu i zemdlała. Zakneblował ją poszwą poduszki, a oddartymi kawałkami jedwabiu przywiązał ręce i nogi do łóżka. Potem zarzucił na nią posłanie tak, żeby nie zobaczył jej żaden przypadkowy świadek. Stoczył się z łóżka. Miał wrażenie, że opuszczają go siły. Oblizał suche wargi, schwycił leżące na podłodze bryczesy i opasał się nimi. Biegał po pokoju, szukając jakiegoś przebrania. Znalazł tylko szaty czarownicy. Gdy je nosiła Chulata, wyglądały na obszerne, ale Tuli ledwie się w nie mieścił. Poza tym czerwone hafty klanu karnadyń-skich czarowników tylko przyciągałyby uwagę. Sądził jednak, że w ciemności uda mu się uniknąć zainteresowania. Oderwał czerwone kity zdobiące skraj szaty i naciągnął kaptur głęboko na głowę. Przeszukał szuflady szafy z ubraniami, sądząc, że Chulata, skoro jest rycerzem Klingi, musi gdzieś trzymać miecz. Nie znalazł niczego. Wiedział, że przed drzwiami nadal stoi strażnik. 151 Podszedł do ściany, dotknął jej, wytężył umysł, żeby dowiedzieć się, w którym miejscu stoi wartownik. Ale nerwy go zawiodły i niczego nie poczuł. Wyskoczył nagle przez drzwi z nadzieją, że weźmie wartownika z zaskoczenia. Lecz pod drzwiami nikogo nie było. Tuli miał szczęście. Prawdopodobnie wartownik poszedł na pokład, żeby popatrzeć na wybuchy. Tuli rozejrzał się po pustym korytarzu. Wbiegł po schodkach na pokład. Uderzyło go świeże, gorące powietrze. Miało się wrażenie, że jest lato. Tuli zrozumiał, że dopłynęli daleko na południe. Na pokładzie było względnie spokojnie - tylko przy armatach stało po kilku rycerzy Klingi. Tuli schował się w szczelinie między dwiema ogromnymi rurami o nieznanym mu przeznaczeniu. Popatrzył na odległe wybrzeże. Zobaczył wielkie, szeroko rozciągnięte miasto, sto razy większe od Smilodon Bay. Światła miasta wyglądały jak gwiazdy rozsiane po nocnym niebie. Nawet z tej odległości dochodziły go okrzyki wojenne rycerzy Klingi zmieszane z krzykami przerażenia
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.